sobota, 26 listopada 2016

Dzikie Życie: Psychologia negacjonizmu klimatycznego

W kioskach dostępny jest już listopadowy numer miesięcznika Dzikie Życie. W środku zatrzęsienie artykułów o ekofilozofii Henryka Skolimowskiego. Przeczytacie w nim również artykuł 97% klimatologów musi się mylić w którym piszę o psychologii negowania globalnego ocieplenia i o tym dlaczego każde z nas może zostać kiedyś negacjonist(k)ą.

Temat wydaje się być coraz bardziej aktualny, w miarę jak coraz wyraźniej zmierzamy w stronę klimatycznej katastrofy a klimatyczny negacjonista* został prezydentem kraju który zajmuje niechlubne drugie miejsce na liście największej emisji CO2.

Standardowo w artykule jest zdjęcie graffiti.

* some connectivity to wciąż nie to samo co "doprowadzamy do katastrofalnych  w skutkach zmian klimatu"

wtorek, 26 lipca 2016

W ekosystemie ludzkich emocji

Artykuł ukazał się pierwotnie w Miesięczniku Dzikie Życie nr 3(261)/2016

Gdy przejrzymy popularne książki psychologiczne w poszukiwaniu porad mających poprawić jakość naszego życia, z reguły natkniemy się wnich na wskazówki dotyczące funkcjonowania emocjonalnego. Krótko mówiąc - tego, jak przeżywamy i odbieramy nasze emocje. Trudno się zresztą temu dziwić, życie codzienne pełne jest emocji. W jednym z niedawnych badań, obejmującym swoim zasięgiem 11 000 osób, uczestnicy deklarowali, iż doświadczają jakiejkolwiek emocji przez 90% czasu. Emocje stanowią swego rodzaju kompas wspomagający nasze funkcjonowanie. Strach pozwala nam unikać zagrożenia, radość przeżywana z innymi spaja więzi międzyludzkie, wstręt powstrzymuje nas przed rzeczami, które mogą być dla nas niezdrowe. Życie bez emocji byłoby bardzo trudne.

Próby wyjaśniania różnic w satysfakcji z życia różnicami w przeżywaniu emocji mają w psychologii długie tradycje. Obiegowe opinie na ten temat głoszą, iż dobrze jest unikać zmartwień i cieszyć się życiem na tyle, na ile jest to możliwe. Innymi słowy, mielibyśmy dążyć do tego, żeby eliminować to, co „złe” i zwiększać to, co naszym zdaniem „pożyteczne”. Podobna sytuacja ma miejsce na polach uprawnych. Dąży się w nich do eliminowania chwastów i maksymalizacji występowania pożądanych gatunków, tworząc w ten sposób monkultury. Wiadomo jednak, iż takie ekosystemy są bardzo podatne na zmiany warunków środowiska, na przykład inwazje szkodników. Czy podobnie może być z ludzkimi emocjami? To całkiem możliwe. Najnowsze koncepcje w psychologii emocji czerpią bowiem bezpośrednio z wiedzy o prawidłowym funkcjonowaniu ekosystemów.

Najważniejszych rzeczy w życiu nauczyła mnie ulica.

Emocjonalne chwasty


Początkowo psychologia skupiała się na znaczeniu emocji negatywnych, przede wszystkim na ich szkodliwym wpływie na dobrostan i zdrowie. Przeżycia takie jak gniew, smutek, frustracja, zazdrość – i radzenie sobie z nimi – stanowiły główny obiekt zainteresowania psychologów, między innymi dzięki pracom Zygmunta Freuda. W swoich koncepcjach człowieka kładł on duży nacisk na ciemne aspekty ludzkiej natury. Również w wiedzy potocznej dość powszechne jest przekonanie, że wpływ stresu na zdrowie i jakość życia jest negatywny. Liczne badania skupiały się na zdolności do radzenia sobie z negatywnymi emocjami i jej związkach z dobrostanem człowieka. Uzyskiwane wyniki pokazały np., że sposób, w jaki odbieramy negatywne zdarzenia w naszym życiu, wpływa na ich skutki zdrowotne. Jeśli dane zdarzenie odbieramy jako bardziej negatywne, tym mocniej odbija się ono na funkcjonowaniu naszego układu krwionośnego.

Choć często przywoływane wrzody okazały się być raczej infekcją bakteryjną niż wynikiem stresu, to jednak dobrze zbadano wpływ stresu na działanie układu odpornościowego. Z kolei to, jak długo rozmyślamy nad negatywnymi wydarzeniami, ma ogólny wpływ na poczucie dobrostanu, co nie powinno nikogo zaskakwiać. Niedawne badania, w których uczestnicy za pomocą aplikacji w swoich telefonach odpowiadali na pytania dotyczące nastroju i tego, o czym w danej chwili myśleli, pokazały, że najlepszy nastrój mają ci, którzy skupiają się na uwielbianym przez mistyków tu i teraz. Autorzy badania spekulują, że można to tłumaczyć tym, iż myśli o przeszłości i przyszłości nierzadko związane są z rozpamiętywaniem minionych przykrości lub zamartwianiem się o przyszłość. Innymi słowy, odpływanie myślami od teraźniejszości (ciężkie rozkminy) ma negatywny wpływ na nasz nastrój.

CC BY-SA 3.0, Sasata

Emocje pożyteczne dla człowieka


Dość szybko stało się jednak jasne, że mała ilość negatywnych emocji i brak zaburzeń psychicznych nie są tożsame z dobrym życiem. Brak negatywnych emocji to nie to samo, co obfitość emocji pozytywnych. Mówienie o tym, że są one swoim przeciwieństwem, jest zbytnim uproszczeniem. Naturalnym kolejnym krokiem było więc zwrócenie uwagi psychologów na pozytywne aspekty naszego funkcjonowania. Odejście od opierania psychologii wyłącznie na studiowaniu przejawów patologii postulowali już przedstawiciele psychologii humanistycznej. Należeli do nich m.in. Carl Rogers, jeden z ojców psychoterapii, oraz Abraham Maslow, twórca powszechnie znanej teorii motywacji. Prawdziwy przełom nadszedł jednak wtedy, gdy przewodniczącym Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego został Martin Seligman. Jako motyw przewodni swojej kadencji wybrał psychologię pozytywną, czyli zwrot badawczy w stronę przejawów zdrowego funkcjonowania ludzi.

Od tego momentu większą wagę zaczęto zwracać uwagę na to, czego o ludzkiej naturze możemy nauczyć się od ludzi szczęśliwych. Takich osób jest zresztą niemało. Przeprowadzane na całym świecie badania pokazały, że większość ludzi jest ogólnie rzecz biorąc szczęśliwa. Co więcej, okazało się, że większość ludzi przez większość czasu doświadcza raczej pozytywnych emocji. W przywoływanym na początku badaniu okazało się, że najczęściej przeżywaną emocją jest radość. Drugie miejsce zajmowało uczucie miłości, dopiero na trzecim miejscu pojawił się niepokój. Badani donosili również o tym, że większość wydarzeń ich codziennego dnia nie ma charakteru negatywnego. Szacuje się, że emocji pozytywnych jest w życiu przeciętnego człowieka 2,5-3 razy więcej. Zbadano również wpływ pozytywnych emocji na zdrowie. Uzyskane wyniki wskazują na to, że pomagają one zmniejszać niekorzystne skutki zdrowotne negatywnych wydarzeń życiowych. Dziś nikt nie kwestionuje już ich znaczenia.

Czy więc pozytywne emocje w dużej ilości (a negatywne w małej) są kluczem do szczęścia i zdrowia? Sprawa nie jest taka prosta, jak mogłoby się wydawać. Wielu z nas miało okazję zauważyć, że radość z nowych rzeczy szybko blednie. Zjawisko to nosi w psychologii nazwę adaptacji hedonistycznej. Sprawia ona, że wraz z upływem czasu pozytywne doznania tracą swój blask. Przebadane przez psychologów osoby, które wygrały na loterii wysokie sumy (niektórzy z nich z dnia na dzień stali się milionerami) początkowo deklarują bardzo wysoki poziom zadowolenia z życia, po jakimś czasie jednak ich wyniki przestają odbiegać od wyników zwykłych ludzi. Co ciekawe, efekt ten dotyczy również osób, które w wyniku wypadków zostały sparaliżowane – od pasa w dół lub w całości. W miarę upływu czasu ich wyniki również stopniowo zbliżają się do wyników przeciętnego człowieka. Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że przyzwyczajamy się do swojego losu, dobrego i złego. Podobnie jak przestajemy zauważać zapach swojego ciała i szum wentylatora, zaczynamy pomijać rzeczy, które niegdyś nas cieszyły lub martwiły. Co jednak równie ważne – obecną sytuację oceniamy z innego punktu widzenia niż wcześniejszą. Innymi słowy, im więcej mamy, tym wyraźniej widzimy, ile jeszcze nie mamy.

grafika w domenie publicznej - Gullieme Duchenne
stymulujący elektrycznie mięśnie mimiczne swoich
ochotników

Emocjonalne endemity


Kolejnym krokiem na drodze do coraz lepszego rozumienia związków między emocjami a zdrowiem było pojęcie emocji mieszanych. Oznacza ono oświadczanie emocji pozytywnych towarzyszących negatywnym – i na odwrót. Nietrudno zauważyć, że jeśli chodzi o emocje, duża część zdarzeń w życiu jest co najmniej niejednoznaczna. Pierwszy dzień w szkole naszego dziecka jest źródłem dumy, ale i obaw o to, jak odnajdzie się ono w nowym otoczeniu. Podobnie niejednoznaczna może być niesatysfakcjonująca nagroda w konkursie (np. trzeci egzemplarz Krzyżaków). Wykazano również, że próby odcinania się od emocji negatywnych mogą iść w parze z większą zapadalnością na niektóre choroby. Zaobserwowano, że na przestrzeni danego odcinka czasu zdrowsi okazują się ci ludzie, którzy opisują swoje życie emocjonalne nie tylko w czerni i bieli.

