wtorek, 20 marca 2012

słuchanie muzyki o podeszłym wieku (nie) sprawia, że ludzie stają się młodsi

ResearchBlogging.orgArtykuł opublikowany w “Psychological Science”, pokazał, że pomimo starań, by zmniejszyć prawdopodobieństwo przyjęcia wyników fałszywie pozytywnych, zwykła swoboda w dobieraniu danych, analizie i raportowaniu wyników może sprawić, że znacznie zwiększy się prawdopodobieństwo popełnienia błędu tego rodzaju. Żeby tego dowieść, jego autorzy dowiedli absurdalnej hipotezy, posługując się jedynie zwyczajową dowolnością w konstrukcji i przebiegu badania. 

Pewne błędy drugiego rodzaju popełnić można tylko raz.
Błąd fałszywie pozytywny w badaniach naukowych oznacza przyjęcie za prawdziwą hipotezy, która w istocie jest fałszywa. Każde badanie obarczone jest takim ryzykiem, do pewnego stopnia możliwym do obliczenia. W naukach społecznych przyjmuje się, że prawdopodobieństwo popełnienia takiego błędu musi być mniejsze niż pięć procent (p<0,05). Jest on nazywany błędem pierwszego rodzaju.

Nie od dziś wiadomo jednak, że wyniki badań nie tak znowu trudno zmanipulować - świadomie, lub nieświadomie, ulegając np. błędowi konfirmacji, naszej tendencji do przyjmowania faktów potwierdzających lubianą przez nas tezę i odrzucania tych, które jej przeczą.

Każdy z wyborów dokonanych przez autorów publikacji wydawał się niewinny i uzasadniony. Dotyczyły one pytań rozważanych przez każdego badacza - liczby zebranych danych, wykluczenia niektórych z nich (ze względu np. na to, że odstają od reszty, co jest częstą praktyką), porównywania określonych warunków eksperymentalnych (które grupy porównujemy ze sobą), czy wreszcie kontrolowania określonych zmiennych (sprawdzamy, czy jest tak, że grupy różnią się, jeśli wziąć pod uwagę np. płeć). Autorzy publikacji przypominają, że powszechną praktyką jest podejmowanie takich decyzji na bieżąco, choć w założeniu unika się takiego postępowania. Przytaczają też badania wskazujące, że w wypadku wątpliwości, badacze mają tendencję do wybierania alternatyw, które przynoszą rezultaty istotne statystycznie.

Prosząc badanych o wysłuchanie muzyki kojarzącej się z wiekiem podeszłym (When I’m 64, Beatlesów) i podanie m.in. wieku ojca, wykazali, że badani słuchający tego utworu byli średnio o 1,5 roku młodsi (p=0,04). Wystarczyło kontrolowanie zmiennej wieku ojca - innymi słowy, wzięcie pod uwagę przy porównywaniu. Naukowcy przeprowadzili też serię komputerowych symulacji, w których testowali wpływ poszczególnych decyzji na wyniki badania. Wykazali np., że zastosowanie dwóch zmiennych zależnych (takich, które po prostu mierzymy, nie manipulując nimi), dodanie 10 obserwacji, kontrolowanie płci i usunięcie jednego warunku eksperymentalnego z badania, w 60% wypadków pozwoliło na uzyskanie wyników z pożądaną wartością p<0.05.

Grafika: Albin Schmalfuß, domena publiczna

Źródło:
Simmons JP, Nelson LD, & Simonsohn U (2011). False-positive psychology: undisclosed flexibility in data collection and analysis allows presenting anything as significant. Psychological science, 22 (11), 1359-66 PMID: 22006061

sobota, 10 marca 2012

biednemu zawsze wiatr w geny

ResearchBlogging.orgNieliczni ludzie pochwalić się mogą tym, że dzięki nim napisano kilka tysięcy prac naukowych. Należy do nich kilkanaście tysięcy osób objętych czterema słynnymi brytyjskimi programami badań podłużnych. W tym rodzaju badań, do uczestników wraca się kilkukrotnie, w dłuższych odstępach czasu, sprawdzając, jak zmienia się ich sytuacja. Brytyjski program badań podłużnych znany jest pod wspólnym mianem British Birth Cohort Studies

