poniedziałek, 28 grudnia 2009

przechodząc na czerwonym dajesz przykład przełamywania warunkowania, część II

Wszystko co potrzebne jest do triumfu zła to dobrzy ludzie nie robiący nic.


Powszechnie wiadomo, iż dłuższe wystawienie na prąd o napięciu 230 V jest dla człowieka najczęściej śmiertelne. Czy świadomie poraziłbyś kogoś prądem? Jakie są szanse, że naraziłbyś nieznaną Ci osobę na kontakt z prądem o napięciu 450V ? Żadne? A gdyby tak... ktoś Ci kazał?

Zapytani o zdanie psychiatrzy stwierdzili, iż w podobny sposób postąpi 0,1% ludzi. Obstawiali skrajne przypadki sadyzmu. Ich optymizm zaskakuje już na tym etapie - mówi się, że psychopaci, osoby niezdolne do odczuwania emocji, w tym współczucia, stanowią nie mniej niż 3% populacji. Sondaż przeprowadzony pośród studentów wykazał, iż nieco mniej wierzą oni w ludzi - według ich szacunków, takich skrajności spodziewać by się można po 1-2% badanych.

Eksperyment przeprowadzony przez Stanleya Milgrama pokazuje, że prawie wszyscy ludzie gotowi są zadać nieznanemu sobie człowiekowi kilkadziesiąt porażeń prądem o rosnącej sile, jeśli przekonać ich, że biorą udział w eksperymencie a osoba wydająca polecenie sprawia wrażenie autorytetu. Badanym powiedziano, iż biorą udział w badaniach nad pamięcią - byli przekonani, iż pełnią rolę pomocników eksperymentatora a ich zadaniem będzie aplikowanie wstrząsów elektrycznych w razie błędnej odpowiedzi osobie uczącej się pewnej listy słów. Wszystko było oczywiście sfingowane. Nikt nie dostawał wstrząsów, choć postarano się o wiarygodność - badani uczestniczyli w przytwierdzaniu aparatury do ciała "ucznia" i słyszeli coraz sugestywniejsze wrzaski po porażeniu. Najsilniejszy szok z serii (oznaczony na podziałce aparatury jako "XXX")  zaaplikowało "uczniowi" 65% badanych. Nikt z badanych nie zaprzestał rażenia prądem, gdy ofiara wyraźnie o to prosiła, nawet wtedy gdy zaczęła wyraźnie wołać o pomoc. 80% uczestników zawzięcie kontynuowało mimo, iż "uczeń" wspominał, że ma kłopoty z sercem.

Milgram przeprowadził eksperyment próbując zrozumieć na czym polegał mechanizm sprawiający, iż zwykli ludzie brali udział w szaleństwie Holokaustu. Zakładał, że Niemcy byli w jakiś sposób charakterologicznie predysponowani do posłuszeństwa i w naturalny sposób wpasowali się w klimat nazizmu i eksterminowania narodów. Początkowo zamierzał przeprowadzić w USA badania porównawcze i następnie właściwe na terytorium Niemiec.

Badania powtórzono w niezliczonej ilości warunków na całym świecie i na przestrzeni wielu lat. Potrzeba zrobienia wszystkiego, byle tylko nie sprzeciwić się autorytetowi, okazała się uniwersalna i ponadczasowa. Wzrost naszych szans na skuteczne przeciwstawienie się spowodować może np. obserwowanie buntu innych osób (właśnie dlatego systemy totalitarne tak zawzięcie usuwają wszelkie przejawy skutecznego nieposłuszeństwa a buntowników określa się mianem chorych psychicznie), sprzeczne opinie wydających polecenia (znane z sytuacji rodzinnych zjawisko "podważania autorytetu" jednego rodzica przez drugiego), wydawanie rozkazów przez zwykłego człowieka czy też możliwość samodzielnego wyboru wysokości zaaplikowanych wstrząsów (jesteśmy raczej dobrzy niż źli?). Z drugiej strony, obserwowanie innej osoby zadającej wstrząs sprawia, że 100% dociera do najwyższego pułapu. Dowód społecznej słuszności w czystej postaci.

film przedstawiający współczesną replikację eksperymentu

Dlaczego więc słuchamy autorytetów? Ponieważ jesteśmy małpami, tyle, że nagimi. Obowiązujący w ludzkim świecie skomplikowany system społecznych hierarchii (z drugiej strony, brak hierarchiczności jest jednym z elementów mitu szlachetnego dzikusa) ma swoje plusy, to oczywiste. Dzięki niemu osiągnęliśmy to, co osiągnęliśmy - umożliwia on podział dóbr, rozdział ról, skuteczność działania i podejmowania decyzji. Posłuszeństwa uczy nas rodzina, szkoła, życie w państwie, służba wojskowa, religie (por. konfucjanizm)... Bardzo często inni ludzie wiedzą od nas więcej i lepiej (zwłaszcza, gdy my wiemy jeszcze niewiele) - w takich sytuacjach rzeczywiście rozsądniej jest wysłuchać kogoś kompetentnego. Wszystko to na ogół działa, chyba, że akurat nie...

Kiedy nie trzeba myśleć, na ogół nie myślimy. Jesteśmy *skąpcami poznawczymi i zadowalamy się taką interpretacją, która pasuje do tego, co już wiemy - nie wymaga większego wysiłku intelektualnego i sprawia, że z radością stwierdzamy, iż wiemy o co chodzi. W rezultacie wyjątkowo skutecznie działają na nas schematy symboli autorytetu i wysokiego statusu - tytuły (tego samego człowieka przedstawionego jako wyższego w hierarchii uniwersyteckiej oceniamy jako tym wyższego, im wyższy ma tytuł), znane nazwiska (te same artykuły naukowe i książki są odrzucane lub przyjmowane w zależności od renomy nazwiska, które je firmuje) mundury (50% osób ustępuje miejsca w pociągu nie pytając o powód gdy je o to poprosić, niemal 100% gdy prośbę formułuje osoba w sfingowanym mundurze; ogółem dziwne prośby spełniamy bardzo często gdy formułuje je ktoś w mundurze, co udowadniano na wiele sposobów - widocznie ma jakiś powód by nas o to prosić) czy ubiór znamionujący wysoką pozycję społeczną (3,5 raza więcej osób podąża na czerwonym świetle za osobą w garniturze niż we flanelowej koszuli) czy zawody obdarzone wysokim zaufaniem społecznym (właśnie dlatego dr Lubicz Tomasz Stockinger reklamował bezpieczną jazdę). Takie symbole bardzo łatwo zawłaszczyć i jeszcze prościej wykorzystać przeciwko nam.

* * *

Znanym z historii przykładem tragicznego w skutkach posłuszeństwa autorytetom jest historia masakry w My Lai, zbrodni wojennej popełnionej przez żołnierzy amerykańskich w Wietnamie.


O 5.30 podoficerowie zrywają z polowych łóżek ponad 150 żołnierzy Kompanii C zwanej w wojskowym slangu Charlie. Znakomita większość żołnierzy to dwudziestolatkowie. Kompania "Charlie" jest częścią Task Force Barker, działającej w południowowietnamskiej prowincji Quang Ngai, dowodzonej przez płk. Franka Barkera grupy bojowej amerykańskiej armii.

Wielu szeregowców jest na wpół przytomnych - przez pół nocy, zamiast spać, rozmawiali o czekającej ich rankiem akcji. Poprzedniego dnia na odprawie oficerowie ze sztabu grupy Barkera poinformowali, że celem kompanii C jest zwarty kompleks wiosek, przez Amerykanów nazywanych zbiorczo My Lai, leżący w odległości zaledwie 20 km od umocnionej bazy grupy Barkera. Wedle danych kontrwywiadu wojskowego My Lai jest matecznikiem partyzantów z 48. batalionu Wietkongu. Na odprawie kpt. Ernest Medina podkreślił, że ta misja jest misją niszczycielską. Żołnierze mają w My Lai zabić wszystko, co się rusza, spalić domostwa, zniszczyć studnie.

Żołnierze rozkaz wykonali bardzo dokładnie. Tamtego dnia zabili kilkuset cywilów (w zależności od źródła 347 lub 504), przede wszystkim starców, kobiety, dzieci i niemowlęta. Mieszkańców wioski torturowano i gwałcono. Z masakry ocalało kilkanaście osób, dzięki pilotowi helikoptera który zagroził żołnierzom otwarciem ognia. Służba wojskowa to w oczywisty sposób oddanie części swojej wolności pod dowództwo innych z ludzi, z założeniem, iż ich osąd jest słuszny. To działa, czasami tylko prowadzi to *masakr cywili.

Wchodząc na pokład samolotu i rozsiadając się wygodnie w fotelu lotniczym prawdopodobnie czujesz się bezpiecznie wiedząc, że jesteś w dobrych rękach. Uważasz, że siedzący za drążkami sterowniczymi piloci są kompetentni i dobrze przygotowani do swojej pracy, skoro pozwolono im ją wykonywać. Najprawdopodobniej tak właśnie jest. Nie jesteś w tym przekonaniu odosobniony, podobne żywi załoga samolotu. Problem polega na tym, że w rezultacie na ogół nie kwestionuje niczego, co wychodzi z ust kapitana, nawet jeśli jest to w oczywisty sposób absurdalne i przeczy temu, co ludzie ci powinni wiedzieć. Zjawisko to nazywamy kapitanozą - bezrefleksyjnym przeniesieniem kontroli nad sytuacją na osoby uważane za autorytety. Przekonaliśmy się tym dzięki statystykom dotyczącym przyczyn katastrof samolotowych amerykańskiego Federalnego Zarządu Lotnictwa (na marginesie: 65% katastrof ma miejsce z powodu czynnika ludzkiego).

oryginalna publikacja na ten temat

Podobne sytuacje dzieją się w innych miejscach w których mamy poczucie, iż jesteśmy w dobrych rękach - w szpitalach (nie zrozum mnie źle - najprawdopodobniej jesteśmy i kompetencja personelu medycznego nie jest wątkiem, który poruszam). W pewnym z amerykańskich badań, pielęgniarki przebywające na szpitalnym oddziale odbierały telefon od nieznanego im (ale pracującego w danym szpitalu) lekarza. Polecał on podanie pacjentowi pewnego lekarstwa, tak, by mogło zacząć działać jeszcze przed jego przyjściem, polecenie wydania leku miał wypisać już po przyjściu na oddział. Lekiem wskazywanym przez lekarza był specyfik o nazwie Astroten, jego dawka miała wynieść 20 mg. Problem polegał na tym, że na opakowaniu leku znajdowała się informacja, iż dawka zalecana to 5 mg i ostrzeżenie, iż 10 mg to dawka maksymalna. Pielęgniarki zapytane o prawdopodobieństwo takiego postępowania  w 10 na 12 przypadków zaprzeczyły że spełniłyby polecenie. W rzeczywistości, 21 na 22 pielęgniarki były gotowe je wypełnić, nim powstrzymał je lekarz prowadzący badanie (w buteleczkach znajdowała się nieszkodliwa substancja). Innym, często przytaczanym, przykładem jest doodbytnicza aplikacja kropli do uszu dokonana w wyniku błędnego odczytania zapisu R ear (prawe ucho) jako rear (tyłek).