Co ciekawe, doświadczanie emocji mieszanych deklarują częściej osoby wywodzące się z kultur azjatyckich niż na przykład Amerykanie. Dzięki prowadzonym na całym świecie badaniom Paula Eckmana wiemy, że gama podstawowych emocji jest w dużej mierze uniwersalna. Przykładowo, mieszkańcy Papui-Nowej Gwinei rozpoznają na zdjęciach Europejczyków te same emocje (gniew, wstręt, radość, smutek i zaskoczenie, w mniejszym stopniu również pogardę). Jednak w wielu kulturach zauważono fakt, iż życie emocjonalne posiada wiele odcieni. W językach całego świata istnieje nieprzebrane bogactwo określeń na najdrobniejsze nawet emocje, często nie mające swoich odpowiedników w innych. Czasami można odnieść wrażenie, że brakuje nam tych słów. Duńskie słowo hygge oznacza na przykład uczucie „przytulności”, doświadczenia domowego komfortu. W wielu przypadkach są to emocje łączące w sobie elementy kilku innych. Przykładem może być japońskie setsunai, uczucie zawierające w sobie smutek, ból i gorycz. Nasze uczucia często zawierają w sobie przecież pewną sprzeczność. Przykładem może być niemieckie słowo Hassliebe, określające jednoczesne żywienie względem czegoś miłości i nienawiści. Nie ulega wątpliwości, że pełne zrozumienie związków między emocjami a zdrowiem wymaga uwzględnienia bogactwa i różnorodności naszego życia emocjonalnego.


CC BY-SA 3.0, Luc Viatour

Zdrowy ekosystem emocjonalny


Pewną syntezą wiedzy o zależnościach między bogactwem życia emocjonalnego a zdrowiem jest koncepcja różnorodności emocjonalnej (w skrócie „emoróżnorodności”, ang. emodiversity). Opisana została ona w pracy „Różnorodność emocjonalna i ekosystem emocji” Jordiego Quiodbacha i jego współpracowników. Autorzy koncepcji nie ukrywają, że inspirację zaczerpnęli z koncepcji różnorodności biologicznej. Co więcej, do pomiaru bogactwa różnorodności emocjonalnej posłużyli się metodami zapożyczonymi od biologów, którzy stosują je do pomiaru bioróżnorodności. Badania z zakresu ekologii wskazują, że większe zróżnicowanie gatunków wchodzących w skład danego ekosystemu wskazuje na jego większą odporność na zmiany i zdolność do adaptacji do nowych warunków. Ekosystem ludzkich emocji miałby funkcjonować podobnie. Podstawą do sformułowania tej teorii było badanie przeprowadzone w 2014 roku na dużej grupie mieszkańców Belgii i Francji. Aż 37 000 osób odpowiedziało na pytania dotyczące tego, jak bardzo bogate i zróżnicowane jest ich życie emocjonalne. Wskaźniki odzwierciedlające stopień różnorodności emocjonalnej tych osób zostały następnie zestawione z danymi medycznymi i wskaźnikami zdrowia psychicznego, takimi jak nasilenie objawów depresji.

Badacze wykorzystali do tego wykorzystywany w ekologii (jako nauce o zależnościach pomiędzy organizmami) wskaźnik Shannona-Wienera. Uwzględnia on m.in. liczbę gatunków występujących na danym obszarze. Bierze pod uwagę również ich wzajemne proporcje, to znaczy to, jak równo rozkładają się w ogóle osobników. Po jego dostosowaniu na potrzeby badania, posłużył on do określenia zróżnicowania emocji przeżywanych przez daną osobę, uwzględniając również proporcje pomiędzy nasileniem poszczególnych emocji. Okazało się, że osoby o wyższej emoróżnorodności, czyli takie, w życiu których było więcej emocji o względnie podobnym nasileniu (żadna z nich nie dominowała nad resztą), cieszyły się lepszym zdrowiem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Mniej czasu spędziły w szpitalu, rzadziej korzystały z pomocy medycznej, zażywały mniej leków i zdrowiej się odżywiały. Co najważniejsze, bogactwo życia emocjonalnego badanych okazało się ważniejsze, niż obfitość emocji pozytywnych lub mała ilość emocji negatywnych. Reasumując, osoby w życiu których współwystępowały zróżnicowane emocje pozytywne i negatywne, cieszyły się lepszym zdrowiem. 

Bogatsze życie emocjonalne prawdopodobnie przekłada się na większą elastyczność w zetknięciu ze zmianami w otoczeniu. Większy repertuar przeżywanych emocji – większa różnorodność emocjonalna – daje większe możliwości reagowania na różne sytuacje, z jakimi spotykamy się w otoczeniu. Zamiast reagować wyłącznie frustracją, jesteśmy w stanie zróżnicować nasze reakcje w zależności od problemu. Różne stopnie przeżywanej radości (np. ekstaza, zadowolenie, przyjemność) mogą umożliwiać cieszenie się zarówno małymi, jak i dużymi wydarzeniami. Podobnie jak w przypadku ekosystemów przyrodniczych, ludzkie życie emocjonalne potrzebuje różnorodności. Czy można jej nabyć, na przykład w wyniku treningu? W ramach badań prowadzonych w Laboratorium Psychofizjologii Zdrowia będziemy poszukiwali odpowiedzi między innymi na to pytanie.

Literatura:
Grossmann, I., Huynh, A. C., & Ellsworth, P. C. (2015). Emotional Complexity: Clarifying Definitions and Cultural Correlates. Journal of personality and social psychology PMID: 26692354
Quoidbach, J., Gruber, J., Mikolajczak, M., Kogan, A., Kotsou, I., & Norton, M.I. (2014). Emodiversity and the emotional ecosystem. Journal of experimental psychology. General, 143 (6), 2057-66 PMID: 25285428
Trampe, D., Quoidbach, J., & Taquet, M. (2015). Emotions in Everyday Life PLOS ONE, 10 (12) DOI: 10.1371/journal.pone.0145450

czwartek, 21 lipca 2016

O powstawaniu legend miejskich drogą doboru naturalnego

Muszę wam to powiedziec bo nie daje mi to spokoju. Mama mi dzis powiedziala ze rozmawiala ze swoją kuzynką ktorej kolezanka idąc po piotrkowskiej zobaczyla leżący portwel. Podniosla go podbiegla do kolesia przed nim zapytala sie czy to nie jego on zacząl szukac okazalo sie ze zguba nalezy do niego. Bardzo ladnie jej podziekowal byl lekko "ciapaty" mowil lamanym polskim jak aie od niego odwracała to złapał ją za ręke i powiedział żeby w dni młodzieży nie wchodziła do supermarketów :O :O jak to uslyszalam to zamarlam. Myslicze, ze jaja sobie robil patrzrzac na to co sie obecnie dzieje? Ja wiem jedno chyba do supermarketu nie wejde przez te trzy dni :( 
Marlena, na grupie fejsbukowej Mamy z Łodzi, za fanpejdżem Pomruk, pisownia oryginalna

7/26


Może już przewinęła się przez Wasze fejsbukowe feedy owa historyjka i też zastanawiacie się czy ów człowiek robił sobie jaja właśnie wtedy, kiedy patrzył na to, co się dzieje. Zdążyłem już usłyszeć analogiczną historię dziejącą się w samym Krakowie co zresztą wydaje się bardziej logiczne. Znajoma mi osoba usłyszała ją od swojej kuzynki która usłyszała ją od bliżej nieokreślonej znajomej. Doskonale wpisuję się ona we wzbierającą w Polsce falę przejawów rasizmu motywowanych między innymi strachem (by wspomnieć tylko zachowanie pracowników Wizzair). Historyjka o pomocnym terroryście in spe to oczywiście jedna z prototypowych miejskich legend od dawien dawna krążących w zmienionych wersjach po całym świecie. Jest tak prototypowa że jej adres URL na Snopes, popularnej stronie demaskującej miejskie legendy i internetowe oszustwa, ma tylko siedem znaków.

Filip Graliński, autor znakomitej Znikającej nerki nazywa tę historię "uprzejmym terrorystą" i podaje liczne jej warianty znane w Polsce. W czasach, kiedy dzieci w polskich szkołach nie stosowały określenia uchodźca jako obelgi, ze swoimi portfelami nieostrożnie obchodzili się np. Czeczeni. W niektórych wersjach kobieta odnosi portfel do domu właściciela. Ostrzeżenie nie zawsze dotyczy odwiedzania określonego miejsca (w domyśle: celu zamachu), czasem przestrzega np. przed piciem coca coli po określonym dniu (co jest radą skądinąd słuszną, niezależnie od daty). Legendę można znaleźć niemal w każdej publikacji poświęconych zagadnieniu - Mark Barber w Legendach miejskich opisuje ją pod hasłem "Ostrzeżenie dla Birmingham".


