sobota, 5 marca 2011

podstawowe pojęcia psychologii: sceptycyzm (a to jest zaleta?)

Tytułowe pytanie zasłyszane. Żyjemy w świecie w którym studentów medycyny, zamiast popartego wynikami rzetelnych badań obecnego stanu wiedzy na temat zagadnienia psyche-soma, naucza się pseudonaukowego bełkotu o nudnościach wywołanych wyparciem a psychometrycznie skompromitowana technika wróżbiarska znana jako test Rorschacha, po upublicznieniu okazuje się być powszechnie stosowaną w gabinetach psychologicznych.

Myśląc o studiach psychologicznych również zaczytywałem się w pracach Zygmunta Freuda, zwłaszcza we Wstępie do psychoanalizy (krzywiąc się jednocześnie przy legendarnym kawałku o ułożonej pod kątem poduszce, symbolizującej w nerwicowych kompulsjach pacjentki waginę). W reakcjach znajomych na informację o studiowanym przeze mnie kierunku często pojawiał się wątek psychoanalizy. Pojawia się tam zresztą po dziś dzień, kiedy przychodzi mi wyjaśniać, że kozetki są już w dużej mierze pieśnią przeszłości (a przynajmniej powinny nią być) a bycie psychologiem nie jest tożsame z byciem psychoanalitykiem i jest to jedynie jedna z kilku orientacji teoretycznych funkcjonujących we współczesnej psychologii. Jednocześnie, zbierając od znajomych informacje o psychologii nauczanej w ramach przedmiotów humanistycznych na kierunkach ścisłych lub innych, z przerażeniem stwierdzam, iż niejednokrotnie utrwala się ów wizerunek psychologa jako kronikarza dzieciństwa, serwując laikom właśnie podstawy psychoanalizy. Moment, w którym uświadomiłem sobie (dzięki wykładom prof. Stachowskiego) stopień rzetelności dokonań Zygmunta Freuda i tego, jak zostały zweryfikowane, stał się jednak źródłem sporego dysonansu, gdyż w ramach zajęć wciąż spotykam się z rozwinięciami jego idei.

Jeszcze przed ostatecznym przyjęciem mnie na studia psychologiczne przeczytałem także pewną rewelacyjną książkę, która po raz pierwszy skonfrontowała mnie z pojęciem naukowego sceptycyzmu, wprawiając tym samym w spore zakłopotanie, prostując jednocześnie wiele złudzeń, które do tej pory żywiłem. Pozwoliła mi również cieszyć się pierwszymi zaciekle prostowanymi popularnymi mitami związanym z psychologią - mitem reklamy podprogowej zmieniającej nas w bezmyślnych konsumentów i mitem wykorzystywania 10% potencjału mózgu. To od niej chciałbym zacząć (być może rozwijaną w przyszłości) subiektywną króciutką listę Książek, które każdy psycholog powinien przeczytać (poza wszystkimi innymi, które również powinien przeczytać).

1. Donald H. McBurney - Myśleć jak psycholog.
Najlepiej byłoby przeczytać ją przed dokonaniem wyboru psychologii jako drogi rozwoju zawodowego. Na całe szczęście, na moim uniwersytecie znalazła się w sylabusie przedmiotu Wprowadzenie do psychologii jako literatura obowiązkowa. Niecałe dwieście stron, do przeczytania właściwie w jeden wieczór. Wyjaśnia, dlaczego współcześni psychologowie potrzebują statystyki, wiedzy z zakresu biologii, wprowadza w podstawy myślenia krytycznego i naukowego, sprawdzania wiarygodności źródeł danej informacji. Książka, dzięki której docenisz fakt poświęcania kilkunastu stron na bibliografię i wrzucania w tekstach tych irytujących nazwisk i lat w nawiasach.

2. Tomasz Witkowski - Zakazana psychologia. Tom I: Pomiędzy szarlatanerią a nauką.
Książka po której warto sięgnąć jeszcze przed wyborem zawodowej specjalności w ramach psychologii. Autor książki, doktor psychologii, jest jednocześnie autorem polskiej prowokacji w stylu afery Sokala: doprowadził do publikacji w Charakterach, przypuszczalnie najpopularniejszym popularnym miesięczniku poświęconym psychologii w Polsce, artykułu dotyczącego wyssanej z palca i pozbawionej naukowych podstaw nowej formy psychoterapii. Po upublicznieniu mistyfikacji, redakcja miesięcznika zareagowała w sposób co najmniej pozostawiający wiele do życzenia. W swojej książce autor obficie (być może zbyt?) opisuje szczegóły całego zamieszania.