W ramach jednego z tych badań, rozpoczętego w roku 1958, przebadano niemal 17 000 osób, urodzonych w konkretnym tygodniu tego roku. Ośmiokrotnie podejmowano próby dotarcia do możliwie wielu uczestników oryginalnego badania - ostatnim razem udało się dotrzeć do ponad dwóch tysięcy osób. Wielokrotnie pytano ich o sytuację materialną, stan zdrowia, pozycję społeczną i wykształcenie. Świat nauki i cała ludzkość są im winne ogromną wdzięczność. Na podstawie danych zebranych od uczestników BBCS wydano wiele rządowych zaleceń dotyczących polityki społecznej i przygotowano tysiące publikacji naukowych. W 2002 roku, gdy badani mieli już 44 lata, oprócz wypełniania kwestionariuszy i wzięcia udziału w rozmowie z badaczami, męscy uczestnicy badania użyczyli próbek swojego materiału genetycznego. Umożliwiło to przeprowadzenie kolejnych badań. Tym razem dotyczyły one fascynującej i prężenie rozwijającej się dziedziny biologii - epigenetyki.

Od połowy XX wieku wiemy, że pomiędzy genami i środowiskiem kryje się trzeci elementem układanki. Czynniki epigenetyczne - chemiczne modyfikacje zachodzące wokół DNA, powstające pod wpływem środowiska, w którym żyje dany organizm. Owe zmiany nie wpływają na sam genom, determinując jednak to, w jaki sposób dochodzi on do głosu w funkcjonowaniu organizmu. Przykładowo, metylacja DNA (przyklejanie się grup metylowych, fragmentów związków chemicznych, do łańcucha DNA) powoduje, że niektóre kawałki kodu genetycznego są pomijane przy przepisywaniu genomu na białka budujące organizm. Proces ten odgrywa istotną funkcję w regulacji tego, które geny są aktywowane a które wyciszane. Co więcej, wygląda na to, że niektóre z tych zmian - nabytych w ciągu życia np. w wyniku trudnych warunków rozwoju - mogą być przekazywane kolejnym pokoleniom. *Możliwe, że ma to swój udział w powstawaniu zaburzeń psychicznych, jak i wielu innych chorób. W literaturze popularnonaukowej podkreśla się często, że stoi to w sprzeczności z Darwinowskim rozumieniem ewolucji, przyznając rację Jean-Baptiste de Lamarckowi, utrzymującemu, że gatunki zmieniają się dzięki dziedziczeniu cech nabytych. Miałoby to działać w ten sposób, że przysłowiowa protożyrafa wyciąga szyję, by dosięgnąć liści rosnących w górze, dzięki czemu swoją coraz dłuższą szyję przekazuje potomstwu. Jest to przeinaczenie, epigenetyka w nie przeczy bowiem doborowi naturalnemu a jedynie uzupełnia znany nam repertuar mechanizmów stanowiących o ostatecznym kierunku rozwoju danego osobnika.

Wracając jednak do bohaterów współczesnej nauki, uczestników drugiej fali British Birth Cohort Studies. Spośród rzeszy uczestników wyselekcjonowano 40 mężczyzn, dobranych pod kątem skrajnych warunków socjoekonomicznych w jakich spędzili dzieciństwo. Nie od dziś wiadomo, że mają one duży wpływ na stan zdrowia w dorosłym życiu. Niektóre z chronicznych chorób zdają się być związane z warunkami zapewnianymi przez środowisko we wczesnym okresie rozwoju. Zauważono na przykład, że wychowywanie się w trudnej sytuacji materialnej powoduje zmienioną ekspresję (dochodzenie do głosu) genów odpowiadających za funkcjonowanie reakcji organizmu na stan zapalny, co ma szczególnie duże znaczenie w wypadku chorób autoimmunologicznych. Są to zaburzenia w których organizm atakuje sam siebie, będące plagą współczesnej cywilizacji. Istnieją także badania wskazujące, że niektóre geny ujawniają się w zmieniony sposób u osób dorosłych, które urodziły się w czasie głodu panującego w miejscu zamieszkania ich matek. Zaobserwowano także zmiany w metylacji DNA w krwi pępowinowej noworodków matek z zaburzeniami lękowymi i depresją.