Historie te nasilają się rzecz jasna wtedy, kiedy temat zamachów terrorystycznych jest obecny w powszechnej świadomości. Tak było w wypadku zamachów na WTC (wiele osób opowiadało wówczas o znajomych znajomych którzy dzień wcześnie zamienili portfel na ostrzeżenie przed odwiedzaniem Twin Towers) czy zamachów w Madrycie w marcu 2005 (pierwszy polski wzrost zainteresowania legendą przypadł na kwieceń tego roku - roztargnieni terroryści mieli nas atakować w długi weekend). W roku 2000 po Wielkiej Brytanii krążyła historia w której człowiek mówiący z irlandzkim akcentem przestrzega przed korzystaniem z centrów handlowych.

Światowe Dni Młodzieży i kryzys imigracyjny dotykający Europy dostarczyły tym samym doskonałej okazji żeby przypomnieć badanie z 2001 roku mogące wyjaśnić popularność takich opowieści. Chip Heath, Chris Bell i Emily Sternberg postanowili dokonać w nim inżynierii odwrotnej miejskiej legendy. Opierając się na zaproponowanych przez Richarda Dawkinsa złożeniach memetyki, traktującej idee jako podlegające doborowi analogicznemu do doboru naturalnemu postanowili sprawdzić jakie memy radzą sobie najlepiej w swoim naturalnym środowisku. Innymi słowy, jakie historie najchętniej powtarzamy innym ludziom.


O powstawaniu legend miejskich drogą kulturowego doboru czyli o utrzymywaniu się doskonalszych opowieści w walce o byt



ResearchBlogging.orgKiedy poszczególne memy rywalizują o naszą uwagę i miejsce w naszych mózgach (lub innych nośnikach memów, np. Internecie), wygrywają te, które są do nich najlepiej przystosowane. Badacze założyli, że mamy największą skłonność do przekazywania dalej opowieści niosących ze sobą silne emocje, np. wstręt czy strach. Człowiek jest bowiem zwierzęciem społecznym a emocje stanowią dla niego ważne źródło informacji. Jeśli coś wzbudza silne emocje, musi być ważne i warto podzielić się tym z innymi. Żeby to zweryfikować, badacze sprawdzili które z już istniejących miejskich legend będą najchętniej powielane. W tym celu poprosili badanych o ocenę setki takich opowieści pod kątem tego jakie wzbudzają emocje, na ile niosą ze sobą istotne informacje i na ile są prawdopodobne. Okazało się, że za warte opowiedzenia komuś badani uznali opowieści szczególnie zaskakujące, obrzydliwe ale i prawdopodobne. Co ciekawe, sama ich wartość informacyjna nie była aż tak istotna. Nie jest to jednak aż tak zaskakujące, biorąc pod uwagę, że rzadko bezpośrednio uświadamiamy sobie ładunek informacyjny jaki niosą ze sobą emocje (na ogół po prostu nie jesteśmy w stanie spojrzeć na jedzenie, którym kiedyś się zatruliśmy).

Ekspresja wstrętu na ilustracjach z O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt (K. Darwin, 1872) i w filmie W głowie się nie mieści (Walt Disney Pictures, 2015). Marszczenie nosa, uniesienie górnej wargi, wypchnięcie języka. Postawa ciała wyraża motywację do unikania.

Następnie, badacze wybrali z tego zbioru historię szczególnie wzbudzające obrzydzenie. Na pewno wiecie o które opowieści chodzi. Do tej kategorii zalicza się większość kultowych miejskich legend (to jest moment w którym piszecie w komentarzach - ale zaraz, to nie jest miejska legenda, to się naprawdę zdarzyło w moim mieście!). To wszystkie te opowieści o zanieczyszczeniu jedzenia (np. środki przeciwwymiotne w hamburgerze), naruszeniu tabu seksualnego (opryszczka otrzymana od chłopaka-nekrofila), kontakcie z niebezpiecznymi zwierzętami (jadowity pająk w juce), kontakcie z wydzielinami ciała (nasienie w szejku), zaniedbanej higienie osobistej (zamieniona sztuczna szczęka), śmierci (stalowe linki motocyklistów) i uszkodzeniach ciała (wkładanie żarówki do ust). To właśnie te elementy życia codziennego (nie każdego i nie każdej oczywiście, ja np. mam okno dachowe nad którym często przelatują ptaki) wskazuje się jako szczególnie aktywujące emocję wstrętu, mającą chronić nas przed źródłami możliwego zakażenia.

Żeby sprawdzić czy są w stanie eksperymentalnie zwiększyć skuteczność tych historii w zakresie zawracania nam głowy, badacze przygotowali ich ulepszone wersje. Innymi słowy, zwiększyli ich memetyczne dostosowanie, czyli zrobili to samo co twórcy skutecznych reklam. Każdą z opowiastek prezentowano (różnym badanym) w trzech wersjach ze stopniowanym ładunkiem obrzydliwości. Znów najbardziej nośne okazały się historie oceniane jako najbardziej prawdopodobne i te wywołujące najsilniejsze emocje negatywne - zwłaszcza te najbardziej odpychające. Kiedy naukowcy przeanalizowali rozpowszechnienienie poszczególnych miejskich legend w Internecie, okazało się, że w globalnym śmietniku dominują te, w których pojawia się jeden z siedmiu wątków aktywujących emocję wstrętu.

W omawianym badaniu autorzy skupili się przede wszystkim na wstręcie. Niemniej, łatwo doszukać się analogii ze strachem. Informacja o tym, że coś jest potencjalnie niebezpieczne dla życia naszego lub osób z dużym prawdopodobieństwem z nami spokrewnionych jest bardzo cenna i zazwyczaj warto się nią podzielić. Można przypuszczać, że jesteśmy potomkami znajomych osób, które takich historii nie zachowywały dla siebie. Jednocześnie, naszej słabości do pewnych historii zawdzięczamy popularność towarzyszących pogromom opowieści o Innym i ich szczególną nośność, którą od jakiegoś czasu możemy obserwować.

Literatura:
Bell, C., Heath, C., & Sternberg, E. (2001). Emotional selection in memes: the case of urban legends. Journal of personality and social psychology, 81 (6), 1028-41 PMID: 11761305

czwartek, 2 czerwca 2016

BIG GOD IS WATCHING YOU (1)

ResearchBlogging.orgMała ilość biomasy w środowisku sprzyja powstwaniu religii monoteistycznych. Amerykanie bardziej ufają skazanym gwałcicielom niż ateistom. Osoby z zaburzeniami autystycznymi rzadziej wierzą w osobowych bogów. Poza tym, że stanowią dobre przyczynki do wywołania kłotni na najbliższej imprezie, te trzy fakty mogą stanowić istotne poszlaki pozwalające na naturalistyczne wyjaśnienie zjawiska ludzkiej religijności.

Pan mym pasterzem


W dzisiejszym świecie dominują monoteiści. Do wiary w Boga religii Abrahamowych w 2005 roku przyznawała się nieco ponad połowa populacji świata. Mowa tu zarówno o wyznawcach islamu, judaizmu, chrześcijaństwa i jego licznych odłamów, ale też i rastafarianizmu, babaizmu czy bahaizmu. Niemniej, biorąc pod uwagę ilościową różnorodność wyznań, wyznania monoteistyczne stanowią zdecydowaną mniejszość - większość religii na świecie propaguje przekonania politeistyczne, animistyczne i inne. Wiara w jednego boga rządzącego światem i ludzkim losem jest ewenementem w bogactwie wierzeń rodzaju ludzkiego

Hans Memmling, Sąd ostateczny. Grafika w domenie publicznej
Wśród ewolucyjnych psychologów religii popularność zyskuje pojęcie "moralizatorskich wielkich bogów" (Moralising High Gods, MHG*). Mianem tym określa się potężne bóstwa (na ogół najpotężniejsze nie tylko w okolicy albo i we wszechświecie), którym często przypisuje się stworzenie świata i które żywo zainteresowane są postępowaniem ludzi. Co więcej, pilnują przestrzegania zasad moralnych. Typowym przykładem jest oczywiście Bóg religii Abrahamowych (Jahwe, Allah czy Jah) ale też i egipski Horus-Ra czy inkaski Wirakocza.

O ile tacy bogowie są powszechnie znani w naszym kręgu kulturowym, o tyle świat pełen jest osób które o nich nie słyszały. Antropolog J. W. M. Withing przebadał 81 społeczeństw łowiecko-zbierackich. Wielkich Bogów doszukał się w wierzeniach tylko 28 z nich. Bóstwa które zainteresowane są tym, czy wyrzucamy śmieci do lasu i czy nie ściągamy seriali z Internetu, moralizujący wielcy bogowie, są jeszcze rzadsze. Monoteistyczne bóstwa podobne do wierzeń judeochrześcijańskich pojawiają się tylko u 10% społeczeństw, których wierzenia religijne są znane. Inne badania pokazują, że bóstwa tego typu najczęściej spotykane są wśród ludów zajmujących się pasterstwem.

Dlaczego MHG mieliby być tam szczególnie popularni? Jednym z powodów mogą być trudne warunki życia. Zespół naukowców pod kierunkiem C. A. Botero przeanalizował związek między środowiskiem w jakim powstała dana kultura a jej systemem wierzeń. Badanie objęło 583 społeczeństwa opisane w monumentalnym dziele Ethnographic Atlas George'a P. Murdocka. Badacze wzięli pod uwagę ogrom danych opisujących warunki w jakich funkcjonowały poszczególne kultury. Na przykład czynniki środowiskowe - to, jak często występują na danym obszarze ekstremalne warunki pogodowe czy ilość biomasy wytwarzaną przez dany ekosystem (ważną w kontekście zdobywania pożywienia). Z drugiej strony uwzględniono czynniki społeczne, na przykład typowy sposób zdobywania pożywienia (hodowla zwierząt, rolnictwo, zbieractwo...) i system polityczny danej społeczności.

