niedziela, 26 sierpnia 2012

strach ma konserwatywne odchylenie

ResearchBlogging.orgPsychologowie i psychologiczni beletryści od dłuższego czasu przeczuwali związek pomiędzy odczuwaniem zagrożenia a skłonnością do ulegania urokowi silnych jednostek, wodzów, prezentujących jasne i proste zasady, w których rzeczy są albo czarne albo białe. Nicola Machiavelli zasugerował swego czasu, że dla władcy lepiej jest być przedmiotem strachu niż uwielbienia. Wiele stuleci później, Erich Fromm napisał o "ucieczce od wolności", w bezpieczeństwo jakie dać może autorytaryzm. Podobne wątki znaleźć można w intelektualnej spuściźnie Theodora Adorno, sugerującego istnienie "osobowości autorytarnej", konstrukcji psychicznej szczególnie skłonnej do gloryfikacji silnej władzy i przyzwalającej na niedemokratyczne metody.

Jak się pewnie domyślacie, piszę o tym wszystkim dlatego, że jakieś niedawne badania sugerują, że coś może być na rzeczy. Rzeczywiście. Od dawien dawna znaleźć można jednak wiele dowodów wskazujących na to, że poczucie zagrożenia związane jest ze skłonnością do przejawiania poglądów określanych zbiorczo jako konserwatywne.

Zauważono na przykład, że w okresach społecznego niepokoju (wysokiego bezrobocia, szalejącej przestępczości, konfliktów zbrojonych), ludzie uzyskują wyższe wyniki na skalach mierzących akceptację dla autorytaryzmu. I od innej strony, ludzie o wysokich wynikach silnie reagowali na niosące zagrożenie słowa i inne bodźce. Pewnym ponurym okresem urodzaju na tego typu doniesienia był okres po 11.09.2011 (i po późniejszych zamachach w Madrycie), kiedy to przebadano setki osób w wielu różnych badaniach, wyraźnie wskazujących na to, że rośnie społeczna akceptacja dla ograniczania wolności obywatelskich w imię walki z zagrożeniem. Zauważono wtedy również, że poparcie dla George'a Busha rosło wraz z poziomem zagrożenia terrorystycznego. Przebadane pod kątem poglądów osoby dotknięte zamachami bezpośrednio również deklarowały zmiany w kierunku spektrum autorytarnego, niezależnie od wcześniejszych decyzji wyborczych. Zauważono wreszcie, że ludzie postrzegający świat jako miejsce niebezpieczne uzyskują wyższe wyniki w pomiarach skłonności do popierania postaw autorytarnych. Udało się wykazać istnienie tego związku przy pomocy różnych paradygmatów badawczych, co pozwala przypuszczać, że z dużym prawdopodobieństwem mamy do czynienia z realnie istniejącą zależnością (sprawdzić, czy nie D. Stapel).

Jednym z badaczy, który wyprodukował już kilka prac w tej dziedzinie jest John Jost. *Pisałem już kiedyś o przeprowadzonej przez niego metaanalizie, w której badacz dokonał podsumowania poszukiwań czynników korelujących z konserwatywnymi poglądami politycznymi. Wyszło mu między innymi, że dużą rolę odgrywa w tym wypadku potrzeba radzenia sobie z niepewnością i poczuciem zagrożenia (jest tam taki śliczny diagram, zobaczcie go koniecznie). Od tego czasu zależność między awersją do niejednoznaczności, potrzebą wyraźnej struktury i niechęcią do nowości a politycznym konserwatyzmem została jeszcze bardziej ugruntowana empirycznie. Na marginesie, powtarzające się w pewnych dziedzinach nazwiska badaczy sprawiają, że zaczynam się z nimi zżywać. Niemal z wypiekami na twarzy śledzę losy moich ulubionych bohaterów, niczym serialowych postaci, wyczekując kolejnych publikacji. Pewną rynkową niszą wydaje się być segment pasjonatów nauki, być może chętnych do powieszenia plakatu z ulubionymi badaczami czy postawienia na biurku figurki (ja bym postawił). Ja z badaczy lubię jeszcze szczególnie Nettle'a, Berringa i Schallera, a Wy?

Przyglądając się funkcjonowaniu liberałów, zauważono z kolei, że lepiej radzą sobie w zadaniach wymagających poznawczej elastyczności, przełamywania reakcji odruchowych czy radzenia sobie ze sprzecznościami. Można znaleźć badania pokazujące, że duża tolerancja na niejednoznaczność idzie w parze z liberalnymi poglądami politycznymi. Wydaje się tym samym, że osoby o konserwatywnych poglądach mogą preferować znane rozwiązania, dlatego, że są im znane, a tym samym - nie są zagrażające. Zmiany status quo napawają ich niepokojem, osoby te są więc niechętne dużym zmianom o charakterze społecznym. Bo kiedyś (np. za komuny) było lepiej, wiadomo także, że nie ma już takich ludzi jak kiedyś.