Co udało się znaleźć w materiale genetycznym badanych mężczyzn? Poza podobieństwem do genomu szympansów sięgającym 90%, 50% w wypadku muszek owocowych i niemal 30% dla drożdży, oczywiście? Badani wychowujący się w trudnych warunkach mieszkaniowych (brak dostępu do bieżącej wody, przepełnione mieszkania, niskie dochody rodziców) mieli szczególnie wyraźne zmiany w metylacji genów w niektórych fragmentach kodu genetycznego. Nie były to przypadkowe miejsca a raczej ich skupiska, zebrane wokół konkretnych kawałków nici DNA. W dużej mierze sprowadzało się to do genów decydujących o funkcjonowaniu komunikacji wewnątrz komórki. Dodatkowo, analiza statystyczna pokazała, że szczególnie istotne dla wyjaśnienia różnic pomiędzy poszczególnymi osobami miał status socjoekonomiczny w dzieciństwie. Poprawa sytuacji materialnej w dorosłym życiu nie miała dużego wpływu ma zmiany w metylacji DNA badanych.

Wydaje się, że strategia włączania i wyłączania określonych genów (a co za tym idzie - zmian w funkcjonowaniu organizmu) jest mechanizmem umożliwiającym nam lepsze przystosowanie się do warunków, w których zdarzyło nam się żyć. Dzieci urodzone w miejscu, w którym jedzenia jest pod dostatkiem, nie muszą szczególnie inwestować w mechanizmy umożliwiające im gromadzenie zapasów w postaci tłuszczu. W wypadku badanych doświadczających niekorzystnych wpływów z otoczenia, wydaje się, że zmiany w ekspresji DNA umożliwiały im szybszą reakcję na zagrożenia w środowisku. Kiedy otoczenie mówi ci, że życie będzie trudne i pełne zagrożeń, nie opłaca się inwestować w długie życie w zdrowiu. Trzeba zadowolić się mniejszą liczbą lat, *wykorzystanych intensywniej. Ma to jednak swoje konsekwencje. Organizm ukształtowany z "wiecznie czujnym" układem odpornościowym będzie miał tendencję do bycia przeczulonym nawet wtedy, gdy warunki się poprawią. Stąd już tylko krótka droga do alergii i innych chorób autoimmunologicznych. Można również przypuszczać, że zmiany w mechanizmach związanych z magazynowaniem zapasów pokarmowych organizmu mogą mieć wpływ na ryzyko zachorowania na otyłość i cukrzycę.

Grafika:


Literatura:
Borghol, N., Suderman, M., McArdle, W., Racine, A., Hallett, M., Pembrey, M., Hertzman, C., Power, C., & Szyf, M. (2011). Associations with early-life socio-economic position in adult DNA methylation International Journal of Epidemiology DOI: 10.1093/ije/dyr147

środa, 7 marca 2012

bezwstydna autopromocja

W kioskach dostępny jest już marcowy numer Miesięcznika Dzikie Życie.

Można w nim przeczytać między innymi artykuł Nasza wewnętrzna bioróżnorodność, będący swego rodzaju podsumowaniem wątków poruszanych swego czasu na blogu, dotyczących wpływu niewidocznych towarzyszy człowieka na jego życie psychiczne i zbiorem moich przemyśleń na temat płynących z tego wniosków na temat miejsca człowieka w przyrodzie.

Za jakiś czas będzie dostępny również w wersji elektronicznej.

piątek, 2 marca 2012

psychologia to nauka, nie czary

Noszenie tej koszulki mówi też, że mam dużą potrzebę domknięcia
poznawczego i niską tolerancję na dwuznaczność. Prawdopodobnie.
A przynajmniej duża część z nas bardzo się stara, by tak było. Pewną plamą na honorze psychologii jest stosowanie metod projekcyjnych, w szczególności niesławnego testu plam atramentowych Rorschacha, w diagnostyce psychologicznej. Zgrozą napawać może fakt, iż ma to miejsce także w orzecznictwie sądowym.

Problem z tymi narzędziami polega na tym, że  w wielu wypadkach są one narzędziami o niskiej rzetelności (wysokim błędzie pomiaru, wyniki nie zawsze są powtarzalne i jednoznaczne - często zależą od osoby, która test przeprowadza) i trafności (niekoniecznie mierzą to, co w zamierzeniu mają mierzyć). Szczególnie dotyczy to niesławnego testu Rorschacha, który już od dawna uważany jest za złe narzędzie. Urok metod projekcyjnych polega w dużej mierze na ezoterycznej otoczce i poczuciu, że w niezwykły sposób dają wgląd w odmęty nieświadomości badanego. Tu można zrobić sobie taki test i przekonać się, jak barwne diagnozy generuje.