Właściwy łańcuch dowodzenia i przejrzystość hierarchii jest konieczna w sytuacji, gdy podejmowane decyzje rysują granicę pomiędzy życiem a śmiercią. Historie te pokazują jednak jak bardzo w pewnych poukładanych rutyną sytuacjach gotowi jesteśmy bezgranicznie zaufać dostrzeganym autorytetom, co może niekiedy mieć poważne konsekwencje.

* * *

Kolejnym powszechnie znanym i jednocześnie tragicznym przykładem tego jak działamy na automatyzmach będąc w środowisku społecznym jest rozproszenie odpowiedzialności, znane też jako efekt Genovese (od Kitty Genovese, zamordowanej przed swoim domem na oczach sąsiadów) lub efekt widza (w *wersji wykopowej byłoby to pewnie widza effect). Przykładów występowania tego zjawiska nie trzeba daleko szukać, media dostarczają ich bardzo często, najczęściej opatrzone są etykietką "znieczulica społeczna". To nie do końca tak.

Efekt dyfuzji odpowiedzialności polega na spadku prawdopodobieństwa udzielenia pomocy ofierze jakieś kryzysowego wydarzenia wraz ze wzrostem liczby świadków. Logika nakazywałaby coś zupełnie odwrotnego, praktyka i eksperymenty pokazują, że jest odwrotnie. Dlaczego tak się dzieje? Sytuacjom kryzysowym bardzo często towarzyszy niedoinformowanie - widząc człowieka szarpiącego dziecko na ulicy skłonni jesteśmy wyobrazić sobie naprawdę wiele wyjaśnień sytuacji, również te, które pozwolą nam uzasadnić brak reakcji z naszej strony - ukryta kamera, niesforny dzieciak, ktoś już na pewno zareagował, itp. (wieść gminna niesie, iż instytuty psychologii uniwersytetów to najgorsze miejsce na zasłabnięcie, tak wysoki jest tam poziom nieufności wobec niejasnych sytuacji). W sytuacjach, kiedy nie wiemy jak postępować, szukamy wskazówek u innych ludzi - obserwując ich zachowania wnioskujemy jak powinniśmy postąpić. Czasem nie ma czasu pomyśleć, trzeba po prostu zadziałać - w takich sytuacjach chętnie idziemy na skróty i podglądamy innych ludzi. To bardzo pożyteczne w warunkach naturalnych, gdy wymagana jest ścisła współpraca stada, nieco mniej wtedy, gdy wszyscy są jednakowo zagubieni. Łatwo wtedy dojść do wniosku, iż skoro nikt nic nie robi, my też nie powinniśmy się wychylać.

Ciebie to oczywiście nie dotyczy. To w zasadzie możliwe. Ale uwierz mi kiedy mówię, że większość ludzi których znasz, dotyczy prawie na pewno. Kiedy następnym razem zobaczysz leżącego na ziemi człowieka i pomyślisz, że ktoś na pewno zareagował, wiedz, że najprawdopodobniej każdy pomyślał dokładnie to samo.

Potwierdzenie reż, Arczi

* * *

Dlaczego rozpocząłem takim wywrotowym tytułem? Oczywiście nie twierdzę, że powinieneś wbiegać pod samochody na czerwonym świetle. Użyj wyobraźni, to rzeczywiście idiotyzm. Umówmy się - w ogóle nigdy nie twierdzę, że powinieneś łamać przepisy. Chciałbym jednak, żebyś miał świadomość, że w okablowaniu Twojego mózgu są ukryte pewne mechanizmy posłuszeństwa i naśladownictwa - w jednych sytuacjach bardzo praktyczne, w innych stwarzające możliwość wykorzystania ich przeciwko Tobie. Ja o tym wiem, Ty też już wiesz i bez problemu poczytasz o tym w internecie. Ci, którzy mają ochotę zrobić z tej wiedzy użytek dla własnej korzyści nie będą mieć większych trudności z uzyskaniem dostępu do tych informacji
Myśl, mój drogi Czytelniku. Staraj się unikać automatyzmów. W przeciwnym razie, może się okazać, że oddasz się komuś w niewolę, gdy Cię o to poprosi. Lub zrobisz rzeczy, których nigdy się po sobie nie spodziewałeś.




grafika:
plakat dotyczący masakry w My Lai - Art Workers' Coalition
po prostu wypełniam rozkazy - pomysł

sobota, 26 grudnia 2009

przechodząc na czerwonym dajesz przykład przełamywania warunkowania

Disobedience is the true foundation of liberty. The obedient must be slaves
niewyczerpana *skarbnica cytatów


QUESTION EVERYTHING
napis na murze
Why would I?
...i dopisek



Z notatnika marsjańskiego antropologa:

Poniedziałek rano, przejście kolejowe na drodze wiodącej na teren kampusu uniwersyteckiego. Rozpoczynający zajęcia o pełnej godzinie w najlepszym razie dotrą na ostatnią chwilę. Opuszczony szlaban i sygnał dźwiękowy oznajmiający, iż w najbliższym czasie spodziewać się można pociągu. Do przejścia jest raptem kilka metrów przez torowisko. Jak wzrokiem sięgnąć, pociągu nie widać i nie słychać.
Dość szybko przed szlabanem zbiera się jednak mały tłumek. Każdy przychodzący staje przed wyborem - przejść, czy nie przejść? Zrazu pojawiają się również pierwsi przechodzący śmiałkowie gotowi zaryzykować mandat (bo przecież nie życie), gdyby okazało się, że w zaroślach czyha patrol policji. Chwila napięcia... Nic się nie dzieje, nikt nie strzela, ziemia się nie rozstępuje, dzieci nie zastygają w bezruchu. Uf, oznacza to, że można przejść i przeżyć by o tym opowiedzieć. Kolejna chwila napięcia - czy pozostali ludzie przejdą? Czy kamyczek spowoduje exodus? Rozpoczyna się gorączkowa wymiana spojrzeń - jak postąpią w tej sytuacji ludzie podobni mnie - ci, z którymi się identyfikuję? Jak postąpią samce α, jak najatrakcyjniejsi w grupie?

Ostatecznie napięcie mija i nic się nie dzieje, ludzie stoją grzecznie jeszcze kolejne kilka minut, nim wreszcie rozpocznie się przejazd długiego składu towarowego liczącego bez mała kilkadziesiąt wagonów.



Czy wszyscy jesteśmy aż tak posłuszni przepisom i literze prawa? Czy każdy z nas, postawiony z osobna, jest osobą która nie przechodzi na czerwonym? Lub może jest to po prostu zasługa tego, iż pierwszy śmiałek nie pozwolił na to, by każdy mógł się z nim zidentyfikować (miał na sobie ramoneskę, kilkudniowy zarost i długie włosy) - gdyby przeszedł ktoś inny, czy cała historia skończyła by się odwrotnie? A może to po prostu zdrowy rozsądek?

* * *

Społeczeństwo tresuje nas do posłuszeństwa i konformizmu. Można przypuszczać, iż pewna potrzeba podporządkowania się normom i regułom społecznym jest w nas wrodzona. Jesteśmy zwierzętami społecznymi i moralnymi. W rezultacie na ogół odczuwamy pewien dyskomfort łamiąc normy społeczne, wyróżniając się i wychylając. Odczuwamy też silną potrzebę, by być tacy jak ludzie których uważamy za cieszących się w społeczeństwie podobnym statusem jak my. Dbamy o postawy nie tylko swoje, ale także i *innych. Śmiałków, którzy mimo wszystko gotowi są poważyć na odmienne myślenie, mowę i uczynki poddajemy ostracyzmowi. Zaczyna się od zaniepokojonych spojrzeń i delikatnych prób perswazji - żartujesz, chyba naprawdę tak nie myślisz? Kiedy to nie poskutkuje, sytuacja staje się trochę poważniejsza - najwyraźniej mamy do czynienia z jakimś d y s y d e n t e m. Uruchamiamy wtedy mechanizmy mające na celu ośmieszenie i wykpienie problemu (niezależnie od Twoich i moich poglądów - właśnie w ten sposób rozmawia się w telewizji z Januszem Korwinem-Mikke). Jeśli i to nie wystarcza, repertuar środków perswazji powiększa się o twarde namowy i werbalną agresję. W ostateczności zawsze pozostaje całkowite wykluczenie. Nie chcemy Cię tu - zabierz swoje zabawki i znajdź sobie inną piaskownicę.

Duże zwierzę + małe miasteczko = wielki kłopot. Piękny film (Polska 2000, reż. Jerzy Stuhr) do obejrzenia tutaj na stronie TVP. Przy okazji zwróć uwagę na mały skandal. Jak za chwilę zauważysz, do jego odtworzenia wymagany jest system Windows XP, 2003 Server lub Vista. Publiczna telewizja dostępna jest dla wszystkich Polaków, pod warunkiem, że zapłacą prywatnemu przedsiębiorstwu Microsoft spółka z o.o. kilkaset złotych za jego produkt - strona faworyzuje jednego dostawcę. Film powstał między innymi za Twoje pieniądze.


Naszą skłonność do podporządkowywania się - przejmowania zachowań i opinii pozostałych członków grupy nazywamy konformizmem. Konformizm działa na dwóch płaszczyznach - informacyjnej i normatywnej - lubimy wiedzieć dobrze i lubimy zachowywać się tak, by być akceptowanymi. O sile tej potrzeby mówią dwa klasyczne eksperymenty.