W skali globu okazało się, że MHG występowali tym powszechniej, im gorsze warunki do rozwoju miała dana kultura. Im zdobywanie pożywienia było trudniejsze, na przykład ze względu na małą ilość biomasy w środowisku, tym częściej wierzono w Wielkich Bogów. Obecni oni byli głównie w w osiadłych społeczeństwach, które zajmowały się hodowlą zwierząt. Płaska struktura społeczeństwa - obecna wtedy, gdy nie ma w nim wyraźnej hierarchii - wiązała się raczej z wiarą w duchy przodków. Rzecz jasna dla powstawania kultury ogromne znaczenie ma też kultura sąsiadów (w tym język) i jej wpływ również został uwzględniony w badaniu - łączny wpływ pozostałych czynników okazał się większy.

Mapa rozmieszczenia wybranych społeczeństw wyznających wiarę w moralizujących wielkich bogów (kropki niebieskie)
i społeczeństw ateistycznych, wyznających wiarę w bóstwa niezainteresowne moralnością czy spirits (duchy, ale niekoniecznie zmarłych). Im dany obszar jest ciemniejszy, tym więcej biomasy generuje roślinność. Grafika © 2014 National Academy of Science

Na obraz i podobieństwo krajobrazu


To nie jedyne związki jakie znaleziono pomiędzy środowiskiem a zamieszkującymi je memami. Skądinąd wiemy na przykład, że duże rozpowszechnienie patogenów w otoczeniu idzie w parze z małym wskaźnikiem demokratyzacji kraju. Im więcej zarazków tym większa w społeczeństwie potrzeba konformizmu i posłuszeństwa wobec autorytetów. Osoby zamieszkujące szczególnie obfitujące w nie rejony są nieco mniej otwarte na innych ludzi, nowinki kulturalne i nowe przygody seksualne. Autorzy koncepcji parasite-stress theory spekulują, że jest to mechanizm pozwalający na ochronę społeczności przed potencjalnymi źródłami zarażenia - mniej kontaktów z obcymi to mniejsza szansa na złapanie jakiegoś bakcyla.

Rytuały inicjacyjne plemienia Yao (Malawi). CC BY-NC 2.0, Steve Evans
Pewne różnice w preżywaniu religijności znaleziono też pomiędzy społecznościami zajmującymi się uprawą roli (związaną z występowaniem określonego typu środowiska) i tymi, które jej nie znają. Różnice te polegają na częstości występowania pewnych form rytuałów religijnych. Dane zebrane przez antropologów wskazują na to, że w całej różnorodności obrzędów związanych z sacrum dominują ich dwa rodzaje. Pierwszym (religijność wyobrażeniowa) są intensywne emocjonalnie, często niemal traumatyczne, rytuały które odbywają się rzadko i stanowią ważne wydarzenie dla całej społeczności. Dobrym przykładem jest rytuał przejścia Gol w czasie którego młodzi mężczyźni z Wyspy Zesłania Ducha Świętego** skaczą w dół z nogami przywiązanymi lianą do szczytu trzydziestometrowej konstrukcji którą własnoręcznie zbudowali. Po udanym skoku matka świeżo upieczonego mężczyzny wyrzuca jakąś pamiątkę związaną z jego dzieciństwem, rozpoczynając tym samym jego dorosłe życie. Tradycja ta dała początek współczesnym skokom na bungee i stanowi dzisiaj atrakcję turystyczną. Autor skakał kiedyś na bungee i potwierdza, że jest to bardzo emocjonujące przeżycie.

Druga forma rytuałów (religijność doktrynalna) to mało emocjonujące, rutynowo powtarzane obrzędy służące utrwalaniu deklaratywnej wiedzy o doktrynie. Innymi słowy, takie, które pozwalają na świadome zapamiętanie pewnej wiedzy, np. regularne obrzędy mszy świętej (która pełni też oczywiście inne funkcje) czy inne formy wspólnej modlitwy. Antropolodzy przypuszczają, że te pierwsze formy obrzędów mają za zadanie z jednej strony tworzyć silne i emocjonalne wspomnienia, z drugiej zaś stanowią okazje by członkowie społeczności mieli okazję dowieść swojej przynależności do grupy. Te drugie mają regularnie przypominać o prawdach wiary i stać na straży poprawności teologicznej czyli zapewniać posiadanie przez członków wspólnoty aktualnego zbioru wiedzy doktrynalnej.

Analiza 645 rytuałów występujących w 74 kulturach z całego świata przeprowadzona przez Q. D. Atkinsona i H. Whitehouse'a pokazała, że im silniejsze emocje wzbudza dana forma religijności - zarówno pozytywne jak i negatywne - tym rzadziej dana społeczność je powtarza. Zauważono również że formy religijności doktrynalnej często współwystępowały z obecnością rolnictwa. Innymi słowy, społeczności których środowisko pozwalało na uprawę roli cechowały się nieco innym sposobem kultywowania swojej religijności. Oczywiście nie można w tym wypadku mówić o wykazaniu związku przyczynowo-skutkowego, mamy bowiem do czynienia jedynie z danymi korelacyjnymi.


Niewidzialny kot


Jedną z większych zagadek psychologii ewolucyjnej jest to, że nie tylko nie atakujemy setek nieznajomych z którymi spotykamy się codziennie na ulicach ale też i jesteśmy skłonni im niekiedy bezinteresownie pomóc! Nasza altruistyczna skłonność do pomagania niespokrewnionym z nami osobnikom tego samego gatunku stanowi pewną niewiadomą. Być może stanowi to pozostałość czasów, gdy nasze społeczności składały się tylko z członków spokrewnionych ze sobą. Mielibyśmy posiadać wrodzoną skłonność do pomagania ludziom w naszym otoczeniu jako, że przez dużą część naszej historii byli to na ogół osobnicy blisko z nami spokrewnieni (więc bezpiecznie było zakładać, że jeśli ktoś żyje obok to warto mu pomóc jako krewnemu).

Hyeronymus Bosch, Sąd ostateczny. Grafika w domenie publicznej.

Pomagając naszym krewnym z dużym prawdopodobieństwem pomagamy bowiem naszym własnym genom. Rzecz jasna jest to tylko metafora i nie robimy tego świadomie. W istocie chodzi o to, że o naszym zachowaniu decydują te geny (ale nie tylko geny), które skutecznie rozpowszechniły się w puli genowej. Może do tego dojść, gdy skłaniają swoich posiadaczy do pomagania osobom posiadających kopie tego samego genu. I rzeczywiście, ludzie chętnie pomagają osobom do siebie podobnym (np. mówiącym z tym samym akcentem) lub takim co do których zachodzi uzasadnione podejrzenie co do występowania z nimi pokrewieństwa. Na przykład swoim dzieciom. Lub rodzinie ogółem. Jak swego czasu ujął to jakoby amerykański genetyk J.B.S. Haldane, własne życie opłaca się oddać dopiero za dwójkę własnego rodzeństwa lub ośmioro kuzynostwa.

Są też inne wyjaśnienia tego fenomenu, odwołujące się do rywalizacji pomiędzy poszczególnymi społecznościami ludzkimi które lepiej lub gorzej radziły sobie ze współpracą. Wyobraźcie sobie wyjętą żywcem z wyjazdu integracyjnego rywalizację w dziedzinie budowania wieży z makaronu na czas od której zależy wasze życie. Razem łatwiej jest zapewnić sobie schronienie, pożywienie i skutecznie odeprzeć atak konkurencji. Wiedzą o tym wszyscy aktywiści działający na rzecz rozwoju spółdzielczości i związkowcy. Z drugiej strony, osobnicy oszukujący w wymianie społecznej stanowią poważny problem dla każdego gatunku społecznego. Gdy istnieje społeczne przyzwolenie na niesprzątanie po swoich psach i oszustwa podatkowe, tracą na tym wszyscy. Stąd, społeczności które wypracowały skuteczne mechanizmy nakłaniania swoich członków do wzajemnej uczciwości - ale przede wszystkim mechanizmy karania oszustów - zyskują pewną przewagę.

Psychologowie ewolucyjni postulują istnienie trzech podstawowych sposobów monitorowania uczciwego przebiegu wymiany społecznej (czyt.: nie kradną, nie zabiajają sie bez ważnego powodu). Społeczeństwa cywilizowane rozwiązały ten problem dzięki mniej lub bardziej sformalizowanym strukturom społeczno-politycznym. Całkiem skutecznie. Od początku ludzkości obserwuje się bowiem stały trend spadkowy w liczbie śmierci wynikających z przemocy. Podobne sposoby obserwuje się też w kulturach żyjących poza obrębem tradycyjnie rozumianej cywilizacji. Przykładowo, opisywany przeze mnie dawno temu pasterski lud Turkana walczy z dezerterami wojennymi za pomocą szerokiego repertuaru kar, od łagodnych reprymend słownych po przywiązywanie do drzewa i pobicie. Same struktury społeczno-polityczne sprawdzają się jednak tylko w niektórych przypadkach. Albo w wysoko rozwiniętych społeczeństwach które posiadają sprawny wymiar sprawiedliwości i aparat przymusu w który opłaca się pokładać zaufanie albo w niewielkich grupach, których rozmiar pozwala na tego typu metody. Co więcej, ich członkowie muszą mieć poczucie, że ich niegrzeczne zachowanie nie umknie uwadze wymiarowi sprawiedliwości.

