wtorek, 3 listopada 2009

mit rodzicielskiego wychowania

[...] para identycznych bliźniaczek rozdzielonych w niemowlęctwie; wychowały się w różnych rodzinach adopcyjnych. Jedna zostałą[sic] pianistką, na tyle utalentowaną, że jest solistką orkiestry Filharmonii Minnesoty. Druga nie jest w stanie zagrać ani jednej nuty.
Ponieważ obie kobiety mają te same geny, tak odmienny stosunek do muzyki musiał być spowodowany odmiennym środowiskiem. I rzeczywiście, jedna z adopcyjnych matek była nauczycielką muzyki i dawała w domu lekcje gry na pianinie. Rodzice, którzy zaadoptowali drugą bliźniaczkę, w ogóle nie byli muzykalni.
Tyle tylko, że ta z bliźniaczek, która zrobiła karierę jako pianistka, została wychowana w niemuzykalnej rodzinie, a ta, która słyszała codziennie w domu grę na pianinie, nie potrafi do tej pory zagrać niczego.
nieadekwatny tytuł wydania polskiego: Geny czy wychowanie?, tytuł oryg.: The Nurtre Assumption, str. 346,
miej na uwadze, że to co przeczytałeś to dowód anegdotyczny, który sam w sobie nie dowodzi niczego


Poznaj Judith Rich Harris. Kobietę, która w 1995 roku wstrząsnęła amerykańską psychologią (do Polski wstrząsy wtórne dotarły w stopniu dość niewielkim).

Wykształcenie zdobywała na ogół z wyróżnieniem, w 1960 roku została jednak wydalona ze studiów doktoranckich na Harvard University za oryginalność i niezależność. Utrzymywała się m.in. pisząc podręczniki psychologii rozwojowej w których powielała dominującą po dziś dzień teorię głoszącą, iż rodzice bezpośrednio wychowują swoje dzieci na ludzi, którymi te się stają. Jaką teorię?!, zapytasz pewnie. To przecież oczywiste! Otóż okazuje się, że nie. Harris dostrzegła pewne niejasności w obowiązujących teoriach i w rezultacie przyjrzała się wynikom badań na których opiera się przeświadczenie naukowców (tak, naukowcy na wszystko muszą mieć badania). Znalazła ich przede wszystkim mniej, niż można by się spodziewać, jak również znalazła w nich wiele błędów metodologicznych - badacze nie zwracali uwagi na istotne kwestie, które prawdopodobnie przekłamywały wynik badania. Logiczny wniosek był tylko jeden - badania naukowe nie potwierdzają wpływu wychowania rodzicielskiego na dziecko, czemu przytakiwali nawet niektórzy psychologowie rozwoju, z tym zastrzeżeniem, że ich zdaniem oznacza to, iż trzeba po prostu szukać bardziej.

Co zdaniem Harris wpłynęło więc na to kim się staliśmy? Nasi rówieśnicy i naśladowanie ich + geny. Nasze zachowania społeczne kształtują się w pierwszej grupie społecznej z prawdziwego zdarzenia w której uczestniczymy - pośród rówieśników z którymi spędzamy czas na zabawie. To tam ustalamy naszą pozycję w stadzie plemieniu grupie i tam uczymy się jak powinniśmy zachowywać się, aby spotkać się z akceptacją (*było). Środowisko domu nie jest naturalnym środowiskiem w którym spędzamy większość życia - wzorce których nabywamy tam, aby móc skutecznie funkcjonować w środowisku bieżącej rodziny, przestają nas obowiązywać w momencie, gdy przekraczamy próg domu (a w domu Jaś jest taki grzeczny!). Najlepszym przykładem jest nabywanie języka - dzieci imigrantów uczą się akcentu (i słownictwa) którym posługują się nie ich rodzice a rówieśnicy.
Harris zasugerowała także, że np. przekazywaną z pokolenia na pokolenie dysfunkcjonalność rodzin można wytłumaczyć genetyczną odziedziczalnością zachowania. Jeśli skontrolować wpływ genów - okazuje się, iż wpływ wychowania rodzicielskiego nie istnieje. Zwróciła także uwagę na prosty (statystycznie potwierdzony) fakt, iż dzieci wychowane bez rodziców (np. w sierocińcu) potrafią normalnie funkcjonować w społeczeństwie, jeśli pozwolić im na normalne funkcjonowanie w grupie rówieśniczej.

Harris opublikowała stosowny artykuł i wywołała shitstorm. Zarzucano jej wszystko (może poza pedofilią) z nieodpowiedzialnością włącznie. Tym niemniej, nikt nie był w stanie zaprzeczyć jej tezom w sposób naukowy. Za pracę naukową nad tą teorią Harris otrzymała zaś wyróżnienie Nadzwyczajnego Artykułu Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego. Krótko potem ukazała się jej - napisana lekkim piórem i ze swadą, pełna inteligentnego humoru - najbardziej znana książka której fragment miałeś okazję dziś przeczytać. Gorąco polecam Ci całość.