Wyobraź sobie, że wyraziłeś zgodę na udział w eksperymencie psychologicznym. W rezultacie, wraz z dwoma nieznanymi Ci osobami siedzisz w bardzo ciemnym pomieszczeniu i obserwujesz wyświetlany punkt światła. Wszyscy jesteście proszeni  o określenie kierunku w którym światełko się porusza i odległości jaką przebywa. Swoje opinie wypowiadacie na głos. Innymi słowy, opowiadasz o tym, co widzisz.
Czyż nie?

Po pierwsze, świetlny punkt wcale się nie porusza - złudzenie ruchu to zjawisko tzw. efektu autokinetycznego (nasz mózg *patrzy na świat w sposób bardzo daleki od doskonałości, to po prostu jeden z przykładów). Po drugie, osoby które oceniały przesunięcie indywidualnie wykazywały znacznie większą rozpiętość wyników. Uczestnicy pracujący w grupach podawali wyniki znacznie bliższe średniej a ich oceny były do siebie bardzo zbliżone.

Właśnie takie badanie przeprowadził w 1953 roku turecki naukowiec Muzafer Sheriff. Okazuje się, że w sytuacji niepewności, kierujemy się informacjami od innych ludzi - wrócimy do tego. Najciekawsze jest jednak to, że wpływ innych osób utrzymywał się nawet w sytuacji, gdy po upływie czasu badani ponownie ponownie brali udział w eksperymencie - tym razem indywidualnie. Zaobserwowano, iż efekt ten utrzymuje się nawet do roku. Po jednym eksperymencie. Co więcej, w pewnej wersji badania kolejno wymieniano wszystkie osoby w grupie - nowi podchwytywali i przyjmowali obowiązującą w danej grupie normę, tak, że przetrwała ona samą grupę - istniała nawet, gdy wymieniono wszystkich jej członków. Można pokusić się o wniosek, iż podobny mechanizm może dotyczyć tego, czego uczymy się na przykład w rodzinie i wyjaśniać popularność religii - dzięki niemu wszyscy wiemy, że Bóg istnieje.

Raz jeszcze wyobraź sobie udział w eksperymencie psychologicznym. Przybywasz do wskazanej sali i stwierdzasz, iż najwyraźniej jesteś jedną z ostatnich osób - prawie wszystkie miejsca są już zajęte. Zajmujesz swoje i oczekujesz na rozpoczęcie doświadczenia. Okazuje się, iż polegało ono będzie na porównywaniu długości odcinków które razem oglądacie. Nic prostszego. Dokonujecie tego kolejno udzielając odpowiedzi. Pierwsza próby przebiegają wzorcowo, wszyscy są zgodni. W czwartej próbie dzieje się coś dziwnego - wszyscy uczestnicy jak jeden mąż udzielają... błędnej odpowiedzi. Twoja kolej zbliża się nieubłaganie, co robisz?

Eksperyment przeprowadził w roku 1940 Solomon Asch, co ciekawe, w odpowiedzi na eksperymenty Scheriffa, pozostali "uczestnicy" byli oczywiście podstawieni. Asch twierdził, iż sytuacje tak widowiskowego ulegania wpływowi grupy są możliwe tylko wtedy, gdy nie wiemy wszystkiego - prawda miała nas wyzwalać. Wyniki przeszły jego wyobrażenia. W zależności od wersji eksperymentu, 50-80% uczestników przynajmniej raz dostosowało się do zdania większości udzielając odpowiedzi błędnej. Ponad 30% badanych ulegała błędnym ocenom większości w co najmniej połowie prób krytycznych. Z drugiej strony, niektórzy nie dostosowywali się nigdy. Szanse na zachowanie własnego osądu wzrastały znacząco, gdy badanemu towarzyszył podobnie niepokorny uczestnik.


O tym jak bardzo jesteśmy posłuszni normom i wymogom społecznym opowiadały nam przez wiele lat również Allena Funta zabawy z ukrytą kamerą - biorący w nich udział ludzie zaprzestawali jedzenia hamburgera gdy nad kontuarem baru podświetlał się napis "nie jedz", piesi zatrzymywali się przed czerwonym światłem na chodniku, kierowcy zawracali na autostradzie na widok tablicy "Stan Delaware jest dziś nieczynny" a pasażerowie windy obracali się gdy obracali się wszyscy inni jadący nią ludzie. Autor bloga sam przeprowadzał eksperymenty na ludziach(!) w których przeskakiwali oni wyimaginowaną linkę "rozciągniętą" przez dwoje ludzi klęczących na podłodze lub zwiększał oglądalność niektórych plakatów poprzez wpatrywanie się w nie wraz z grupką ludzi.

The worst thing, and I see it over and over, is how easily people can be led by any kind of authority figure, or even the most minimal kinds of authority. A well dressed man walks up the down escalator and most people will turn around and try desperately to go up also... We put up a sign on the road, 'Delaware Closed Today'. Motorists didn't even question it. Instead they asked: 'Is Jersey still open?

Allan Funt, autor Candid Camera

Wszystko to wydaje się co najwyżej komiczne, bardzo łatwo jednak jest wyobrazić sobie konsekwencje tragiczne. O których następnym razem.

c.d.n.


grafika: kadry z filmu Duże zwierzę, © 1998 Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi za filmpolski.pl

czwartek, 26 listopada 2009

0,7 is the new 90/60/90

drzazga jest tylko w oku patrzącego - suplement

Zapomnij o rzekomej przewadze idealnych wymiarów 90/60/90. Nigdy nie były nawet w modzie. WHR, waist-to-hip ratio, stosunek obwodu talii do obwodu bioder, jest najbardziej obiektywnym i kulturowo uniwersalnym wskaźnikiem atrakcyjności kobiecej sylwetki. Tak przynajmniej twierdzi psychologia ewolucyjna. U kobiet społecznie uważanych za najbardziej atrakcyjne wynosi on mniej więcej 0,7. Niektóre badania wskazują, że wynik ten jest odporny także na zeitgeist - preferencja występuje niezależnie od upodobania do obfitych/szczupłych kształtów. Mężczyźni (boys jak wiadomo will be boys) podświadomie oceniają przeze wszystkim potencjał płodności kobiety - kobiety o szerokiej miednicy znacznie łatwiej przechodzą bowiem ciążę i poród; co więcej WHR 0,7 koreluje z optymalnym poziomem estrogenów i dobrym zdrowiem, np. mniejszą podatnością na choroby układu krążenia i cukrzycę.

Męski idealny WHR to 0,9.

środa, 25 listopada 2009

drzaga jest tylko w oku patrzącego

Jak pięknie kwitną chabry i maki a nawet mlecze! Nie nazywaj niczego CHWASTEM!
z murów Poznania

Wy, którzy mówicie językami - *kłamiecie. Kolejne wielkie kłamstwo to stwierdzenie:
Ta kobieta jest piękna!
Otóż jest piękna nie bardziej niż ten oto aksolotl


 lub ten przeuroczy osobnik gatunku blobfish:


Jeśli doszedłeś do wniosku, iż w poniższych kreaturach nie ma niczego pięknego, masz rację. Nie ma w nich niczego immanentnie pięknego, podobnie jak w ludziach. To, co nazywamy pięknem nie istnieje bez udziału patrzącego (a właściwie mieści się tylko w jego mózgu); nie istnieje też po prostu, po to, by cieszyć oko. Najlepszym przykładem są kwiaty. Obawiam się, że żaden z nas tak naprawdę nigdy nie widział kwiatu:

Tzw. ścieżki nektaru widoczne tylko w świetle ultrafioletowym
(znanym też jako
pszczeli fiolet). Podobnie rzecz ma się
ze
skrzydłami motylimi (zobacz, bo warto).

Atrakcyjność w oczywisty sposób istnieje tylko wewnątrz gatunku. Co więcej, służy określonym celom. Jest nośnikiem pewnego komunikatu. W wypadku kwiatów i bogactwa ich kolorów, podstawowymi odbiorcami przekazu są pszczoły i motyle (ja też w szkole podstawowej uczyłem się na katechezie, że kwiaty są piękne, by człowiek mógł docenić geniusz Stwórcy) - dzięki temu kwiaty są skutecznie zapylane i przekazują geny kwiatowej piękności kolejnym pokoleniom. Możliwe jest oczywiście celowe selektywne wyhodowanie przez człowieka takich kwiatów, które będą szczególnie cieszyć nasze oczy (i przy okazji, choć niekoniecznie, będą mniej atrakcyjne dla owadów) ale w naturze dzieje się to tylko przez przypadek. Podobnie piękny ogon pawia służy jako przekaz o treści: zobacz, jaki mam silny i zdrowy organizm, mogę pozwolić sobie na przeznaczenie sporych ilości zasobów i energii na utrzymanie taaakiego wielkiego i barwnego ogona, ja przecież nie mogę mieć żadnych pasożytów!
Mniej więcej.


Pójdźmy dalej. Ta szympansica jest prawdopodobnie piękna, z szympansiego punktu widzenia oczywiście. Choć mi nic do tego. Mózg samca szympansa rejestruje kluczowe bodźce i dokonuje ich oceny. Mogę przypuszczać, iż poszukuje oznak zdrowia i ewentualnych wskazówek mogących zdradzać obecność chorób - zaryzykuję tezę, iż piękna szympansica ma gęsta i lśniącą sierść, co znamionuje, iż jej organizm stać na to, by sobie na nią pozwolić. Dlaczego właśnie to obchodzi samca? Ponieważ szympansica będzie matką jego dzieci.

Co z człowiekiem? Ludzie tacy nie są, przecież! Być może nie, ale fakt jest taki, że matki ładniejszych dzieci opiekują się nimi dłużej i troskliwiej, zwracają też większą uwagę na ich potrzeby. Co gorsza, dzieci mniej ładne bardziej narażone są na maltretowanie. Uważa się niekiedy, iż to, że małe dzieci są takie słodkie wynika z konieczności zapewnienia im ochrony przed agresją ze strony dorosłych. To najwyraźniej działa (pięknie pokazuje to piękna scena z filmu *Ludzkie dzieci, notabene nadzwyczajny master shot, w której regularna wojna zamiera dookoła ostatniego dziecka na Ziemi). Wszyscy lubimy też malutkie zwierzątka - szczeniaczki sa przecież takie słodkie, o czym doskonale wie przemysł filmowy i w animacji zwierzęta są antropomorfizowane i obowiązkowo mają duże dziecięce oczy.