Wszechwidzące oko na banknocie dolarowym. Grafika w domenie publicznej.

Skutecznym straszakiem wobec niegodziwców może być zaszczepienie w nich przekonania, że za ich złe uczynki może ich spotkać kara nie tylko ze strony pobratymców (tych można oszukać, można też robić coś w ukryciu) ale ze strony znacznie potężniejszych bytów lub sił wszechświata. Swego rodzaju niewidzialny kot, bez którego myszy i ludzie harcują. W rachubę wchodzą tutaj duchy przodków, pomniejsze bóstwa, prawo karmy... Opisana przez antropologów szeroka gama lokalnych wierzeń dotyczących nadprzyrodzonych istot, które wiedzą i widzą więcej. Co więcej, wpływają na nasz los w bezpośredni sposób, zsyłając nieurodzaj, choroby i kwaśne mleko. Byty te ewolucyjni psychologowie religii określają mianem broad supernatural punishment (BSP) czyli pewnego szerokiego zakresu nadprzyrodzonych kar.

Trzecia sytuacja to właśnie moralizatorscy wielcy bogowie, szczególny przypadek nadprzyrodzonych kar. Wszystowiedzące, wszechpotężne istoty znające każdy nasz dobry i zły uczynek. Takie, które monitorują nas nieustannie, nigdy nie śpią, nie mrugają i nie odwracają oczu. Takie, których nie można oszukać. Żywo zainteresowane godziwością naszego życia i władne by wymierzać kary. Stanowią doskonały straszak. Badacze ewolucyjnej historii religii spekulują, że społeczności których członkowie podzielają wiarę w MHG mogą lepiej radzić sobie wymuszaniem na swoich członkach współpracy, co daje im przewagę w sytuacjach niesprzyjającego środowiska.

Demonstrowanie wiary w tego samego boga (między innymi poprzez kosztowne rytuały) daje członkom społeczności podstawy by wierzyć, że mogą sobie ufać. Bo przecież nie braliby węży do rąk, gdyby faktycznie nie wierzyli że prowadzi ich Bóg. Wspólne przekonania co do naganności niektórych czynów, poprzez budowanie mniej lub bardziej wymuszonego zaufania, stwarzają warunki umożliwiające swobodną współracę. Społeczności które łączy wiara w jednego surowego nadzorcę mogą tym samym mieć w niesprzyjających warunkach przewagę nad społecznościami, których członkowie nie mają powodu by sobie ufać. Co więcej, Ara Norenzayan, autor ksiązki Big Gods spekuluje, że to właśnie wiara w MHG, umożliwiając sprawną współpracę pomiędzy dużymi masami niespokrewnionych ze sobą ludzi, pozwoliła zaistnieć dużym ludzkim społecznościom które dzięki temu miały szanse przetrwania.


Anarchia w raju


Wygląda na to, że z opisywanego na początku wpisu schematu wyłamały się społeczeństwa Austronezji. Mianem tym określa się zbiorczo wszystkie wyspy półkuli południowej, począwszy od Madagaskaru do Wyspy Wielkanocnej. Podobnie jak w innych częściach świata, Wielcy Bogowie stanowili tam mniejszość. Najczęstsze wśród ich mieszkańców były przekonania o istnieniu mniej lub bardziej określonych nadprzyrodzonych sił karzących występek (BSP). Występowały w 37 kulturach. Społeczne i polityczne mechanizmy przestrzegania porządku obecne były w 22 kulturach. MHG pojawili się wierzeniach 6 społeczeństw. Analizując dane lingwistyczne zebrane w badanych społeczeństwach, badacze doszli do wniosku, że wiara w MHG pojawiła się tam później niż struktury polityczne. Wierzenia te nie były więc konieczne do zaistnienia współpracy pomiędzy ich członkami. Społeczności te zorganizowały się do poziomu pozwalającego im na współpracę bez uciekania się do wspólnych systemów wierzeń.

A. Norenzayan, jeden z głownych zwolenników koncepcji MHG jako cywilizatorów ludzkich społeczeństw zwraca uwagę, iż społeczności wyspiarskie rządzą się swoją własną specyfiką. Mała dostępna im powierzchnia i trudności w komunikacji pomiędzy poszczególnymi wyspami uniemożliwiły powstanie wielkich zunifikowanych społeczeństw. Struktura plemion w których wodzowie rządzą stosunkowo niewielkimi grupami ludzi różni się do społeczeństw euroazjatyckich i dlatego też dane te trudno porównywać.

Jak błoga to bez boga


Analizując przywoływane wcześniej dane Botero, Gardnera i innych, dotyczące rozpowszechnienia Wielkich Bogów, inni badacze zwrócili uwagę na jeszcze jedną zależność. Niemal wszystkie znane społeczeństwa utrzymujące się z uprawy roli które nie wykształciły wiary w MHG żyją w relatywnie komfortowych warunkach. Obfitość pożywienia sprawiła, że nadprzyrodzony nadzorca nie był potrzebny do skutecznego funkcjonowania społeczeństwa. Straty wynikające z działalności społecznych gapowiczów najwyraźniej nie były w nich tak dotkliwe. Na usta ciśnie się porównanie z dzisiejszym społeczeństwami m.in. Europy Zachodniej w których duży stopień rozwoju cywilizacyjnego idzie w parze z niską religijnością. Sprawnie działający w nich aparat państwowy zapewnia sprawne funkcjonowanie społeczeństw bez uciekania się do groźby nadprzyrodzonej kary.

W drugiej części tej serii artykułów przyjrzymy się bliżej działaniu mechanizmów nadprzyrodzonego nadzoru.


* - tłumaczenie jest moje, inne które przychodziły mi do głowy to "wielcy bogowie moralności", "moralizujący wielcy bogowie" i "wielcy bogowie od moralności", zachęcam do komentowania mojego wyboru i sugestii

** - pozwoliłem sobie na takie tłumaczenie nazwy Pentecost Island, nie udało mi się znaleźć polskiego odpowiednika w Internecie


Literatura:
Atkinson, Q. D., & Whitehouse, H. (2011). The cultural morphospace of ritual form: Examining modes of religiosity cross-culturally. Evolution and Human Behavior, 32(1), 50-62.
Botero, C.A., Gardner, B., Kirby, K.R., Bulbulia, J., Gavin, M.C., & Gray, R.D. (2014). The ecology of religious beliefs. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 111 (47), 16784-9 PMID: 25385605
Thornhill, R., Fincher, C.L., & Aran, D. (2009). Parasites, democratization, and the liberalization of values across contemporary countries. Biological reviews of the Cambridge Philosophical Society, 84 (1), 113-31 PMID: 19046399
Watts, J., Greenhill, S. J., Atkinson, Q. D., Currie, T. E., Bulbulia, J., & Gray, R. D. (2015). Broad supernatural punishment but not moralizing high gods precede the evolution of political complexity in Austronesia. Proceedings of the Royal Society of London B: Biological Sciences, 282(1804), 20142556. 
Wilson, E. O., & Szacka, B. (1988/1978). O naturze ludzkiej. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy. 

piątek, 29 kwietnia 2016

wegetarianie jako żywe wyrzuty sumienia

ResearchBlogging.orgWiększość ludzi twierdzi, że dobro zwierząt jest im bliskie. Na ogół nie powstrzymuje to ich jednak przed jedzeniem mięsa do którego wytworzenia wymagane jest póki co zabijanie zwierząt. Związana z tym sprzeczność bywa nierzadko źródłem nieprzyjemnego dysonansu. Okazuje się, że nawet przebywanie w towarzystwie wegetarian nasila u wszystkożerców występowanie zjawiska dysonansu poznawczego. Tym samym, towarzystwo roślinożernych znajomych wymaga szczególnego wysiłku by pozbyć się nieprzyjemnej sprzeczności wynikającej ze zjadania mięsa.

grafika w domenie publicznej
Liczne badania pokazują, że sprzeczność pomiędzy sympatią dla zwierząt a zabijaniem ich w celu zjedzenia (dysonans poznawczy) wymaga uruchomienia wyrafinowanych umysłowych mechanizmów które pozwalają sobie z nią poradzić. Psychologowie opisali wiele przykładów uzasadnień które pozwalają radzić sobie z tymi sprzecznościami. Polegają one na przykład na zaprzeczaniu odczuwania bólu przez zwierzęta, podkreślaniu negatywnych skutków wegetarianizmu dla zdrowia (pomyślicie o anemii i wypadających włosach) czy odcinaniu się od informacji o warunkach hodowli zwierząt (i tworzenia polityki).