Nie od dziś wiadomo również, że poczucie zagrożenia i emocje, które wywołuje - strach i lęk - w znacznym stopniu odbijają się na naszym zachowaniu, ale także na funkcjonowaniu poznawczym. W takich sytuacjach ludzie miewają trudności z podejmowaniem decyzji a ich uwaga skupia się na źródle zagrożenia. Powracające myśli o nim ograniczają liczbę zasobów poznawczych jakimi dysponujemy w danej sytuacji. Badani postraszeni porażeniem elektrycznym w wypadku błędnej odpowiedzi stają mniej uważni i systematyczni, co skutkuje gorszymi wynikami. Podobnie wpływają na nas dystraktory. W hałasie, pod presją czasu i będąc zmęczonymi w mniejszym stopniu skłonni jesteśmy zagłębiać się w temat w poszukiwaniu niuansów i wytężać nasz intelekt (z czego płynie ważna lekcja, by nigdy nie podejmować ważnych decyzji odbierając poród). Wykazano także, że jedną z rzeczy, które doskwierają ludziom odczuwającym strach jest odczucie braku kontroli nad sytuacją. Można więc przypuszczać,  iż bardziej będą skłonni, by - celem przywrócenia światu uporządkowania - uciec się do mniej wyrafinowanych sposobów postrzegania świata. Pewną formą redukowania niepokoju związanego z niejednoznacznością jest np. uciekanie się do hierarchicznej struktury. Tworzy ona uporządkowaną sytuację w której w razie potrzeby można uciec się do autorytetu, zdając się na jego rozeznanie. Kiedy myśli za nas silna ręka (lub raczej głowa), której możemy zaufać, w znakomity sposób redukuje to poczucie niepewności. Zwłaszcza, gdy jasnym staje się, kto jest dobry, a kto zły. Angielski termin określający to, co dzieje się z funkcjonowaniem poznawczym człowieka w takim stanie - motivated closed-mindedeness - trudno jest przełożyć na język polski, nie podejmę się więc tego, zostawiając go w oryginale.

Żeby dorzucić swój kamyczek do ogródka badań na temat, Jost i Thórisdóttir przeprowadzili kilka eksperymentów, w ramach których przetestowali hipotezę o wpływie czynników sytuacyjnych (poczucia zagrożenia) na pojawienie się u badanych tendencji do motivated closed-mindedness. W badaniu wzięli udział oczywiście studenci (N = 48; 28♀, 20♂). Poproszono ich o przypominanie sobie trzech (warunek łagodnego zagrożenia) i dwunastu (duże zagrożenie) sytuacji ze swojego życia, kiedy czuli się przerażeni. Warto zauważyć, że ze względów etycznych, w psychologii tak naprawdę nie straszy się badanych. Uczestnicy badania wypełnili także kwestionariusze mierzące potrzebę domknięcia poznawczego (wyjaśnienia sytuacji dwuznacznej) i inne komponenty motivated closed-mindedness. Nie pisałbym o tych wynikach, gdyby nie okazały się zgodne z hipotezami badaczy, związek był jednak niezbyt silny i na granicy istotności statystycznej. Badani postraszeni bardziej uzyskali wyższe wyniki, w większym stopniu postrzegali także świat jako miejsce niebezpieczne.

Kolejna grupa studentów New York University (N = 71; 52♀, 19♂) odpowiadała na pytania związane z odczuwanym zagrożeniem ze strony terrorystów. Ich odpowiedzi zignorowano, badanych przydzielono losowo do grup, które informowano, że uzyskały wyniki wysoki i niskie. Następnie poproszono ich o wypełnienie kwestionariuszy i zadeklarowanie własnych poglądów na skali liberalizm-konserwatyzm. Jak można się było domyśleć, grupa pierwsza powtórzyła wyniki z poprzedniego badania i okazała się bardziej konserwatywna. Kluczowym czynnikiem okazały się być wyniki na skali motivated closed-mindedness. Z badania tego płynie jednak jeszcze jeden istotny wniosek. Inne wyjaśnienia skłonności do deklarowania poglądów konserwatywnych w obliczu zagrożenia wskazują na radykalizowanie się wcześniej podzielanych poglądów (religijnych, politycznych), niezależnie od ich "bieguna". Jako, że studenci znani są z bycia raczej liberalnymi, w myśl tej teorii, powinni byli stać się liberalni jeszcze bardziej. Tak się jednak nie stało, co wskazuje na słuszność koncepcji motivated closed-mindedness (no cóż, nie uciekniemy od tego, że oznacza to celowo zamknięty umysł!).


Skoro o liberalnych studentach mowa. Badacze postanowili przebadać także osoby o poglądach odmiennych. Udali się w tym celu na zjazd Islandzkiej Partii Niepodległości, reprezentującej centroprawicę w tradycyjnym i nieadekwatnym podziale. Uzyskali tam zaskakująco dużą liczbę odpowiedzi (N = 481; 28%♀,  72% ♂). W zależności od grupy, badani czytali o zagrożeniu wobec a) systemu ekonomicznego Islandii, b) swojej partii, c) nich samych, d) nic nie czytali (Polacy stanowią doskonałą grupę grupę kontrolną w takiej sytuacji). Badacze nie omieszkali nadmienić, iż badanie odbyło się przed zapaścią gospodarczą w 2008 roku i zanim jeszcze jej zwiastuny stały się wyraźne. Wszystkie trzy postraszone grupy udzielały bardziej konserwatywnych odpowiedzi w pytaniach o kwestie społeczne i polityczne - badanych pytano m.in. o poparcie dla akcji afirmatywnych, prywatnej służby zdrowia, podatków progresywnych, przywilejów podatkowych dla przedsiębiorstw. Osoby te przejawiały też bardziej zamknięte umysły w porównaniu z grupą kontrolną.

Wnioski nasuwają się same, teraz jest jednak publikacja, do której można się odwołać.

Grafika:
CC-BY-NC-SAr2hox (Sam3)
CC-BY-NC-ND kalevkevad
CC-BY-NC RJ (Sam3)

Źródło:
Thórisdóttir, H., & Jost, J. (2011). Motivated Closed-Mindedness Mediates the Effect of Threat on Political Conservatism Political Psychology, 32 (5), 785-811 DOI: 10.1111/j.1467-9221.2011.00840.x