Niebagatelne znaczenie ma tu *sposób w jaki interpretujemy bodźce.

Oczywiście wszyscy wiemy sądzimy też, że ludzie ładni mają w życiu lepiej. W pewnych kwestiach, rzeczywiście. Jesteśmy bardzo podatni na efekt halo (aureoli, nimbu czy też Pollyanny) - osobom posiadającym jedną cechę pozytywną przypisujemy cały ich szereg; bardzo często dotyczy to atrakcyjności fizycznej i wpływa np. na wysokość wyroków sądowych. Tak, ładni siedzą krócej i rzadziej. Świat jest im życzliwszy - jeśli podzielić ludzi na grupy [uroda/płeć], najchętniej pomagamy atrakcyjnym kobietom. Nie tylko wtedy, gdy mamy z nimi bezpośredni kontakt - np. przez oddawanie żetonu pozostawionego w budce telefonicznej - ale też i wtedy, gdy najprawdopodobniej nigdy ich nie spotkamy, jak w wypadku odsyłania pocztą podań na studia pozostawionych na lotnisku (m.in. takie eksperymenty przeprowadzono). Ładnych uważamy także za bardziej kompetentnych społecznie - otwartych, asertywnych, pogodnych i łatwo nawiązujących kontakty. W dużej mierze tak właśnie jest, co częściowo tłumaczy efekt samospełniającego się proroctwa. Z drugiej strony, atrakcyjni czują, iż więcej im się od życia należy, są np. mniej cierpliwi, jeśli kazać im na siebie czekać. No cóż, mają wybór.

Jeśli myślisz, że tylko mężczyźni kierują się kryterium urody, jesteś w błędzie. Kiedy zapytać ludzi o wagę, jaką przykładają do urody osoby poznawanej w intencjach matrymonialnych, rzeczywiście, mężczyźni deklarują wiekszą. Jeśli to skontrolować i po prostu popatrzeć jak rzecz ma się w praktyce, kobiety postępują tak samo. Albo są mniej tego faktu świadome, albo mniej chętnie się do tego przyznają. Widać tez wzrost ich deklaracji w miarę zwiększania roli kobiet w życiu publicznym w społeczeństwach zachodnich. Z drugiej strony, kobiety zwracają uwagę na nieco inne kryteria. Ten sam mężczyzna ubrany w uniform sieci fast-foodów lub garnitur (+ megaakcesoria: elegancki zegarek i aktówka statusu™!) jest skrajnie różnie oceniany na skali na randkę-do łóżka-za mąż.

Powtarzaj za mną: Ta kobieta nie jest piękna,
piękno tkwi tylko w oku patrzącego
. Chloe Armstrong
(Elyse Levesque), Stargate Universe. Zdjęcie przykładowe.
Ponieważ piękno nie mieści się nigdzie indziej
niż w oku i mózgu patrzącego,
wstaw wybrane przez siebie zdjęcie.
Dlaczego i po co to wszystko? Ponieważ "urodę" wyznaczają kryteria istotne dla naszej reprodukcji. Uroda kobieca to oznaki młodzieńczości i tym samym płodności (drastycznie malejącej wraz z wiekiem) a także zdrowia; uroda męska to symetryczność ciała (oznaka zdrowia), wysoki wzrost i inne oznaki wysokiego statusu w społeczności, mającego zapewnić potomstwu dobry start i dostęp do zasobów. Piękni są więc ludzie, których oceniamy jako dobrych kandydatów na partnerów w posiadaniu potomstwa. Jest to na ogół uniwersalne kulturowo - jesli wymienić się pomiędzy kulturami, oceniamy podobnych ludzi jako atrakcyjnych.

No dobrze, to jeden rodzaj piękna - piękno człowieka czy też uroda. Najlepiej zbadana. Warto wspomnieć jednak, że mamy podobne preferencje odnośnie np. piękna krajobrazów. Najlepiej, żeby zawierały: zróżnicowanie powierzchni, drzewa, widoczny horyzont, wodę i wiele dróg wyjścia. Bo takie były dla nas najkorzystniejsze. Badano także dziedziny estetyki i okazuje się, że nadal mamy podobne preferencje. Określone proporcje, symetryczność, harmonię układu przyjemnie stymulują nasze mózgi, tak są z różnych względów skonstruowane. To w nich mieści się to, co nazywamy pięknem. Powinienem był od razu skierować Cię do kogoś naprawdę kompetentnego w tej kwestii, ale lubię zajmować Twój czas i dlatego dopiero teraz przedstawiam Ci kogoś, kto opowie Ci o tym w przyjemny sposób. Dan Denett w Milutki, słodki, seksowny, zabawny.



grafiki:
aksolotl - grafika w domenie publicznej dzięki 岡部碩道, za WikiCommons 
blobfish - grafika © Greenpeace, użyte za pozwoleniem z uznaniem autorstwa
kwiat - Plantsurfer, grafika na licencji  GFDL (*treść licencji),  za WikiCommons 
szympansica - CC-BYderekkeats
Chole Armstrong - © MGM Studios, zdjęcie promocyjne

sobota, 21 listopada 2009

0,41% normy

Normalni nie zostali jeszcze zbadani, głosi stare porzekadło. Inne mówi, iż każdy skrywa jakieś szaleństwo. Ci, którzy twierdzą, iż ich to nie dotyczy, mają je co najmniej dwa. Otóż owa mityczna normalność od której wolelibyśmy się zbytnio nie oddalać (a przynajmniej tak każą nam wierzyć pewne partie polityczne) jest w dużej mierze kwestią statystyki, tego, co ludzie powiedzą i dobrego samopoczucia. W praktyce - w zależności od kontekstu, normalność zdefiniować można jako zdanie większości lub moje własne zdanie.


Normy w psychopatologii zmieniały się na przestrzeni dziejów. Od czasu do czasu poddawane są aktualizacji, żeby usunąć niedociągnięcia i uwzględnić nie tylko najświeższe dokonania naukowe ale także zeitgeist. Spotykasz dookoła siebie wielu XIX-wiecznych szaleńców, ludzi, którzy dziś z mniejszym lub większym trudem wpisują się w obowiązujące normy. Z drugiej strony, za wiele zachowań które przejawiamy i postaw które prezentujemy, nawet się nad tym nie zastanawiając, moglibyśmy kiedyś *spłonąć na stosie lub skończyć w zakładzie dla obłąkanych. Niejednokrotnie zdarzało się, że normy tworzyli ludzie sprawujący nad ludźmi pewną władzę i pragnący ją ugruntować, by wspomnieć tylko legendarne stalinowskie psychuszki dla myślozbrodniarzy (podobne przypadki zdarzają się jakoby w Chinach, zdarzały np. w USA; uznanie kogoś za niepoczytalnego to wszak doskonały sposób na zdyskredytowanie go w oczach opinii publicznej), popełniony przez dra Samuela Cartwrighta artykuł o Chorobach i fizycznych osobliwościach rasy murzyńskiej (nękanej przez takie schorzenia jak zaburzenie odczuć zmysłowych w czasie karania chłostą i nieprzemożona irracjonalna chęć ucieczki) czy będący patologią do roku 1973 homoseksualizm.

Jednym z takich stosowanych w praktyce kryteriów normalności są normy kliniczne. W dzisiejszych czasach w powszechnym użytku (również w Polsce) jest opracowany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zbiór kryteriów znany jako DSM-IV-TR (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, wersja IV z poprawkami), zawierający opisy, definicje i klasyfikacje ponad 200 przypadłości. Na rok 2012, oprócz globalnej zmiany świadomości, przewiduje się także ukończenie prac nad piąta wersją klasyfikacji. Pierwszą opracowano na bazie statystyk ze szpitali psychiatrycznych w roku 1952.

angielskojęzyczna wersja DSM-IV

Jeśli wierzyć danym prezentowanym przez (ostatnio zajmującą się jakoby planowaniem ludobójstw na skalę globalną) Światową Organizację Zdrowia, jedna czwarta populacji dotknięta jest jakąś formą zaburzenia psychicznego. Choć nasuwa się skojarzenie z pewną znaną zależnością pomiędzy ilością ludzi i paragrafów, dalsze statystyki mówią o 400 milionach osób cierpiących z powodu schorzeń mózgu i chorób psychicznych. Zeitgeist jest dziś taki, że panuje moda na zaburzenia afektywne (S.A.D., depresja, zaburzenie afektywne dwubiegunowe, por.: *Zatańcz ewolucję), uzależnienia, zaburzenia osobowości i lękowe. Lubujący się w rozumieniu świata dzięki statystykom będą mieli ucztę intelektualną (dane dla Wielkiej Brytanii za rok 1999): 20% dorosłych w jakimś momencie swojego życia cierpi na zaburzenia psychiczne, 40% porad lekarskich dotyczy schorzeń natury psychicznej, 55% dorosłych było/będzie w depresji, 5-10% młodych ludzi ma zaburzenia osobowości, około 5% jest uzależniona od alkoholu. Nie udało mi się dotrzeć do danych dla naszego kraju.

Niekiedy spotkać się można z zarzutami o tworzenie schorzeń ponad potrzebę - wszystko za sprawą i w imię interesów lobby psychologicznego* lub psychiatrycznego uzasadniającego w ten sposób swoje istnienie (DDA, DDRR) a także amerykańskiego Big Pharma (np. niedawne restless vagina syndrome). Wieść gminna niesie - nie kpię, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne ma swoje za uszami, najpierw stosunkiem głosów 60:40 ledwie przegłosowało uchwałę zakazującą psychologom współpracy przy torturach, potem zaś ją anulowało - że te dwie instytucje blisko współpracują przy wynajdywaniu nowych sposobów na szkodzenie ludziom.

zobacz też: eksperyment Rosenhana (oryginalna publikacja) w którym zatarła się granica pomiędzy zdrowymi i chorymi.

Należałoby jeszcze dodać, że z punktu widzenia psychologii klinicznej, zaburzeniem nazywa się te odchylenia od normy, które spełniają kryteria powodowania cierpienia, nieprzystosowawczości, irracjonalności, nieprzewidywalności, niekonwencjonalności (rzadkości statystycznej), powodowania dyskomfortu obserwatora i naruszania standardów moralnych i społecznych. Żadne z tych kryteriów nie jest warunkiem koniecznym lub wystarczającym, wiele z nich sprawia wrażenie bardzo subiektywnych. Nienormalność jest więc w oku patrzącego.

