poniedziałek, 18 kwietnia 2011

akademikizm

*Zarzekałem się *kilkukrotnie, iż piłka nożna nie leży w zakresie moich zainteresowań. Jest tak nadal, ja wciąż jednak o niej piszę. Rozumiem oczywiście *ideę sportowej rywalizacji, nie rozumiem jednak całego zamieszania, jakie w życiu niektórych ludzi wywołuje jedenastu nieznanych im osobiście mężczyzn biegających za sferą wypełnioną powietrzem. Rzucają oni wszystko by zasiąść przed telewizorem w domu lub pubie, by śledzić ich zmagania.Wrzeszczą, śpiewają, dopingują - jakby ich aktywność miała jakiekolwiek znaczenie. Bardziej niż własne, przeżywają cudze porażki i świętują zwycięstwa.

Oczywiście w dużej mierze się po prostu zgrywam. Rozumiem potrzebę robienia rzeczy razem z innymi, współpracy - i poczucia jedności, jakie daje wspólny sukces - choć w dużej mierze preferuję sporty indywidualne. W dodatku w ten sposób można zdemaskować każdy sport i każdą inną czynność ludzką (np. moje ulubione bieganie). Tak naprawdę, co istotnego jest w rzucaniu przedmiotami, kopaniu ich, bieganiu za innymi ludźmi czy skakaniu? Piłka nożna wzbudza jednak szczególnie silne emocje (i nierzadko zamieszki a także jakoby wojny) a do FIFA należą wszystkie chyba państwa świata. Nie dziwota, futbolizm to przecież swego rodzaju plemienizm.

Za Ads of the World
Rywalizacja pomiędzy grupami i współpraca wewnątrz nich to część ewolucyjnego sukcesu. Wiele z czynności wykonywanych przez współczesnych sportowców ma pewnie swoje korzenie w naszej ewolucyjnej przeszłości. A sportowa rywalizacja jest społecznie sankcjonowanym i relatywnie cywilizowanym sposobem na prowadzenie wojny, drzemiącej nie tylko w nas, *ale i ogółem w świecie naczelnych. Nie gramy już co prawda głowami naszych wrogów, ale wciąż traktujemy rywalizację pomiędzy kilkudziesięcioma ludźmi z jednego kraju (choć tak naprawdę rzadko kiedy z niego pochodzą, nadawanie obywatelstw i imigracje redefinują pojęcie drużyn narodowych) przeciwko analogicznej grupce z innego, jako rywalizacje pomiędzy narodami. Jak głosiła zapierająca dech w piersiach kampania reklamowa Adidasa skierowana na rynek chiński przy okazji olimpijskiej farsy 2008, kiedy uderza jeden sportowiec, uderza cały naród.

Porównanie nazw drużyn sportowych z nazwami grup funkcjonujących
w społeczności !Kung. Fragment książki Miliardy, miliardy... C. Sagana.
Piękna idea. Tyle, że wiemy to, co wiemy o ludzkich skłonnościach do demonizowania innych i wiemy jak działa to w praktyce. Ludzie gotowi są *zabić innych ludzi reprezentujących skonfliktowane z nimi plemię piłkarskie. Całkiem niedawno sam miałem okazję stać się częścią idei plemienizmu. W ramach bitwy akademików mojego uniwersytetu trafiłem na trybuny rozgrywek w piłkę nożną. Rywalizacja odbywała się także tam, pośród kibiców. Dość szybko pojawiło się więc przerzucanie wspaniałościami poszczególnych akademików jako budynków. Mimo, iż kilku znajomych miałem pośród mieszkańców rywalizującego z nami akademika - niektórych bliższych mi w gruncie rzeczy, niż reprezentujący mój akademik ludzie na boisku -  przestawali być ludźmi, których znałem, stając się kibicami drużyny przeciwnej. Akademik przestawał być rezultatem decyzji ekonomicznej, logistycznej, sentymentalnej, losowej czy jakiejkolwiek innej, stawał się linią podziału. Okazuje się, że taką samą funkcję pełnić może kolor oczu (i kilka słów komentarza do niego) czy rzut monetą, nie mówiąc już o tradycyjnych źródłach uprzedzeń. Wystarczy, że ktoś zdecyduje się zarysować linię podziału.