Żeby zbadać to zjawisko, Hank Hothgerber, amerykański psycholog prowadzący badania dotyczące psychologii wegetarianizmu, przeprowadził serię eksperymentów w których uczestnicy opisywali swoje zwyczaje żywieniowe i opinie na temat cierpienia i świadomości zwierząt. W każdym z nich, połowa badanych czytała uprzednio opis osoby deklarującej wegetarianizm (w grupie porównawczej były to opisy osoby na diecie bezglutenowej). Badacz założył, że przywołanie obrazu wegetarian sprawi, że osoby biorące udział w badaniu doświadczą większego dysonansu pomiędzy swoimi deklaracjami a jedzeniem mięsa - wegetarianie mieliby stanowić żywe wyrzuty sumienia. Osoby na diecie bezgultenowej wystapiły gościnnie w charakterze grupy o specyficznych zwyczajach żywieniowych wynikających nie tyle z wyboru - jak w wypadku wegetarian - ale z konieczności. Innymi słowy osoby, które nie mają innego wyjścia niż określona dieta.

grafika w domenie publicznej
Okazało się, że osoby które zapoznawały się z opisem wegetarian postrzegały później zwierzęta jako mniej podobne do ludzi pod względem emocjonalnym. W sytuacji gdy opisy osób na diecie wegetariańskiej zawierały informacje o tym, że zdarza im się w chwili słabości zjeść mięso, wywoływany przez nie dysonans był mniejszy. Wegetarianie, którzy sami nie zawsze postępują zgodnie ze swoimi przekonaniami stanowili mniej wyrazisty wyrzut sumienia. Opisy przedstawiające ścisłych wegetarian sprawiały, że badani deklarowali, iż jedzą więcej posiłków wegetariańskich a mniej mięsa (deklaracje dotyczące diety osób badanych są na ogół bardzo subiektywne - w zależności od tego, jak bardzo precyzyjne jest pytanie, uzyskujemy mniej lub bardziej dokładne szacunki; efektem tym można manipulować). Badacz interpretuje to jako wskazówkę świadczącą o tym, że taka niezłomna postawa wywołuje większy dysonans który osoby badane redukują poprzez stronniczy opis własnego zachowania.

Znaczenie miało również to, czy wybór diety wegetariańskiej osoby z opisu zależał od niej samej czy od okoliczności. W sytuacji, gdy powodem był świadomy wybór, osoby czytające taki opis prawdopodobnie doświadczały większego dysonansu. W swoich odpowiedziach przypisywały bowiem zwierzętom mniejszą zdolność do odczuwania bólu a jedzenie mięsa uważały za bardziej potrzebne dla zdrowia. Odwrotnie było gdy dieta wynikała na przykład z alergii pokarmowej. Ogółem – osoby, które czytały opisy ścisłych wegetarian z wyboru częściej sięgały po strategie pozwalające na radzenie sobie z dysonansem. Należy oczywiście pamiętać o tym, że badanie przeprowadzono na grupie około 90 osób i na populacji przede wszystkim amerykańskiej. Są to co prawda wstępne wyniki badań, są one jednak zgodne z dotychczasową wiedzą dotyczącą zmiany postaw. Choć wydawać by się mogło, że wegetarianie to ludzie tacy jak wszyscy inni, różniący się głównie wyborami dietetycznymi, wyniki badań wskazują na to, że są oni odbierani nieco inaczej. Nierzadko postrzegane są oni jako osoby reprezentujące światopogląd sprzeczny z tradycyjnymi wartościami.

grafika w domenie publicznej
Autor badania spekuluje, że takie postrzeganie wegetarian może mieć związek z faktem, iż duża część wegan i wegetarian wraca do jedzenia mięsa z powodów społecznych. Nierzadko bowiem czują się odrzuceni i nieakceptowani w swoim otoczeniu. Jedzenie ma przecież bardzo silny wymiar kulturowy – wspólne spożywanie pewnych tradycyjnych posiłków (np. ryby na Boże Narodzenie lub jajek na Wielkanoc) ma dla wielu osób duże znaczenie.

Moim zdaniem bardzo ciekawe byłoby sprawdzenie w jaki sposób na wszystkożerców i wegetarian oddziałuje obecność wegan, czyli ścisłych roślinożerców. Zastanawiam się, czy towarzystwo tych ostatnich nie skutkuje występowaniem dysonansu również u wegetarian.


Źródło:
Rothgerber H (2014). Efforts to overcome vegetarian-induced dissonance among meat eaters. Appetite, 79, 32-41 PMID: 24727102

sobota, 16 kwietnia 2016

This Is Your Brain on LSD

ResearchBlogging.org
Nagłówki światowej prasy obiega wieść o współfinansowanym przeze mnie* historycznym badaniu dotyczącym neuroobrazowania kwasowych tripów. W mediach społecznościowych pojawiają się już wzmianki o tym, że LSD wspomaga prawidłowy rozwój mózgu lub o tym, że ma na niego zupełnie destrukcyjny wpływ. W związku z tym czuję się w obowiązku o nim napisać.

NGC 3372 , CC BY-SA 3.0 Hubble Heritage

Od momentu gdy Albert Hoffman odbył jedną z naj niezwyklejszych w historii ludzkości podróży rowerem minęło niemal dokładnie 76 lat*. Od tego czasu dietyloamid kwasu lizergowego (LSD-25 lub w skrócie LSD) został okrzyknięty psychiczną bombą atomową, świętym sakramentem i zagrożeniem dla ludzkości. Za entuzjazm związany ze zmeniającymi świadomość właściwościami tej potężnej substancji odpowiadał między innymi misjonarski zapał Timothy'ego Leary'ego, głoszącego nadejście ery psychodelicznej utopii. Propagował on odnowę duchową i kierowaną ewolucję nowego człowieka rozdając jednocześnie maleńkie bileciki na podróż w wewnętrzny kosmos. Czechosłowacki psychiatra Stanislav Grof prowadził badania dotyczące możliwości wspomagania psychoterapii dynamicznej za pomocą tzw. psycholitycznych dawek LSD. Dawki te miały umożliwić klientowi skuteczniejsze dotarcie do nieświadomych konfliktów, ich rozpuszczenie (stąd nazwa psycholityczne) i skuteczne odreagowanie. Stąd nazwa tej metody: turbopsychoterapia.

Substancja ta została entuzjastycznie przyjęta zwłaszcza przez ruch hippisowski. Wielu podróżników wyruszało w drogę zupełnie bez przygotowania lub w niesprzyjających warunkach (tak jak pan Leary powiedział, dla jakości przeżycia istotne są okoliczności i nastawienie). W połączeniu z prasowymi doniesieniami o tragicznych skutkach zażywania kwasu (w dużej mierze nieprawdziwych lub wyolbrzymionych) sprawiło to, że rząd amerykański zainteresował się uregulowaniem dostępu do LSD. Zaowocowało to zakazem jej posiadania i rozpowszechniania. Timothy Leary został nazwany przez Richarda Nixona najgroźniejszym człowiekiem w Ameryce (podobno sam zainteresowany skomentował to mówiąc, iż rzeczywiście osaczył Amerykę). Za przykładem Stanów Zjednoczonych poszły inne kraje. Nim LSD trafiło na listę substancji zakazanych, w latach 50. i 60. pojawiły się pierwsze badania wskazujące na możliwość zastosowania tej niezwykle potężnej substancji w psychoterapii. Obiecujące wyniki uzyskano na przykład w leczeniu alkoholizmu.

Psychodeliczna apteczka


Pajęczyna pająka poczęstowanego LSD-25 cechuje się hiperregularnością. Zdjęcie: © Witt, P. N., Reed, C. F., Peakall, D. B. (2012). A spider's web: problems in regulatory biology. Springer Science & Business Media.
Przeprowadzana niedawno metaanaliza sześciu spełniających kryteria badań z tamtego okresu pokazała, że w okresie 6 miesięcy nawet jednorazowe zażycie LSD jest skuteczniejsze niż inne dostępne środki wspomagające wychodzenie z nałogu. Uczestnicy badań opisywali doświadczenie jako mające wymiar duchowy i zmieniające ich życie. Nie jest to duża próba, jednakże w opinii autorów metaanalizy uzyskane efekty uzasadniają dalsze badania.

Niedawne lata przyniosły wzrost naukowego zainteresowania substancjami psychoaktywnymi (zainteresowanie pozanaukowe jest niezmienne od tysiącleci). Po wielu latach badań prowadzonych głównie na innych niż Homo sapiens sapiens zwierzętach, coraz częściej publikowane są wyniki badań na ludziach. Potencjalne medyczne zastosowania dostrzeżono na przykład w wypadku psylocybiny, aktywnego składnika grzybów halucynogennych. Prowadzone w Szwajcarii badania pokazały, że podawana w kontrolowanych dawkach może zmniejszać lęk przed śmiercią u pacjentów terminalnych. Na przestrzeni 6 miesięcy dodatkowo obniżała ona nasilenie objawów depresyjnych.

Zastosowanie w psychoterapii znaleźć może również MDMA czyli popularne ecstasy. Niegdyś pisał o tym Jędrzej Kamiński na łamach Neurotyka, od tego czasu wykonano badania wskazujące na potencjalną skuteczność wykorzystania MDMA w łagodzeniu objawów zespołu stresu pourazowego. Póki co uzyskane wyniki są bardziej obiecujące niż przełomowe, niemniej w połączeniu z psychoterapią zastosowanie MDMA znacząco redukowało objawy chorobowe a efekt utrzymywał się po czasie.

Warto pamiętać o tym, że pacjenci biorący udział w nowych eksperymentalnych terapiach spodziewają się spektakularnych efektów co - zwłaszcza, gdy badanie dotyczy czegoś tak subiektywnego jak symptomy zaburzeń psychicznych - może znacząco wpływać na uzyskiwane wyniki. W związku z tym, dużym problemem w badaniach nad psychodelikami jest kwestia placebo. Było to widoczne już w legendarnych badaniach wielkopiątkowych podczas których część uczestników ceremonii religijnej poczęstowano psylocybiną. Grupa porównawcza bardzo szybko zauważyła, że została na Ziemi, podczas gdy uczestnicy poczęstowani psylocybiną opisywali doświadczenie obecności Boga. Często rozwiązuje się ten problem poprzez podawanie mniejszych dawek substancji aktywnej, takich, które wywołują zauważalne efekty fizjologiczne ale niekoniecznie wysyłają w kosmos czy wypełniają wszechświat miłością. Innym sposobem jest podawanie substancji takich jak niacyna (kwasy nikotynowy), wywołujących pobudzenie fizjologiczne.