Podchodząc problem od drugiej strony jest niewiele łatwiej. Istnieje bowiem kilka ujęć zdrowia psychicznego. Najpowszechniej definiuje się je jako:
stan dobrego emocjonalnego samopoczucia, umożliwiającego sprawne funkcjonowanie w społeczności, rozwój osobowości i uzyskiwanie satysfakcjonujących osiągnięć.
Zdolność do zaspokajania własnych potrzeb, rozwiązywania *problemów życiowych i skutecznego realizowania naszych indywidualnych i społecznych zadań to inna próba ujęcia tego samego. Zygmunt Freud zwykł z kolei mawiać, iż zdrowie człowieka definiuje jego zdolność do kochania i pracy (amora et labora?).
Jako ciekawostkę wymienić można także definicję A. Antonovsky'ego. Traktuje ona zdrowie psychiczne jako postawę wobec świata polegającą na postrzeganiu go jako zrozumiałego i możliwego do racjonalnego zrozumienia, sterowalnego - takiego w którym mamy wpływ na to, co się wokół nas dzieje i potrafimy sobie z tym poradzić, oraz sensownego - wartego zaangażowania. Jeśli przeczytasz ją kilka razy, może udać Ci się dostrzec w nie to, co szczególnie przypadło do gustu niektórym wojującym ateistom.

* * *

Normalność jest też oczywiście zdeterminowana kulturowo, nad czym nie trzeba się chyba zbytnio rozwodzić. Mieszkańcy Afryki cierpią na schorzenia psychiczne które Ciebie najprawdopodobniej nigdy nie dotkną, Twoi współplemieńcy z Europy jeszcze niedawno masowo chorowali na nerwice seksualne (u kobiet powodowane przez oszalałą macicę). Społeczeństwa krajów kulturowo buddyjskich swoją niższą statystykę przestępstw z użyciem przemocy (zasługa buddyjskiej filozofii?) rekompensują większą ilością zaburzeń na tle nerwicowym. Znanym w Azji schorzeniem jest też np. taijin kyofusho - nieprzemożony lęk jednostki przed możliwością, iż jej ciało lub zachowanie w jakikolwiek sposób wprawia innych ludzi w zakłopotanie.

Określenie skrajnie relatywna musi paść względem normalności prędzej, czy później w tym kontekście. Normalność to także sposób przystosowania się do wzorców funkcjonowania panujących w danej kulturze, najczęściej wynikających ze względów praktycznych. Mężczyzna ubrany jedynie w wykonaną z pędów roślin tutkę osłaniającą penisa skazany zostałby prawdopodobnie za ekshibicjonizm, jest to natomiast częsty obrazek w niektórych lasach naszej planety. Z kolei...

Masajowie uważają, iż mycie wodą naczyń do mleka daje mleku przykry zapach; dlatego myją te naczynia w krowim moczu. 
za Miską do mleka (gorąco polecam), za Kopalińskim


* * *

Jest też normalność wynikająca z prawideł statystyki (normalność nie nie jest kwestią statystyki, chciałoby się odpowiedzieć G. Orwellowi). Definiujemy ją dokonując pomiaru danej cechy w danej populacji. Bardzo wiele wielkości mierzonych w przyrodzie rozkłada się w sposób, który nazywamy rozkładem normalnym (tudzież rozkładem Gaussa lub krzywą dzwonową). Wygląda to tak:

Narysuj mi normalność. Strzałką oznaczono normalność. Powinieneś zobaczyć jak wygląda, kiedy zrobić ją ładnie.

Przykładem cechy, które rozkładają się sposób przybliżony do rozkładu normalnego w populacji ludzi jest iloraz inteligencji lub wzrost. Do wyników przykładamy ramkę ukształtowaną na podstawie tego co wiemy o tym, jak jest zazwyczaj (dzięki poprzednim pomiarom) i już wiemy, kto załapał się na normalność a kto na dewiację. Działa to w ten sposób: istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Twój wynik testu inteligencji mieści się w odległości jednego standardowego odchylenia** (oznaczanego σ - małą sigmą) od najbardziej prawdopodobnego wyniku - wartości oczekiwanej (100 w wypadku IQ - tyle wynosi średni iloraz inteligencji). Dotyczy to większości ludzi, dokładniej +/- 68% populacji. To ludzie normalni. Przeciętni, zwykli (w potocznym rozumieniu tego słowa). Ich IQ mieści się w przedziale 85-115. Jeśli twój wynik jest w zasięgu drugiej sigmy w lewo, wiedz, że jesteś w mniejszości i Twoja inteligencja jest niższa niż przeciętna. Jeśli w trzeciej, zdecydowanie nie jest jesteś normalny wedle przyjętego kryterium. W wypadku IQ, oznacza to upośledzenie umysłowe i dotyczy to około 4% populacji. Analogicznie, patrząc w prawą stronę, mamy do czynienia z inteligencją ponad przeciętną i wybitnie wysoką.
To kwestia wyniku który uzyskałeś i skonstruowanych w oparciu o inne statystyki ramek, które przyłożono.

Przeciętny wzrost dla Twojego gatunku wynosi od 1,5 do 1,8 metra. Oczywiście znajdą się pośród nas ludzie wyżsi i niżsi których część z nas uzna za nadzwyczaj wysokich i nadzwyczaj niskich. To naturalne. Resztę uznawać będziemy za normalnego wzrostu, zgodnie ze standardami ustalonymi na podstawie wzrostu ludzi, których widzieliśmy wcześniej.

Sam przenieś analogię na zdrowie psychiczne.

* * *

Miałem zamiar pokazać Ci, że normalność to pojęcie podejrzane, w wysokim stopniu względne, bardzo zależne od kontekstu i mocno arbitralne. Mam nadzieję, że mi się to udało i będziesz dzięki temu bardziej świadomie używać tego słowa.

Czy więc Ty jesteś normalny? Istnieje całkiem spora szansa, że można o Tobie powiedzieć, że nie jesteś nienormalny. Cała reszta zależy już od Ciebie.


* w skali złowrogości wciąż za lobby homoseksualnym i daleko w tyle za pedofilskim
** odchylenie standardowe jest pierwiastkiem kwadratowym z wariancji, czyli średniej arytmetycznej kwadratów odchyleń wartości od wartości oczekiwanej (średniej). Innymi słowy, pokazuje jak bardzo wyniki odbiegają od średniej.




grafika przedstawia fragment instalacji Kateriny Mistal Pozoranci

wtorek, 3 listopada 2009

mit rodzicielskiego wychowania

[...] para identycznych bliźniaczek rozdzielonych w niemowlęctwie; wychowały się w różnych rodzinach adopcyjnych. Jedna zostałą[sic] pianistką, na tyle utalentowaną, że jest solistką orkiestry Filharmonii Minnesoty. Druga nie jest w stanie zagrać ani jednej nuty.
Ponieważ obie kobiety mają te same geny, tak odmienny stosunek do muzyki musiał być spowodowany odmiennym środowiskiem. I rzeczywiście, jedna z adopcyjnych matek była nauczycielką muzyki i dawała w domu lekcje gry na pianinie. Rodzice, którzy zaadoptowali drugą bliźniaczkę, w ogóle nie byli muzykalni.
Tyle tylko, że ta z bliźniaczek, która zrobiła karierę jako pianistka, została wychowana w niemuzykalnej rodzinie, a ta, która słyszała codziennie w domu grę na pianinie, nie potrafi do tej pory zagrać niczego.
nieadekwatny tytuł wydania polskiego: Geny czy wychowanie?, tytuł oryg.: The Nurtre Assumption, str. 346,
miej na uwadze, że to co przeczytałeś to dowód anegdotyczny, który sam w sobie nie dowodzi niczego


Poznaj Judith Rich Harris. Kobietę, która w 1995 roku wstrząsnęła amerykańską psychologią (do Polski wstrząsy wtórne dotarły w stopniu dość niewielkim).

Wykształcenie zdobywała na ogół z wyróżnieniem, w 1960 roku została jednak wydalona ze studiów doktoranckich na Harvard University za oryginalność i niezależność. Utrzymywała się m.in. pisząc podręczniki psychologii rozwojowej w których powielała dominującą po dziś dzień teorię głoszącą, iż rodzice bezpośrednio wychowują swoje dzieci na ludzi, którymi te się stają. Jaką teorię?!, zapytasz pewnie. To przecież oczywiste! Otóż okazuje się, że nie. Harris dostrzegła pewne niejasności w obowiązujących teoriach i w rezultacie przyjrzała się wynikom badań na których opiera się przeświadczenie naukowców (tak, naukowcy na wszystko muszą mieć badania). Znalazła ich przede wszystkim mniej, niż można by się spodziewać, jak również znalazła w nich wiele błędów metodologicznych - badacze nie zwracali uwagi na istotne kwestie, które prawdopodobnie przekłamywały wynik badania. Logiczny wniosek był tylko jeden - badania naukowe nie potwierdzają wpływu wychowania rodzicielskiego na dziecko, czemu przytakiwali nawet niektórzy psychologowie rozwoju, z tym zastrzeżeniem, że ich zdaniem oznacza to, iż trzeba po prostu szukać bardziej.

Co zdaniem Harris wpłynęło więc na to kim się staliśmy? Nasi rówieśnicy i naśladowanie ich + geny. Nasze zachowania społeczne kształtują się w pierwszej grupie społecznej z prawdziwego zdarzenia w której uczestniczymy - pośród rówieśników z którymi spędzamy czas na zabawie. To tam ustalamy naszą pozycję w stadzie plemieniu grupie i tam uczymy się jak powinniśmy zachowywać się, aby spotkać się z akceptacją (*było). Środowisko domu nie jest naturalnym środowiskiem w którym spędzamy większość życia - wzorce których nabywamy tam, aby móc skutecznie funkcjonować w środowisku bieżącej rodziny, przestają nas obowiązywać w momencie, gdy przekraczamy próg domu (a w domu Jaś jest taki grzeczny!). Najlepszym przykładem jest nabywanie języka - dzieci imigrantów uczą się akcentu (i słownictwa) którym posługują się nie ich rodzice a rówieśnicy.
Harris zasugerowała także, że np. przekazywaną z pokolenia na pokolenie dysfunkcjonalność rodzin można wytłumaczyć genetyczną odziedziczalnością zachowania. Jeśli skontrolować wpływ genów - okazuje się, iż wpływ wychowania rodzicielskiego nie istnieje. Zwróciła także uwagę na prosty (statystycznie potwierdzony) fakt, iż dzieci wychowane bez rodziców (np. w sierocińcu) potrafią normalnie funkcjonować w społeczeństwie, jeśli pozwolić im na normalne funkcjonowanie w grupie rówieśniczej.