Badaczka wielokrotnie podkreślała, iż nie oznacza to, że rodzice mogą znęcać się nad swoimi dziećmi i maltretować je wedle uznania. Poza oczywistymi powodami - pewne rany pozostają. Z drugiej strony, na prawidłowe wychowanie zwracamy uwagę od stosunkowo niedawna i (i) nic nie wskazuje na to, abyśmy byli dzięki temu szczęśliwsi a (ii) tysiące pokoleń naszej historii (i większość kultur obecnie - jeśli liczyć kultury a nie należących do nich ludzi) nigdy nie czytały dr Spocka czy Doroty Zawadzkiej. I mimo tego istniejemy.

Dwie konkluzje:

Gdyby rodzicielstwo było ciężką pracą, to myślicie, że szympansy by się do tego zabierały, i to z widoczną ochotą? Rodzice zostali zaprogramowani tak, by cieszyli się ze swojego rodzicielstwa. Jeśli się nie cieszą, prawdopodobnie za ciężko pracują.
[...]
Nie wińcie swoich rodziców za wszystko co wam się w życiu nie udało, za każdą cechę, której wolelibyście nie mieć.

PS. Nie, jedynaki wcale nie nie różnią się istotnie od dzieci mających rodzeństwo, pierworodni nie są szczególnymi osobowościami a DDA i DDRR to mit (jeśli wierzyć badaniom, które przytacza Harris).

4 komentarze:

  1. Rodzice jak rodzice. Ale co z grami komputerowymi, czy one niszczą nasze dzieci?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest to coś, co zgłębiłbym jakoś szczególnie, ale niby nie. Badania nie pokazują istotnych związków pomiędzy poziomem agresywności u dzieci a brutalnymi grami komputerowymi w które grają. Jeśli chodzi o dzieciaki urządzające strzelaniny w szkołach, więcej styczności miały z brutalnymi filmami czy nawet książkami.

    Strzelanki poprawiają też wzrok, np.: http://www.newscientist.com/article/dn16857-shootemup-video-games-may-be-good-for-eyesight.html i ogółem mają też inne plusy: http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=video-games-by-prescription

    Z drugiej strony, bardzo znany eksperyment (nie pomnę szczegółów) dotyczący naśladowania przemocy pokazał, że dzieci częściej przejawiają agresywne zachowania w zabawie jeśli wcześniej dać im do pooglądania agresywne zachowania zarówno na żywo jak i na taśmie wideo. Ale są inne ryzyka, przede wszystkim nadmiar bodźców, rzecz jeszcze nie do końca zbadana, ale zasadza się na tym, że przestymulowane dzieci zmienia ich strukturę mózgu - czy na lepszą czy gorszą... inną.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja z tymi dziewczynami poszedłbym w drugą stronę. Może właśnie środowisko w jakim żyły miało wpływ. Coś w sensie że w genach miały zakodowaną potrzebę muzyki. Ta w rodzinie muzycznej nie musiała jej realizować bo dostała ją na talerzu. Druga zaś, ze względu na braki rodzinne, musiała sama ją sobie stworzyć.
    To wszystko trochę mi wygląda tak jakby ktoś próbował zrobić zasłonę dymną tego że nie wiemy jak działa nasze ciało (a szczególnie mózg). Porównując go do odcisków palców: nawet u bliźniąt (które niby mają identyczne geny) są one różne. Myślę że nie można odrzucać żadnego czynnika. Wszystko ma na nas wpływ. Może nawet układ gwiazd? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętaj, że to tylko anegdotka i ciekawostka. To, co zrobiła autorka, to stwierdzenie, że najprawdopodobniej mylimy się sądząc, że to rodzice wychowują dzieci na osoby, którymi są - w świetle nauki. Czyli najprawdopodobniej tak jest.

    Jakiś wpływ rzeczywiście musi istnieć. Co więcej, ten wpływ prawie na pewno jest obustronny, co podkreśla autorka. Rodzice zachowują się inaczej wobec swoich dzieci, ponieważ te dzieci są różne - w naturalny sposób wynika z tego inne podejście. Ktoś zadawał dużo pytań, więc rodzice odpowiadali, lub nie - ciekawość świata byłaby w takim razie niejako wrodzona. Jednakże dziecko rażone prądem przez rodziców w wyniku zadawania pytań prawdopodobnie zaprzestałoby ich zadawania ;-) - pytanie czy w ogóle w ciągu całego życia, czy tylko w domu.

    Bliźnięta jednojajowe nie zawsze mają w 100% takie same geny, notabene. W rozwoju płodowym zdarzają się mutacje. Ich fenotypy (zbiór cech fizycznych) to także inna sprawa, są wypadkową zarówno genów jak i środowiska (tak samo jest z liniami papilarnymi - mogłyby mieć je różne, gdyby miały te same geny). Zdarzało się też, iż nie były nawet tej samej płci, co tak jakby wszystko wyjaśnia.

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.