Wstępne wyniki badań z wykorzystaniem ayahuaski pokazują że może ona posłużyć do zmniejszania nasilenia objawów depresji. Ayahuasca to znany od tysiącleci rytualny napój o silnych właściwościach psychodelicznych znany wielu plemionom południowoamerykańskim. Przyrządza się go m.in. z niektórych gatunków lian, jego składnikiem aktywnym jest DMT. Jego efekty obejmować mają z jednej strony fizyczne i psychiczne oczyszczenie (napar z reguły wywołuje wymioty) z drugiej głęboką duchową przemianę. Uczestnicy badania doświadczyli poprawy już kilka godzin po doświadczeniu rytuału spożywania ayahuaski. Efekt ten utrzymywał się przez następne trzy tygodnie. Wyniki te należy jednakże traktować z dużą dozą sceptycyzmu - badanie nie uwzględniało grupy kontrolnej i objęło jedynie sześć osób.

Pukając do drzwi percepcji

Gdyby drzwi percepcji zostały oczyszczone, każda rzecz jawiłaby się człowiekowi taką, jaką jest, nieskończoną
William Blake  - Zaślubiny nieba i piekła

To krzesło — czy kiedykolwiek je zapomnę? Tam, gdzie cienie padały na płótno obicia, pasy głębokiego, ale błyszczącego indygo występowały naprzemiennie z pasami żaru tak intensywnie jasnego, że trudno było uwierzyć, iż mogą być wytworzone przez cokolwiek poza błękitnym ogniem. Zdawało mi się, że nieskończenie długo wpatruję się przed siebie, nie wiedząc, nawet nie pragnąc wiedzieć, co przede mną stoi. Przy każdej innej okazji widziałbym krzesło pocięte naprzemiennie światłem i cieniem. Dziś percepcja pochłonęła koncepcję
Aldous Huxley - Drzwi percepcji

Wzrost aktywnych połączeń w mózgu pomiędzy poszczególnymi obszarami mózgu
w życiu codziennym i obserwowany po zażyciu psylocybiny. Grafika: © RSP,  Petri, G. et al. (2014). Homological scaffolds of brain functional networks. Journal of The Royal Society Interface, 11(101), 20140873.
Trwają poszukiwania mechanizmu za pomocą którego niektóre związki chemiczne mają tak wielki wpływ na świadomość. Pionierskie badania dotyczące neuroobrazowania doświadczenia psychodelicznego przeprowadzono z wykorzystaniem psylocybiny. Okazało się, że znacząco wpływa ona na zmniejszenie przepływu krwi i natlenienia obszarów mózgu w obszarach odpowiadających za integrację pracy poszczególnych jego części (tzw. hub regions). Innymi słowy, obszary regulujące przepływ informacji były mniej aktywne. Autorzy spekulują że w wyniku tego poszczególne rejony mózgu komunikują się ze sobą bardziej intensywnie, nieskrępowane dotychczasowymi więzami mechanizmów regulujących jego pracę. Nasuwa się tu skojarzenie z opisywanym przez Williama Blake'a otwarciem Wrót Percepcji do którego Aldous Huxley przyrównywał doświadczanie świata po zażyciu meskaliny. Zespół The Doors zawdzięcza swoją nazwę barwnym opisom Huxleya.

Wpływ psylocybiny na mózg doczekał się swojego opisu również za pomocą pozytronowej tomografii emisyjnej. Punktem wyjścia dla badaczy były podobieństwa psylocybinowego doświadczenia psychodelicznego i epizodów psychotycznych w schizofrenii. W obu wypadkach dochodzi do dużych zmian w nastroju, zmian w percepcji czasu i przestrzeni, halucynacji i zaburzeń postrzegania własnego ja. Z drugiej strony, konsumenci grzybów halucynogennych na ogół postrzegają owe zmiany jako wynikające z zażycia narkotyku i nie uznają ich za rzeczywiste. Podobieństwa te dały zresztą początek określaniu psychodelików*** mianem psychozomimetyków czyli środków mających naśladować psychozę. Tak bowiem początkowo tłumaczono ich działanie. Badacze odkryli, że podanie psylocybiny powoduje wzrost aktywności w korze przedczołowej (hyperfrontality) które obserwuje się u pacjentów z ciężkimi epizodami psychotycznymi, w przeciwieństwie do pacjentów z chroniczną schizofrenią u których obserwuje się zmniejszoną aktywność kory przedczołowej (hypofrontality).

Wizualizacja różnic pomiędzy uśrednioną aktywacją obszarów mózgu odpowiedzialnych za przetwarzanie informacji wzrokowej po zażyciu placebo i LSD. Grafika: © Imperial College London. informacja prasowa
Pewnej integracji tych wyników dostarcza opublikowane niedawno badanie dotyczące wpływu LSD na mózg. Okazało się, że w porównaniu z placebo, poszczególne rejony mózgu komunikowały się ze sobą intensywniej niż zazwyczaj. Traciły też zwyczajową synchronizację. Obszary tworzące sieci neuronalne które na ogół odpowiadają za realizację poszczególnych funkcji mózgu - takie jak widzenie, słyszenie, uwagę - przestawały ze sobą współpracować. Dotyczyło to zwłaszcza kory wzrokowej - przypuszczalnie właśnie stąd biorą skomplikowane fraktalne wizje opisywane przez osoby zażywające LSD.

To nie koniec interesujących odkryć. Zmniejszony przepływ krwi zaobserwowano w obszarach wchodzących w skład sieci domyślnej**** (ang. default mode network). Ich aktywność jest ze sobą zazwyczaj silnie skorelowana. Sieć ta jest aktywna w mózgu niejako domyślnie, kiedy błądzimy myślami a mózg nie zajmuje się niczym konkretnym***** (ale nie tylko wtedy, DMN bierze też udział w zadaniach uwzględniających informacje autobiograficzne i dotyczących funkcjonowania społecznego). Spadek ukrwienia obszarów DMN szedł w parze z doświadczaniem przez badanych rozpuszczania ego. Ich codzienne poczucie ja przestawało istnieć ustępując miejsca poczuciu jedności z wszechświatem, całą ludzkością, naturą i kolektywem Borg. Ludzie zażywający LSD często opisują tego typu doświadczenie jako głębokie, duchowe przeżycie które pozostawia trwały ślad w ich życiu.

Kolejnym istotnym odkryciem było to, że po zażyciu LSD w przetwarzanie informacji wzrokowych zaangażowane są obszary, które zazwyczaj nie biorą w tym udziału. Na ogół zajmuje się tym pierwszorzędowa kora wzrokowa, podczas kwsowych tripów dochodziły do tego rejony mózgu, które pełnią też inne funkcje. Mogłoby to odpowiadać za doświadczenia synestetyczne i emocjonalne zabarwienie wizji opisywanych podczas kwasowych tripów. Widzenie stawałoby się w takiej sytuacji procesem znacznie bardziej złożonym. Neuroobrazowanie doświadczenia zażycia ayahuaski pokazało, że kora wzrokowa zachowuje się w tej sytuacji tak, jakby otrzymywała informacje z zewnątrz nawet wtedy, gdy badani mają zamknięte oczy. Przypisuje się to zaobserwowanej niestabilności pracy kory wzrokowej. Podobne zależności dostrzeżono również w wyniku podania LSD.


Grafika w domenie publicznej, autor(ka) nieznany(a), zmodyfikowano za pomocą algorytmu DeepDream
Korzystając z okazji iż w skanerze znajdują się tripujący ochotnicy, w trakcie badania zrealizowano jeszcze kilka innych projektów których wyników można spodziewać się w najbliższym czasie. Badano między innymi wpływ słuchania muzyki na doświadczenie psychodeliczne po zażyciu LSD. Zaobserwowano, że substancja ta powoduje, że zakręt przyhipokampowy (parahippocampus gyrus), odgrywający ważną rolę w tworzeniu śladów pamięciowych, w mniejszym niż zazwyczaj stopniu komunikuje się z korą wzrokową. Tymczasem, słuchanie muzyki powodowało stan odwrotny - komunikacja pomiędzy tymi obszarami była zwiększona. Dla badanych wiązało się to z większą liczbą wizualizacji po zamknięciu oczu, jak również, z większą częstotliwością doświadczania osobistych wspomnień. Badacze spekulują w związku z tym, że muzyka może mieć istotne znaczenie w wypadku prowadzenia terapii wspomaganej przez LSD.

W badaniu wzięło udział jedynie 20 osób z czego 5 wierciło się w skanerze za bardzo by móc interpretować ich wyniki (pozdrawiam kierowników badań z fMRI w których brałem udział!). Badacze podkreślają jednak, że ich wyniki były zgodne z dotychczasowymi ustaleniami płynącymi z badań nad innymi psychodelikami i stanowią ich znakomite uzupełnienie. Do bardzo podobnych wyników doszli na przykład naukowcy badający wpływ ayahuaski na pracę mózgu. Prawdopodobnie kluczowe znaczenie ma wpływ tych substancji na pracę default mode network, obszarów związanych doświadczaniem jaźni. Badacze podsumowują swoje odkrycia stwierdzeniem, iż pod wpływem LSD dotychczasowe wzorce komunikacji poszczególnych obszarów mózgu ulegają dezintegracji, w związku z czym przestają one być od siebie funkcjonalnie oddzielone. Aktywność elektryczna kory mózgowej staje się w wyniku ich działania bardziej chaotyczna i niezorganizowana.