Harris opublikowała stosowny artykuł i wywołała shitstorm. Zarzucano jej wszystko (może poza pedofilią) z nieodpowiedzialnością włącznie. Tym niemniej, nikt nie był w stanie zaprzeczyć jej tezom w sposób naukowy. Za pracę naukową nad tą teorią Harris otrzymała zaś wyróżnienie Nadzwyczajnego Artykułu Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego. Krótko potem ukazała się jej - napisana lekkim piórem i ze swadą, pełna inteligentnego humoru - najbardziej znana książka której fragment miałeś okazję dziś przeczytać. Gorąco polecam Ci całość.

Badaczka wielokrotnie podkreślała, iż nie oznacza to, że rodzice mogą znęcać się nad swoimi dziećmi i maltretować je wedle uznania. Poza oczywistymi powodami - pewne rany pozostają. Z drugiej strony, na prawidłowe wychowanie zwracamy uwagę od stosunkowo niedawna i (i) nic nie wskazuje na to, abyśmy byli dzięki temu szczęśliwsi a (ii) tysiące pokoleń naszej historii (i większość kultur obecnie - jeśli liczyć kultury a nie należących do nich ludzi) nigdy nie czytały dr Spocka czy Doroty Zawadzkiej. I mimo tego istniejemy.

Dwie konkluzje:

Gdyby rodzicielstwo było ciężką pracą, to myślicie, że szympansy by się do tego zabierały, i to z widoczną ochotą? Rodzice zostali zaprogramowani tak, by cieszyli się ze swojego rodzicielstwa. Jeśli się nie cieszą, prawdopodobnie za ciężko pracują.
[...]
Nie wińcie swoich rodziców za wszystko co wam się w życiu nie udało, za każdą cechę, której wolelibyście nie mieć.

PS. Nie, jedynaki wcale nie nie różnią się istotnie od dzieci mających rodzeństwo, pierworodni nie są szczególnymi osobowościami a DDA i DDRR to mit (jeśli wierzyć badaniom, które przytacza Harris).

sobota, 31 października 2009

przesądy są wyssane z palca

z badań nad trzecim szympansem:

- Chciałbym skorzystać z odkurzacza
- Sprząta pan w niedzielę?!
- Nie jestem przesądny.


Najczęstszą ofiarą przesądów związanych z czarnym kotem jest... czarny kot, w średniowieczu namiętnie prześladowany ze względu na domniemane związki z siłami nieczystymi.
Wiara w przesądy być może jest u niektórych ludzi wrodzona (być może słyszałeś już o kontrowersyjnych doniesieniach o odkryciu genu boga które spotkały się jednak ze sporą krytyką ze strony środowiska naukowego, jako pochopnie wyciągane wnioski).

Przypuszczalnie, za skłonność do myślenia magicznego, wiary w przesądy i zjawiska paranormalne czy też irracjonalności odpowiada wrodzona mniejsza skłonność (zdolność?) do myślenia analitycznego a większa do intuicyjnego. To po prostu różnica indywidualna, jakich wiele w każdym z nas - ludzie najzwyczajniej w świecie różnią się od siebie pod wieloma względami, to kolejny z nich. Geny lub "taka uroda".

*Kwestionariusz osobowości Myers-Briggs może dać Ci pewne pojęcie o tym, które myślenie dominuje u Ciebie.

Badanie przeprowadzone przez M. Voraceka, austriackiego badacza, objęło 1 118 mężczyzn i kobiet z różnych środowisk. Rozpiętość wieku wynosiła 17-72. Uczestników poproszono o wypełnienie standardowych ankiet dotyczących ich wiary w zjawiska paranormalne (postrzeganie pozazmysłowe, psychokineza) jak też i ich wiary w przesądy (przedmioty i zachowania przynoszące szczęście/pecha)

Od badanych zebrano informacje o wadze urodzeniowej (i długości), wieku, wykształceniu a także bieżących wymiarach. Dodatkowo, zmierzono im palce środkowe, wskazujące i serdeczne. Te ostatnie dane nie miały nic wspólnego z chiromancją - posłużyły one do obliczenia względnej długości palców, według wielu badań korelującej (gdybyś miał wynieść z tego bloga tylko jedną rzecz, niech będzie to na przykład to, że korelacja nie oznacza związku przyczynowo skutkowego - najczęstszą przyczyną rozwodu nie jest małżeństwo) z pewnymi cechami osobowości.

Po kolei. Jedną z mniej zaznaczonych cech ludzkiego dymorfizmu płciowego jest to, iż mężczyźni bardzo często miewają nieco dłuższe palce serdeczne niż wskazujące. U kobiet są one najczęściej równej długości lub palec wskazujący jest dłuższy. Prawdopodobnie właśnie sprawdziłeś Czytelniku jak jest u Ciebie i bardzo możliwe, że jest inaczej. To nie jest nic niezwykłego a już na pewno nie powód do niepokoju (niektóre badania pokazują np. większe różnice pomiędzy narodowościami niż pomiędzy płciami). Uważa się, że jest to rezultat większego oddziaływania androgenów (np. *testosteronu) w życiu płodowym, najprawdopodobniej połączony z faktem, iż geny Hox (przechowujące plan budowy organizmu - powinieneś je poznać) odpowiadające za rozwój gruczołów płciowych odpowiadają także za wzrost paliczków.

Cechy które łączono ze ową proporcją to na przykład orientacja przestrzenna, zdolności muzyczne czy piłkarskie, agresywność, męski i dominujący wygląd twarzy mężczyzny a także niektóre zaburzenia psychiczne takie jak schizofrenia czy depresja (sporo przykładów wraz z badaniami źródłowymi jest tu). Kłania się tu mądrość ludowa głosząca, iż kobiety mające 3 palec u stopy dłuższy od drugiego będą rządzić chłopem - jedną z domniemanych korelacji zbadanych dla palców u dłoni jest wyższy poziom asertywności u kobiet. Kompletnie nienaukowe badania studentów psychologii przeprowadzone na wybitnie niereprezentatywnej próbie pokazały, że istnieje znacząca korelacja pomiędzy palcami a skłonnością do przejmowania inicjatywy w kontaktach z płcią przeciwną (tylko u kobiet).

Wracając do przesądów - do kolekcji dołączamy kolejną korelację. Badanie wykazało, iż mężczyźni o bardziej kobiecych proporcjach palców bardziej skłonni byli wierzyć w zabobony i zjawiska paranormalne, nawet wtedy, gdy kontrolowano wpływ pozostałych zmiennych (czyt.: nie, nie do końca zależy to od wykształcenia). Podobnie rzecz ma się u kobiet, w tym wypadku wykazano także zależność z niską wagą urodzeniową. U obu płci powiązana była także mała długość ciała po narodzeniu.

Cóż, nie od dziś (a właściwie od zawsze) raczej kobietom niż mężczyznom przypisywano kontakty ze światem nadprzyrodzonym, zdolności wieszcze i uzdrowicielskie. Częściej mówiło się o czarownicach niż o czarownikach, magia częściej była domeną posiadaczek chromosomów XX. Nie wspominając już o potocznie określanej "kobiecej intuicji".

Być może jesteśmy też o krok bliżej naturalnego wyjaśnienia fenomenu religii.

Ofiara małej ekspozycji na androgeny w życiu płodowym? Z pewnością, pytanie - czy swojej.


grafiki: 
palenie czarownicy - w domenie publicznej, za WikiCommons
czarny kot - CC-BYMark Sebastian

poniedziałek, 19 października 2009

ludzkie zoo


znajdź inteligentne istoty na zdjęciu
Te biedne istoty wyrwane ze swojego naturalnego środowiska i wtłoczone w stworzony przez człowieka świat do którego nie są przystosowane. Zamknięte w ciasnej przestrzeni w której na ogół nie mogą pozwalać dochodzić do głosu swoim naturalnym instynktom, które każą im upodobać sobie przestrzenie otwarte.

W rezultacie frustrują się - bardzo często okaleczają siebie i swoje potomstwo, niekiedy nie są nim w najmniejszym stopniu zainteresowane; cierpią też na choroby które ich dzikich pobratymców raczej nie dotykały, takie jak otyłość i choroby serca. Smętnie (choć z zadziwiającą wytrwałością) snują się w tę i z powrotem realizując swoją niezaspokojoną potrzebę wędrowania. Czasami brak bodźców - nuda - doprowadza je do beznamiętnego wykonywania kołyszących się ruchów ciała lub innego rodzaju czynności mających ten brak zaspokoić...

Jeszcze bardziej niż ludziom, nie zazdroszczę jednak trzymanym w klatkach innym zwierzętom, gdyż nie mają one żadnego wyboru.

Obserwowanie ludzi przyglądających się zwierzętom w klatkach w czasie spaceru w zoo to swego rodzaju perwersja. Staje się nią zwłaszcza, gdy ich zwiedzanie polega na zatrzymywaniu się przy każdej z klatek tylko po to, by zrobić zdjęcie telefonem komórkowym. Z tego posta zapamiętaj przede wszystkim, że obszar który kiedyś zamieszkiwała grupa około sześćdziesięciu dobrze sobie znanych istot ludzkich, dziś zamieszkują setki tysięcy nie mających ze sobą nic wspólnego stworzeń zmuszonych do swojej obecności. Czy wpływa to na nas dobrze? *Raczej nie. Co więcej, nasz mózg pracuje lepiej na łonie natury niż w krajobrazie miejskiej dżungli. Kilka tysiącleci życia w miastach nie zdążyły zmienić tego, co ukształtowały miliony spędzone poza nimi.


grafika - własność internetu, za JoeMonster.org

sobota, 3 października 2009

ciepłe przyjęcie

z badań nad trzecim szympansem:


Na Twoją ocenę innych ludzi może wpłynąć na przykład temperatura naczynia które niedawno trzymałeś w ręku.