Autor bezlitośnie obnaża także ciemniejsze strony nauki zwanej psychologią i demaskuje patologie dziejące się na jej obrzeżach. Przedstawia karty historii, które rzucają cień na tę dziedzinę wiedzy (np. fałszowanie wyników przez badaczy) i z których powinniśmy wyciągać lekcje. Tym bardziej, że obecne funkcjonowanie systemu tworzenia wiedzy (co autor sam sprawdził, na ogół bezskutecznie prosząc badaczy o oryginalne materiały z opublikowanych badań) wciąż pozostawia wiele do życzenia.

Autor nie oszczędza również takich gałęzi psychologii (lub pseudopsychologii) jak psychoterapia i NLP, wskazując na brak dostatecznego ugruntowania empirycznego wielu głoszonych w ich ramach twierdzeń, podkreślając, iż poza wszelką kontrolą kwitnie w wielu wypadkach niebezpieczny i ocierający się o wyłudzanie pieniędzy psychobiznes. Szczególnie wiele uwagi poświęca Witkowski psychoterapeutom, wskazując, iż, jeśli zweryfikować to empirycznie, psychoterapie przejawiają niejednokrotnie poziom skuteczności porównywalny z.... brakiem psychoterapii. Jako alternatywę, Witkowski wskazuje rozwijany w USA "trening twardości", czyli rozwijanie wewnętrznych zasobów umożliwiających skuteczne radzenie sobie z trudnościami. Osobną sprawę stanowią eksperymentalne formy psychoterapii, nierzadko nie odbiegające wiele od współczesnych form szamanizmu, co gorsza, niekiedy wybitnie szkodliwe dla pacjentów.

Książka zdecydowanie otwierająca oczy, trudno po niej studiować tak samo, jak wcześniej. Przypuszczam, że jeszcze trudniej musi wyglądać praktyka zawodowa.

Recenzja na Sophers Blog

3. Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, John Ruscio, Barry L. Beyerstein - 50 wielkich mitów psychologii popularnej.
Istnieją tzw. lewo- i prawopółkulowcy, różniący się możliwościami. Puszczanie niemowlętom Mozarta zwiększy ich inteligencję. W wieku 40-50 lat spodziewać się można kryzysu wieku średniego. Ludzie mają tendencję do wypierania z pamięci traumatycznych wydarzeń w ich życiu. Pod wpływem hipnozy nie można kłamać, można za to zostać zmuszonym do zrobienia rzeczy, których świadomie nigdy byśmy nie zrobili. Sny mają znaczenie symboliczne i ich interpretacja umożliwia zajrzenie do odmętów naszej nieświadomości. Wykrywacz kłamstw jest sprawdzoną i skuteczną metodą weryfikacji prawdomówności podejrzanych. Przeciwieństwa się przyciągają. Lepiej jest wykrzyczeć swój gniew niż się od tego powstrzymywać...
I dziesiątki innych popularnych przekonań, rzeczy o których wszyscy wiedzą. Problem polega na tym, że wiedzą źle - tak, z powyższymi stwierdzeniami rozprawia się książka. Niektóre z tych mitów powiela się w ramach zajęciach na studiach psychologicznych, inne spotkać można w zalecanej literaturze. Z wieloma nie można się nie spotkać, tak głęboko są zakorzenione w powszechnej świadomości. Literatura popularnonaukowa jest ich pełna.

Długo wyczekiwana i bardzo potrzebna pozycja autorów znanych z rzetelnego demaskowania psychobzdur. Lektura całkowicie obowiązkowa - dla potencjalnych i aktualnych studentów, wykładowców i akademików. Ponieważ wiemy już, jak trudno jest zastąpić stare przekonania nowymi, wiele z opisywanych w tej książce przeinaczeń, półprawd i całkowitych bzdur funkcjonować będzie jeszcze bardzo długo. Warto więc wybrać własną łopatkę ziemi, celem ich wykorzenienia. Niezaprzeczalnym plusem (o czym dowiadujemy się z pozycji nr 1) jest przebogata bibliografia, w oryginale licząca (informacja za Tomaszem Witkowskim) 66 stron, w polskim wydaniu opublikowana w internecie. Ilość danych i wyników na których swoje twierdzenia opierają autorzy (w odróżnieniu od orędowników analizowanych przez nich twierdzeń) przyprawia o zawrót głowy.

Nie można nie docenić również kultowo obleśnej okładki z jakich znane jest wydawnictwo CIS.



grafika: Jagna Ciuchta, Test de Rorschard (2007), za

2 komentarze:

  1. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba nie bardzo bym sobie w tym zawodzie poradziła, tym bardziej, że sama czasami korzystam właśnie z takich wizyt. Bardzo fajnym jest to, że jak uczęszczam na wizyty do http://www.terapiapoznan.pl/ to po wyjściu czuję się tak jakby faktycznie wszystkie moje problemy zniknęły.

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.