Z racji tego, iż jeden z akademików wystawił reprezentację składającą się wyłącznie z graczy pochodzenia hiszpańskiego, rywalizacja z nimi nabrała wymiaru Polska-Hiszpania (i zaowocowała lękiem wywołanym historią zupełnie innych drużyn na zupełnie innym poziomie - przypisaniem im wyimaginowanych cech narodu, Hiszpanów z którymi Polacy nie wygrywają). Co z kolei skutkowało dobiegającymi z trybun komentarzy o grze z Rumunami. Graczom narodowości tureckiej, grającym w ekipie jednego z akademików, zdarzało się słyszeć biegnij po piłkę, Turku.

Nie twierdzę, że sport sam z siebie wyzwala w ludziach agresję i stwarza w nich rasistowskie spojrzenie na świat. Raczej wydobywa nasz podskórny szowinizm. Sport drużynowy stanowi wyraz tego, co niekiedy wyraża się także przez agresję wobec odmienności. Ma podobne korzenie, w poczucie jedności z naszą grupą i odmienności od innych. Sport może również stanowić ujście, wcale nie bezpieczne, tego, co w nas najgorsze, co wyraźnie pokazuje dyskurs kibiców prowadzony na murach całego świata i typowe piłkarskie przyśpiewki obrażające rodziny do trzeciego pokolenia wstecz włącznie. Zwolennicy przeciwnej drużyny to przecież, w zależności od specyfiki miejsca żydy, pedały, kurwy. Rywalizacja grupowa może stanowić odpowiednie warunki dla obudzenia drzemiących w nas atawizmów, o czym trzeba po prostu pamiętać. 


Oczywiście nic nie mówi Twojej partnerce/partnerowi kocham cię skuteczniej jak chór kibiców.

4 komentarze:

  1. Cóż, ja raczej "kibicuję" sportom motorowym acz też niezbyt "hardcore'owo" ale jak najbardziej rozumiem ludzi dla których ten czy inny sport jest całym życiem bo w końcu czym jest człowiek bez pasji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda, prawda. Coś z tym całym życiem trzeba robić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hardchorus świetny! To wspaniałe połączenie śpiewania z bliznami i brakiem zębów. I jak tu się dziwić, iż prawica popiera polskich kiboli jako kolejnych patriotycznych przedstawicieli.

    Odnośnie tego podskórnego szowinizmu. Myślę, że socjalizacja i wychowanie jednak robią swoje. Jeżeli obejrzymy mecz Premiership albo Bundesligi, na które chodzi po kilkadziesiąt tysięcy osób, to zorganizowane krzyki są znacznie mniej słyszalne niż na meczach polskiej ekstraklasy, na którą chodzi kilka(naście) tysięcy. Na Zachodzie dominuje piknikowy tryb recepcji spotkań piłkarskich, nie oznacza to, iż w ogóle nie ma tam rozrób, lecz oni nie odczuwają takiej potrzeby jak Polacy, by dokopać innemu człowiekowi. A żeby żaden patriota nie posądził mnie o plucie na państwo, gdzie się urodziłem, to zaznaczę iż na Bałkanach i w Turcji bywa gorzej niż w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie muszą, bo różnice są znaczne. Byłem kiedyś na krótkim wykładzie dr Konrada Maja, pracujące w rządowym zespole ds. kibiców i Euro 2012, na którym porównywał on kulturę kibicowania u nas i w innych krajach. Różnice faktycznie były dość spore i w stronę o której mówisz. Polską specyfiką są na ogół grupy w stylu "Anty-Wisła" a próby upiknikowienia stadionów napotykają na opór ze strony co radykalniejszych kibiców.

    Z drugiej strony cały czas ciśnie mi się na myśl owa zależność między statusem ekonomicznym (i patogenami w środowisku) a stopniem demokratyzacji społeczności (rozumianej m.in. jako otwartość na odmienność), ale to może być zbytne uproszczenie. No i wątek rzesz młodych samców małp naczelnych, którzy wchodzą na rynek matrymonialny bez większych atutów (status, predysponujące doń czynniki osobowościowe) i muszą zawalczyć oń zachowaniami ryzykownymi i antyspołecznymi.

    Także, weźmy naszą fascynację wszelkimi nikomu niepotrzebnymi internetowymi rywalizacjami w stylu rysowania polskiej flagi na drawball, facebookowymi zawodami, etc (w tym ostatnim byliśmy kiedyś pierwsi, ale wyprzedzili nas... Węgrzy). Ale to może być jakiś bias, z racji tego, że docierają do mnie na ogół te, w których moi rodacy biorą udział.

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.