Interkosmos


Kolejne badania przynoszą nam coraz lepsze wyjaśnienie niezwykłych zdarzeń mających miejsce gdy nasze mózgi wchodzą w interakcje z psychodelikami. Od samego początku istnienia LSD w powszechnej świadomości jej orędownicy głosili, że pozwoli nam ono lepiej poznać samych siebie i świat, dając nam narzędzia do wewnętrznej eksploracji. Teraz sformułowanie to nabiera nowego znaczenia. Wiedza o funkcjonowaniu mózgu pod wpływem psychodelików pozwala nam lepiej poznać mechanizmy leżące u podłoża świadomości.

Z drugiej strony, wzrost zainteresowania terapeutycznymi zastosowaniami psychodelików daje nadzieje na udoskonalenie metod pozwalających mózgowi odzyskać sprawność. Przed nami z pewnością jeszcze długa droga. Dotychczasowe badania wymagają replikacji a ich prowadzenie obarczone jest wieloma trudnościami natury administracyjnej. Dopuszczenie psychodelików do zastosowań medycznych może zresztą okazać się niemożliwe w obecnej sytuacji politycznej. Może wreszcie okazać się zbędne, gdyż kolejne bardziej rygorystyczne badania mogą wykazać ich niską skuteczność. Wiele wskazuje jednak na to, że wkraczamy w nową erę badań naszej świadomości. Niezwykła podróż rozpoczęta na rowerze Hoffmana trwa w najlepsze i coraz głośniej słychać skrzypienie uchylających się drzwi percepcji.


* Badanie zostało sfinansowane społecznościowo za pośrednictwem platformy Walacea. Mój udział w ogólnej kwocie był rzecz jasna bardzo skromny, zawsze to jednak świetne zdanie otwierające.


** Po przypadkowym odkryciu niezwykłych właściwości zsyntetyzowanego przez siebie związku (po 5 latach od jego odkrycia), Albert Hoffman postanowił przetestować na sobie jego działanie - zażył 250 mikrogramów substancji. W ciągu godziny zaczął doświadczać narastającego dyskomfortu, w związku z czym zdecydował się poprosić asystenta o pomoc w dotarciu do domu. Gdyby nie to, że ze względu na trwającą w Europie racjonowano wówczas benzynę, moglibyśmy nigdy nie poznać niezwykłych właściwości LSD. Hoffman pedałował bowiem ową wiejską drogą ku innym wymiarom - jego percepcja zmieniła się drastycznie. Jak sam pisze:

W drodze do domu mój stan zaczął przybierać niepokojące formy. Wszystko w polu widzenia falowało i było zniekształcone jak w krzywym zwierciadle. Miałem również wrażenie bycia niezdolnym do ruszenia się z miejsca, choć - jak opowiadał mi później laborant - jechaliśmy bardzo szybko.
A później:
[...] Zawroty głowy i poczucie słabości były tak w tym momencie silne, że nie byłem w stanie utrzymać się na nogach i musiałem się położyć na sofie. Moje otoczenie uległo teraz przekształceniu i przybrało postać jeszcze bardziej przerażającą. Wszystko w pokoju wirowało, a znane przedmioty i meble zamieniały się w groteskowe, przepełniające lękiem formy
*** Określenie psychodeliki pochodzi od greckich słów psyche ("umysł") i delein ("ukazywać")

**** Nie udało mi się znaleźć ogółnie przyjętego polskiego odpowiednika, inne tłumaczenia to np. "obwód stanu spoczynkowego" lub "obwód domyślny"

***** Warto pamiętać, że przepływ krwi odpoczywającego mózgu w stanie czuwania niewiele różni się od przepływu krwi w mózgu zaangażowanego w rozwiązywanie zadań; nasze mózgi tak naprawdę nieustannie są czymś zajęte.


Uaktualnienie (23:21, 16.04.16): 
doprecyzowałem opis pod ilustracją przedstawiającą różnice między pracą mózgu pod wpływem LSD i placebo

Literatura:
Carhart-Harris, R., Muthukumaraswamy, S., Roseman, L., Kaelen, M., Droog, W., Murphy, K., Tagliazucchi, E., Schenberg, E., Nest, T., Orban, C., Leech, R., Williams, L., Williams, T., Bolstridge, M., Sessa, B., McGonigle, J., Sereno, M., Nichols, D., Hellyer, P., Hobden, P., Evans, J., Singh, K., Wise, R., Curran, H., Feilding, A., & Nutt, D. (2016). Neural correlates of the LSD experience revealed by multimodal neuroimaging Proceedings of the National Academy of Sciences DOI: 10.1073/pnas.1518377113
Cormier, Z. (2016). Brain scans reveal how LSD affects consciousness. Nature. http://doi.org/10.1038/nature.2016.19727

wtorek, 12 kwietnia 2016

krwawa niedziela

Pochodne Kofeiny Slwstr pisze o komunikacie biskupa legnickiego w sprawie cudu eucharystycznego jaki stwierdzono w Legnicy. Biskup informuje o stanowisku Stolicy Apostolskiej w którym jakoby oficjalnie potwierdzono wystąpienie cudu. Przywoływany w tekście cud eucharystyczny w Sokółce był opisywany między innymi na blogu Czajniczek Pana Russella Mroczna Sztuka Ogłupiania. Warto zwrócić uwagę na okoliczności wykonania ekspertyz w tym wypadku.

grafika za Cruxnow.com
Podobna sytuacja miała miejsce niedawno w Stanach Zjednoczonych. Po Internecie krążyły zdjęcia i nagrania krwawiącej hostii którą zaobserwowano w parafii św. Franciszka Ksawerego w Kearns (Utah). Sprawą zainteresowały się media i przedstawiciele Kościoła postanowili przyjrzeć się sprawie. W wydanym w grudniu ubiegłego roku oświadczeniu diecezji Salt Lake City przeczytać można, iż kościół nie przychylił się do nadprzyrodzonego wyjaśnienia tego zjawiska.
The Church presumes that most situations appearing to be extraordinary phenomena are actually the result of natural causes. This is why the Church sets the evidentiary bar for proving a miracle quite high. In such matters the Church undertakes a thorough and unprejudiced examination of events that may appear to be miraculous. If, after a thorough investigation, the specific phenomenon can be satisfactorily and conclusively explained in natural terms, then a directly supernatural cause is ruled out. The alleged “bleeding host” from Saint Francis Xavier Parish is explained as a natural phenomenon.
Tłumaczenie:
Kościół przyjmuje założenie, że większość zdarzeń wyglądających na cudowne ma w rzeczywistości przyczyny naturalne. Z tego powodu, Kościół wysoko ustawia poprzeczkę dla dowodów na wystąpienie cudu. W takich kwestiach wykonywana jest dogłębna i bezstronna analiza domniemanych cudownych wydarzeń. Jeśli po gruntownym zbadaniu sprawy dane zjawisko może zostać wyjaśnione w sposób konkluzywny i satysfakcjonujący, odrzucane jest wyjaśnienie bezpośrednio nadnaturalne. Domniemana "krwawiąca hostia" z parafii św. Franciszka Ksawerego została wyjaśniona jako zjawisko pochodzenia naturalnego.
Kolonia pałeczki krwawej na pożywce agarowej. Zdjęcie
w domenie publicznej, CDC Public Health Library
Owym naturalnym wyjaśnieniem okazała się pleśń, prawdopodobnie z z gatunku Neurospora cressa lub bakteria Serratia marcescens. W ciągu kilku dni od wystąpienia na konsekrowanej hostii czerwonych przebarwień zebrano zespół składający się z m.in. ze specjalistów z zakresu teologii i biologii molekularnej.

Hostia umieszczona została w wodzie 8 listopada, pozostawała niezabezpieczona do 14-15 listopada. Włożenie jej do wody jest częścią standardowej procedury postępowania w takich wypadkach - podobnie zrobił ksiądz w legnickiej parafii. Trzy dni po umieszczeniu jej w wodzie, na hostii zaobserwowano czerwone przebarwienia. Kilka dni później, próbki zebrane z hostii poddane zostały badaniu w laboratorium i przy udziale osoby nieznającej natury sprawy (blind observer) stwierdzono, że zmiany obecne na hostii da się w sposób satysfakcjonujący wytłumaczyć występowaniem na niej wspominanych organizmów

Serratia marcescens (pałeczka krwawa) znana jest zresztą z tego, że oprócz oportunistycznych zakażeń dróg moczowych i ran pooperacyjnych może też wywoływać skojarzenia z krwią ludzką. Jako, że chętnie rośnie na skrobi, spekuluje się, że może odpowiadać za wiele domniemanych cudów eucharystycznych.

Literatura:
Wilfert, J. N., Barrett, F. F., Ewing, W. H., Finland, M., & Kass, E. H. (1970). Serratia marcescens: biochemical, serological, and epidemiological characteristics and antibiotic susceptibility of strains isolated at Boston City Hospital. Applied microbiology, 19(2), 345-352.
Gaughran, E. R. (1969). DIVISION OF MICROBIOLOGY: FROM SUPERSTITION TO SCIENCE: THE HISTORY OF A BACTERIUM*. Transactions of the New York Academy of Sciences, 31(1 Series II), 3-24.