Odpowiedzią na tej sytuację była kampania protestacyjna Psychologia to nauka, nie czary, zrealizowana przez Klub Sceptyków Polskich, przy współpracy SWPS. Pośród organizatorów akcji znalazły się takie postacie jak prof. Dariusz Doliński, dr Tomasz Witkowski czy prof. Ryszard Stachowski. Osoby w koszulkach promujących akcję spotkać można było na uczelniach całego kraju i na kilku związanych z kampanią wydarzeniach. Wieść niesie, że na poznańskim UAM jako pierwszy założył ją prof. Stachowski. W takim wypadku, byłem drugą osobą. W ciągu kilku dni, koszulki założyło paru kolejnych studentów i prowadzących zajęcia (pierwszym prowadzącym był mgr Łukasz Budzicz). W nadchodzącym tygodniu spotkać będzie można ich jeszcze więcej. Będzie wśród nich wielu wykładowców. Tutaj pobrać można grafiki na własną koszulkę.

Ważnym elementem kampanii było też opublikowanie typowych odpowiedzi na poszczególne plamy. Dla stosującego test Rorschacha diagnosty oznacza to, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że osoba badana będzie wiedziała jak odpowiadać, co czyni test bezużytecznym. Odpowiedzialny psycholog zrezygnuje ze stosowania tego narzędzia (jeśli z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie zrobił tego wcześniej). Wszystkie tablice wraz z odpowiedziami zostały już zresztą dawno temu opublikowane na angielskiej Wikipedii.

Patrząc z boku, akcja jest oczywiście kampanią agresywną i nieco tendencyjną (zwłaszcza, jeśli przyjrzeć się jej komunikacji). Nie zmienia to jednak faktu, że przybliżona zostanie realizacja jej podstawowego celu, czyli wyłączenie z repertuaru narzędzi stosowanych przez psychologów metod "diagnostycznych" konkurujących o rzetelność z wróżeniem. Wzrośnie też społeczna świadomość dotycząca wymogów stawianych wobec narzędzi psychologicznych i etycznych aspektów ich stosowania. Możemy się także spodziewać, że sprawą zajmą się prawnicy.

Kampania już się właściwie zakończyła a test Rorschacha stał się bardziej bezużyteczny niż kiedykolwiek. Starania o rzetelność wiedzy i praktyki psychologicznej nie zakończą się jednak długo.


mała rearanżacja

Części z Was udało się prawdopodobnie zauważyć, że pewne rzeczy zniknęły z bloga. Tylko pozornie. Jest to bezpośrednim rezultatem wyników ankiety, pokazującej, że zdecydowanie zmienił się statystyczny Czytelnik llnwM. U zarania swoich dziejów, blog czytany był przede wszystkim przez znajomych autora i okazjonalnych czytelników przybyłych z okazji podlinkowania w jakimś często odwiedzanym miejscu internetu, lub u znajomych (którym dziękuję!).

Dziś stawiam przede wszystkim na artykuły popularno-naukowe, co ma związek z tym, czym mam nadzieję się zająć zawodowo. Od czasu wzięcia udziału w polskiej wersji ResearchBlogging.org coraz trudniej było mi umieszczać na blogu wpisy o mniej zobowiązującej formie i treści. Poza tym, mam wrażenie, że typowy czytelnik A.D. 2012 szuka tu nie tyle moich przemyśleń, co tekstów przybliżających naukową psychologię i jej okolice. W dużej mierze dzięki odnośnikom na popularnych portalach tematycznych (dziękuję wszystkim, którzy uważają, że moje teksty na nie zasługują!) Liść ledwie na wietrze Mocy dorobił się niemal półtora setki subskrybentów RSS (jeśli wierzyć Feedburnerowi).

Nie mógłbym jednak zapomnieć o czytelnikach, którzy są ze mną od samego początku, kiedy jedyne co miałem światu do przekazania to krótkie wynurzenia na bieżące tematy. Dlatego też, większa część archiwum bloga trafiła kawałek dalej, pod nowy adres, który uważam jednak za przedłużenie bloga. Pewnie nie bez związku jest też to, że przywiązałem się do swoich wpisów. Przejść do starych postów można również klikając "refleksje" na belce po prawej. Poza tym, nie zmieniło się prawie nic. Niedziałające linki zostaną poprawione w najbliższej przyszłości. Zapraszam do subskrybowania i rozgoszczenia się!

W najbliższym czasie zmieni się również nazwa tej części bloga. Nie zmieni się dziś tylko dlatego, że wciąż jej nie mam i czekam na jakiś przebłysk. Powrót do biegania powinien się temu przysłużyć.

Grafika: CC-BY-SASarabbit