W przeprowadzonym w 2006 roku na uniwersytecie Yale eksperymencie który wykazał podobną zależność wzięło udział 40 ochotników. Każdy z nich został odprowadzony do sali przez badacza. W czasie jazdy windą, jakby nigdy nic, każdy z nich został poproszony o potrzymanie kubka, który niósł ze sobą naukowiec. W laboratorium polecono im przeczytanie opisu fikcyjnej postaci i udzielenie odpowiedzi na kilka pytań jej dotyczących. Jednym z nich była ocena jak bardzo osoba owa jest ciepła i przyjacielska (w oryginale: warm i friendly). Osoby które trzymały zimną kawę były w tym wypadku bardziej powściągliwe niż osoby którym podano kawę gorącą. Temperatura kawy nie wpłynęła na inne odpowiedzi. Drugie badanie wykazało, iż temperatura trzymanych przedmiotów wpływa także na nasze wybory dotyczące dawania prezentów przyjaciołom (vs zatrzymywania ich dla siebie).

oryginalna publikacja badaczy (en)

Próba z pewnością była niewielka. Tym niemniej, inne badania wskazują jak bardzo wiążemy odczucie temperatury z relacjami społecznymi. Wykluczenie z grupy sprawia np., że pomieszczenie w którym przebywamy wydaje się nam średnio o 3 °C chłodniejsze a google pokazuje, że często łączymy przymiotniki zimny i samotny.
Przypuszczalnie odpowiada za to zjawisko obszar mózgu znany jako wyspa (insula), aktywny w czasie odczuwania ciepła zarówno fizycznego jak też i psychicznego.

więcej o zależnościach pomiędzy temperaturą a relacjami społecznymi (pl)
artykuł w New Scientist (en)

Jeśli więc nieustannie jest Ci zimno, być może nadszedł czas na udział w akcji FREE HUGS.

czwartek, 27 sierpnia 2009

z badań nad trzecim szympansem

Kątnik domowy większy (Tegenaria atrica) vel. Wielki czarny włochaty pająk - Europejski pająk roku 2008

Najprawdopodobniej zabiłeś wiele takich pająków w swoim życiu, będąc jednocześnie przekonanym o ich jadowitości. Spieszę z doniesieniem, że tylko niektóre (największe) osobniki zdolne są by przebić skórę człowieka, jad kątnika jest zaś słaby i w najgorszym wypadku spowodować może nieznaczny ból. Straszę Cię tym pająkiem przy okazji - badania pokazały, że kobiety są genetycznie uwarunkowane, by obawiać się pająków - wizerunek pająka kojarzą z negatywnymi odczuciami już 11-miesięczne dziewczynki (a chłopcy nie).

* * *

[...] Jego wysokość wrócił dzisiaj z wojny i zaszczycił mnie dwukrotnie, nie zdejmując butów
księżna Marlborough o efekcie księcia Marlborough

Oskarżam cię o łez strumienie, osamotnienie, zdradę i gniew
Oskarżam cię o to cierpienie, wojen płomienie, przelaną krew
[...]
Kayah - Testosteron

domniemane źródło wszelkiego zła

Okazuje się, że poziom testosteronu ma wpływ na męską wierność i zaangażowanie w opiekę nad dzieckiem, donosi "New Scientist".

Testosteron, powszechnie kojarzony z istotą męskości to rzeczywiście podstawowy męski hormon płciowy - wpływa na kształtowanie się płci i cech płciowych (a później ich różnicowanie - budowę ciała, owłosienie) jak również realizuje dymorfizm płciowy - zwiększa masę i siłę mięśni, grubość kości, wielkość narządów wewnętrznych (jest sterydem anabolicznym); uczestniczy w produkcji plemników, odpowiada za libido (także u kobiet), w niektórych sytuacjach może wpływać na poziom agresji (ale jej nie wywołuje) - możliwe, że zwiększa prawdopodobieństwo emocjonalnego zaangażowania się w sytuację konfliktową. Najwyższy poziom testosteronu odnotowuje się w męskim organizmie pomiędzy 15 a 25 rokiem życia - to czas, kiedy mężczyźni przejawiają największe pobudzenie seksualne i popełniają najwięcej przestępstw, choć wedle naszej wiedzy nie można mówić o bezpośredniej korelacji.

Co z tą wiernością? Badania przeprowadzone na Senegalskich mieszkańcach wsi pokazują, że testosteron wpływ na męskie zachowania rodzicielskie. Okazuje się, że tamtejsi ojcowie (niezależnie od liczby żon - Senegalczycy są społecznością poligamiczną) generalnie mają niższy poziom testosteronu od senegalskiego odpowiednika singli (to uniwersalne kulturowo i wiemy to nie od dziś) a partnerki ojców o relatywnie o wysokim poziomie testosteronu na ogół nie są zadowolone z ojcowskiego wkładu (t x $) w opiekę nad dzieckiem. Podobnie więcej testosteronu produkują mężczyźni mający więcej żon.

Ot i naukowcy potwierdzają ważkość odwiecznego dylematu - czy mój Han Solo będzie mi wierny?


grafiki:
pająk kątnik - CC-BY Hending
model cząsteczki testosteronu - grafika
w domenie publicznej

sobota, 1 sierpnia 2009

po nosach ich poznacie


Oczywiście, że nie do końca - tak naprawdę to jej braku. Dojdziemy do tego.

Ludzie mają węch. Ten oczywisty fakt jednym umyka, innych zdaje się zniesmaczać. Mogą z niego korzystać na wiele sposobów, choć wiąże się to czasem z pewnymi tabu - jeśli nigdy tego wcześniej nie zrobiłeś, spróbuj obwąchać jedzenie przy najbliższym posiłku zjedzonym w czyimś towarzystwie. Będąc niepokojonym z tego powodu, nie omieszkaj zauważyć, iż wszyscy zgromadzeni przy stole korzystają z tego zmysłu za każdym razem, gdy smakują potrawę - większość informacji tworzących doznanie smakowe pochodzi tak naprawdę z receptorów węchowych nosa, jako, że zaślinione kubki smakowe mają dość ograniczone możliwości - znasz je, to słodki, gorzki, słony, kwaśny i umami (smak białka, chińskiej restauracji i glutaminianu sodu).

Węch uważany bywa za zmysł najbardziej zbliżający nas do świata zwierząt, co ma pewne uzasadnienie - ośrodki węchowe należą do najstarszych i najdłużej niezmienionych obszarów mózgu - nasze węchomózgowie bardzo podobne jest do węchomózgowia gadów (jak widać sprawdza się doskonale); często obserwujemy też zwierzęta domowe badające świat przy jego użyciu. Doprawianie potraw nie wyczerpuje oczywiście możliwości tego zmysłu. Przekonujesz się o tym codziennie - u wielu ludzi określone zapachy wywołują fale wspomnień: zapachy świątecznych potraw, ulubione perfumy pierwszej miłości, pachnące dojrzewającym zbożem pola, tętniący wegetacją las... Ich magia wynika z fizjologicznego powiązania węchomózgowia z układem limbicznym i hipokampem odpowiadającymi za (resp.) *emocje i *pamięć.

Jak właściwie działa węch? Wrażenia zapachowe powstają w momencie interakcji związków chemicznych składających się na dany zapach z proteinami receptorowymi znajdującymi się na powierzchni nabłonka węchowego skrytego w głębi Twojego nosa. Wystarczy ledwie 8 cząsteczek danej substancji by zainicjować pobudzenie zakończenia nerwowego (tych zaś musi zostać pobudzonych 40 byś cokolwiek poczuł). Impulsy nerwowe docierają do opuszki węchowej zlokalizowanej pomiędzy receptorami a płatem czołowym w mózgu. I już, to wszystko. Nie pokonują one zbyt długiej drogi.

Opuszka węchowa (ang. Olfactory T. Bulb) i zawartość nosa - tu, pośród smarków, rodzi się miłość

Dla wielu innych gatunków zwierząt zapachy to podstawowy sposób na odbieranie świata - skutecznie korzysta z niego większość ssaków, ryb i owadów. Psy na przykład (węch czulszy od ludzkiego 1 000-1 000 000 razy) wąchają oddech swoich towarzyszy, by rozpoznać czy udało im się odnaleźć jedzenie. Przeprowadzone swego czasu eksperymenty dowiodły, że i ludzie mają zaskakującą skuteczność w tropieniu po zapachu.

I tak na przykład, 2/3 ludzi potrafiło z zawiązanymi oczami wytropić i przejść 10 metrową krętą ścieżkę ułożoną z rozpylonego zapachu czekolady. Skuteczność rosła wraz z treningiem.
W innym doświadczeniu, wszystkie matki zdolne były do rozpoznania własnych dzieci spośród przenoszonych przed nimi niemowlaków pomimo zawiązanych oczu (a już dwudniowe dzieci rozpoznają swoje matki po zapachu). Zdolność rozpoznawania obejmuje także relacje pomiędzy rodzeństwem (ale nie przyrodnim i nie przybranym). Uważa się czasem, że jest to mechanizm stojący za tzw. efektem Westermarcka - wdrukowanym brakiem pociągu seksualnego pomiędzy osobami zamieszkującymi razem we wczesnym okresie życia przynajmniej jednej z nich, chroniącym przed możliwymi niekorzystnymi mutacjami potomstwa poczętego w wyniku kazirodztwa.

* * *

O potędze przenoszenia informacji za pomocą lotnych substancji chemicznych opowiedzieć mogą ludzie żyjący pod jednym dachem z niewysterylizowanymi suczkami. Im samym zdarza się paść ofiarą niewybrednych psich zalotów. To feromony - w większości lotne wydzieliny specjalnych gruczołów uwalniane przez zwierzęta do środowiska. Działają na inne osobniki tego samego gatunku, pełnią funkcje alarmowe, służą do wabienia osobnika płci przeciwnej czy znakowania terytorium. Trzeba Ci wiedzieć, że niektóre owady potrafią wyczuć się z odległości kilku kilometrów, gdy zajdzie taka potrzeba.

Wiele wskazuje na to, że - choć jeszcze ich nie odnaleźliśmy (ale mamy pewne pomysły) - ludzie też mają feromony a już na pewno zdolni są, by komunikować się za pomocą zapachów. Wiesz pewnie doskonale, jak reagujesz na zapach ciała ukochanej osoby - nie mam na myśli sztucznego zapachu jakiego najczęściej używa a raczej naturalną woń jaką wydziela jej ciało. To musi mieć swoją przyczynę.

Amerykańscy Studenci przekazują sobie strach przed egzaminem przy pomocy woni wydzielanych przez ich ciała, dowodzą Amerykańscy Naukowcy. Pobrano próbki zapachów studentów stresujących się przed ostatnim ustnym egzaminem i studentów wykonujących ćwiczenia fizyczne. trzecia grupa studentów wąchała próbki podczas gdy ich mózgi poddano neuroobrazowaniu. Studenci nie widzieli różnicy, nie mniej ich mózgi z pewnością ją dostrzegły. Pot studentów zestresowanych powodował u nich aktywację obszarów odpowiedzialnych za emocje, empatię i interakcje społeczne. Innymi słowy, informacja o potencjalnym zagrożeniu rozniosła się po stadzie.

wzmianka w New Scientist
publikacja badaczy


Podobnie działa pot początkujących skoczków spadochronowych.

Mężczyzna zdrowy to mężczyzna symetryczny głosi pradawna ewolucyjna mądrość. Wiele badań wskazuje na upodobanie kobiet do mężczyzn o kształtach symetrycznych (a w czasie owulacji, o cechach wybitnie wyraziście męskich, by nie rzec kanciatych), co jest dość dobrym wyznacznikiem zdrowia i sprawności. Okazuje, się, że symetryczność czuć. Kobiety w płodnej fazie cyklu miesięcznego wolą zapach męskich T-shirtów (noszonych przez kilka nocy z rzędu) gdy zapocił je mężczyzna symetryczny niż relatywnie niesymetryczny. Jak to możliwe? Uważa się, że odpowiadają za to substancje chemiczne będące pochodnymi męskich hormonów płciowych.

artykuł na APS Observer


Co więcej, jest możliwe, że mężczyźni pobudzeni seksualnie wydzielają specyficzny zapach a kobiety zdolne są by go nieświadomie rozpoznawać. Świadomie uznają go zaś za... niekoniecznie ludzki. Androstadienon, męski steroid obecny w pocie, krwi i nasieniu wprawia kobiety w dobry nastrój (i aktywuje podwzgórze gejów) - dość szybko stał się składnikiem męskich dezodorantów (pamiętasz reklamy AXE?). Za pomocą węchu możemy zidentyfikować także orientację seksualną - okazuje się (schemat badań ten sam), że zapach potu homoseksualistów płci męskiej uznawany jest za atrakcyjny przez innych mężczyzn tej orientacji. Heteroseksualiści płci obojga i lesbijki wolą pot z pozostałych trzech grup.

Kobiety (tak, mają czulszy węch) mieszkające razem jakoby używają jakiejś formy chemicznej komunikacji do synchronizacji swoich cyklów menstruacyjnych (efekt McClintock). Stwierdzono to dzięki obserwacji dziewcząt mieszkających razem w akademikach, podobno to dość powszechne zjawisko (autor bloga spotkał się z kilkoma potwierdzeniami). Teorię tę poddawano jednakże mocnej krytyce. Stosunkowo bezpiecznie można stwierdzić jednak, że skutecznym remedium na nieregularne cykle menstruacyjne jest obecność męskiego potu.

Badania naukowe nie potwierdzają jak dotąd skuteczności specyfików sprzedawanych jako feromony.

* * *

Ale co z tą zgodnością tkankową?

Główny kompleks zgodności tkankowej ( ang. major histocompatibility complex - MHC) to zespół genów programujących osobniczo-swoiste sekwencje aminokwasowe, stanowiące o charakterystyce immunologicznej danego organizmu. Mówiąc znacznie prościej, są to geny warunkujące posiadany zestaw przeciwciał będących istotną siłą w walce naszego organizmu w walce z chorobami. GKZT ma istotne znacznie między innymi przy przeszczepach, gdzie zbliżone układy zgodności tkankowej dawcy i biorcy decydują o przyjęciu przeszczepu. Zupełnie odwrotnie ma się sprawa z potomstwem. Im bardziej zróżnicowane GKZT rodziców, tym lepiej dla dziecka, gdyż tym silniejszy (jako, że lepiej wyposażony na starcie) będzie jego układ odpornościowy.

Gdybyście mogli wybierać, prawdopodobnie zrobilibyście co w waszej mocy, by wasze dzieci urodziły się lepiej przystosowane do walki z drobnoustrojami tego świata (to... ewolucyjnie korzystne).

Okazuje się, że możemy wybierać. I robimy to - nieświadomie oczywiście. Badania potwierdziły (niejednokrotnie) - w rolach głównych raz jeszcze studentki i wonne od potu męskie T-shirty - ludzie uważają za atrakcyjne osoby o niskiej zgodności tkankowej z nimi samymi. Nieszczęsne studentki wybierały (noszone przez kilka nocy) koszulki studentów niezgodnych z nimi tkankowo. Co więcej, przyznawały, iż zapachy wybranych przez nich koszulek przypominają im zapachy ich bieżących bądź minionych partnerów.

Równie szokująco brzmią doniesienia o wpływie pigułek antykoncepcyjnych na prawdopodobieństwo rozstania którymi uraczę Cię teraz. Pośredniczy oczywiście węch, kluczową rolę odgrywa OZT a sprawa jest dość skomplikowana. Usiądź wygodnie.

Wiemy już, że kobieta dążyć będzie do znalezienia partnera z którym mieć będzie niewysoką zgodność tkankową, jako, że zapewni to jej potomstwu lepszy start, poprzez bardziej zróżnicowany zestaw przeciwciał na prawie każdą okazję. Nie zawsze jednak jej preferencje będą tak wyglądać. Kiedy kobieta jest w ciąży, potrzebuje opieki osób trzecich. Czyhają na nią bowiem krwiożercze drapieżniki afrykańskiej sawanny, okresy głodu i inne niedogodności życia plemion łowców-zbieraczy. Tak przynajmniej było, kiedy kształtowały się nasze ciała. W takich sytuacjach najlepiej wychodzi się z rodziną (jak wiemy dzięki teorii "samolubnego genu", krewni mają z kolei żywotny interes w szczęśliwym rozwiązaniu i odchowaniu potomka członków rodziny - jest duże prawdopodobieństwo, że posiadają oni kopię tego samego genu...). Skoro o genach mowa - członków rodziny cechuje wysoki stopień genetycznego podobieństwa mający przełożenie na wysoki poziom ZT. Co za tym idzie, kobieta będąca w ciąży powinna zwrócić swoją uwagę i sympatię (uśmiechy, odwzajemnianie iskania i tym podobne uprzejmości) na osoby o... wysokim poziomie ZT z nią samą. W zamierzeniu, by w ten sposób zidentyfikować i nakłonić do współpracy przy sprowadzeniu na świat i wychowaniu kolejnego członka rodziny, członków najbliższej rodziny.

Cały problem
polega na tym, że tabletki antykoncepcyjne uniemożliwiają zajście w ciążę dzięki temu, że oszukują organizm kobiety, modyfikując jego gospodarkę hormonalną i wmawiając mu, że już jest w ciąży. W rezultacie, zgodnie ze schematem, zażywające je kobiety kierują swoją uwagę na mężczyn na których raczej nie zwróciłyby uwagi nie bedąć w ciąży (bo tak naprawdę wcale nie są w ich typie - my wiemy już, że typie... zgodności tkankowej). Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy kobieta odstawia pigułki (gdyż na przykład chciałaby dać dziecko swojemu ukochanemu-wymarzonemu partnerowi) i jej hormony wracają do normalności. Podobnie wraca do normalności jej postrzeganie otaczających ją mężczyzn i ni stąd, ni zowąd, okazuje się, że Książę ma pewne braki i może jednak warto rozejrzeć się za innym kandydatem...

artykuł w Scientific American


* * *

We wszelkich wydzielinach naszych ciał - w ślinie, pocie, łoju, krwi menstruacyjnej i wydzielinach genitaliów zidentyfikowano ponad 200 substancji chemicznych z których wiele pełnić może rolę sygnałową. O tym jak pachniemy decyduje m.in. nasz bieżący stan hormonalny (zwłaszcza hormony płciowe), dieta (czosnek i cebula!) i biota bakteryjna zamieszkująca powierzchnię naszej skóry.

Z drugiej strony, odbiór wrażeń węchowych zależy od wielu czynników - kobiety ex definitione mają czulszy węch niż mężczyźni, kobietom w ciąży węch zmienia się całkowicie, tak, iż zdolne są one by odczuwać zapachy których Everyman nie odczuwa, podobnie zmienia się kobieca wrażliwość na zapachy wraz z cyklem miesiączkowym (najsilniejsza jest, jak się pewnie domyślasz, w trakcie owulacji). Inne czynniki to stan emocjonalny odbiorcy, jego zdrowie, inne zapachy w otoczeniu...

Jednocześnie lekceważymy węch i nasze własne zapachy jako niechciany atawizm niepotrzebnie przypominający nam o zwierzęcym pochodzeniu. Cóż, z pewnością nie jesteśmy roślinami ani grzybami; mam też nadzieję, że udaje mi się wykorzenić w Tobie negatywne nastawienie do tego faktu. Nie uświadamiamy sobie tym samym możliwości naszych nosów które są w istocie nieprawdopodobnie skomplikowanymi organami o wysokim stopniu precyzji i dużym potencjale. Na co dzień żyjemy w miastach, w otoczeniu innych przedstawicieli naszego gatunku; niejednokrotnie otaczają oni nas ze wszelkich stron, w niemal ujemnej odległości, jednocześnie usilnie staramy się ukryć nasze naturalne zapachy (lub co gorsza zaniedbujemy higienę sprawiając, iż stają się nieznośne), tłumimy je przy użyciu ubrań, perfumów i dezodorantów.

Znacznie zawężamy sobie pole widzenia świata i pozbawiamy się zupełnie nowego sposobu jego doznawania. Wiele tracimy.

Nie, autor bloga nie czytał Pachnidła.



grafika:
parodia stripu komiksowego Kima Grove'a, © 2009 Tribune Media Services,
fragment atlasu anatomii niezawodnego Henry'ego Graya - grafika w domenie publicznej, za WikiCommons;

odwiedź:
blog autorstwa Płomyk, o zapachach