poniedziałek, 28 marca 2011

Religion ist tot

Znalezione u Cynika.
Nagie małpy zamieszkujące trzecią planetę od Słońca uwielbiają łączyć się w najróżniejsze grupy ludzi podobnych sobie, co objawia się mnogością instytucji funkcjonujących w ich społecznościach. Człowiek, jako zwierzę społeczne, stworzył miliony grup formalnych i nieformalnych - narodów, plemion, grup wsparcia, fanklubów, bojówek, kontrkultur, kółek wzajemnej adoracji, stowarzyszeń, koterii i zrzeszeń. A także wspólnot religijnych.

O ile nic nie stoi na przeszkodzie temu, by funkcjonować w ramach wielu grup, istnieją takie, które rezerwują sobie wyłączność w życiu człowieka. Trudno jest być jednocześnie kibicem Kolejorza i Legii, szczególnie, gdy dowiedzą się o tym koledzy. Podobnie trudno jest kibicować różnym religiom. W naturalny sposób rywalizują one o wyznawców, czego przejawem jest działalność misyjna.

Ostatnie czasy przynoszą jednak postępującą sekularyzację społeczeństw Europy Zachodniej, niegdysiejszego bastionu chrześcijaństwa. Do kościołów przychodzi coraz mniej ludzi, w rezultacie likwidowane są niektóre parafie a księża wyjeżdżają na misje do Europy zachodniej. Postępująca demokratyzacja społeczeństw sprawia, iż ludzie szukają przynależności do grup innych niż religijne. W Holandii np., 40% społeczeństwa deklaruje brak przynależności religijnej, u naszych południowych sąsiadów wskaźnik ten wynosi zaś aż 60%.

Badanie przeprowadzone przez naukowców pod kierownictwem Richarda Wienera z University of Arizona, pozwalają przypuszczać, że religie w krajach rozwiniętych chylą się upadkowi. Badanie objęło mieszkańców dziewięciu krajów: Australii, Austrii, Czech, Finlandii, Holandii, Irlandii, Kanady, Szwajcarii i Nowej Zelandii. Ich publikacja, pod tytułem A mathematical model of social group competition with application to the growth of religious non-affiliation, ukazała się póki co tylko w nie recenzowanej internetowej bazie arXiv.org, być może jako preprint przed publikacją w docelowym czasopiśmie naukowym.

Wyniki obejmują analizę matematyczną danych z krajów, w których mieszkańców regularnie pyta się o przynależność religijną w ramach spisów powszechnych przez co najmniej 100 lat. W analizie zastosowano metodę tzw. dynamiki nielinowej, modelu matematycznego stosowanego do opisu wielu zjawisk zachodzących w przyrodzie, w tym, skutecznie, w opisie wymierania pewnych języków na rzeczy tych bardziej rozpowszechnionych (tym samym atrakcyjniejszych, bo znajdujących szersze zastosowanie). Wyniki wskazują, iż wraz z demokratyzacją społeczeństwa, obserwuje się odchodzenie ludzi od tradycyjnych wspólnot religijnych i coraz bardziej otwarte deklarowanie braku religijnej przynależności. Nie od dziś wiadomo, że większe grupy spostrzegane są jako bardziej atrakcyjne, co przyciąga kolejnych członków, potęgując efekt przechodzenia członków z jednej do drugiej grupy. Podobne atrakcyjność wzrasta w wyniku zwiększania się korzyści - ekonomicznych, społecznych, towarzyskich - z przynależności do niej. Właśnie tak dzieje się w społeczeństwach rozwiniętych.

Wnioski płynące z pracy pozwalają przypuszczać, iż stopniowy odpływ ludzi z kościołów może zaowocować niemal całkowitym zaniknięciem religii w tych krajach. Model matematyczny to oczywiście jedno a funkcjonujące w rzeczywistym świecie społeczeństwo to drugie - trudno wyobrazić sobie zupełny brak ludzi religijnych, tym niemniej z pewnością diametralnie zmieni się ich sytuacja w społeczeństwie. Jednocześnie, badacze stwierdzają, iż ich model pasuje do danych pochodzących z 85 miejsc na świecie, co pozwala przypuszczać, że podobne zjawiska mogą zachodzić także tam.

Autorzy publikacji nie omieszkali zapomnieć, iż łysy nie jest kolorem włosów i nazwali ludzie funkcjonujących poza religiami najszybciej rozwijającą się mniejszością religijną. W oryginale wygląda to tak:
People claiming no religious affiliation constitute the fastest growing religious minority in many countries throughout the world
i obraża każdego myślącego człowieka.

Źródło:
Daniel M. Abrams, Haley A. Yaple, & Richard J. Wiener. (2010) A mathematical model of social group competition with application to the growth of religious non-affiliation. arXiv: 1012.1375v2

11 komentarzy:

  1. Artykuł w Polsce, co chyba zrozumiałe, wzbudził zainteresowanie. Nawet Onet.pl ze swoim "Naukowcy:..." umieścił streszczenie wśród wiadomości dnia.
    Wiadomo z generalizacją rezultatów trzeba tutaj uważać, w końcu to tylko 8 państw. Misjonarze już od jakiegoś czasu starają się zawrócić mieszkańców Afryki. I jedni i drudzy cieszą się ze stosowania "wskazówek Bożych" na temat antykoncepcji. Ameryka Południowa to podobnie w dużej części dobre miejsce na wojaże nieustraszonych Wysłanników Chrystusa Króla. Nie zapominajmy również o naszym Narodzie Wybranym.

    Mimo wszystko mam ambiwalentny stosunek do takiej "laicyzacji". Przede wszystkim dlatego, że jest to właśnie proces stadny. Zbyt często wynika on ze zwykłego hedonizmu. Brakuje stawiania pytań o swoją tożsamość, o własne miejsce we wszechświecie. Oczywiście utopistyczne byłoby myślenie, że każdy jest do tego zdolny, ale zastanawiam się od jakiegoś czasu co gorsze dla społeczeństwa; taki hedonizm czy umiarkowana religijność.


    PS
    Zdjęcie prze-cu-do-wne

    OdpowiedzUsuń
  2. 8 państw ale 85 regionów, czyli 85 zestawów danych. To już znacznie większa próba. Afryka, Ameryka Południowa i Polska to kraje o relatywnie niskim wskaźniku demokratyzacji, choć przypuszczalnie na dłuższą metę wciąż postępującym. Nie zdziwię się, jeśli miejsca te długo jeszcze pozostaną enklawą religijności, w wypadku dwóch pierwszych z racji na warunki życia. Nie od dziś wiadomo, że w wielu krajach, gdzie warunki bytowe są trudne, poziom religijności jest wysoki bo ludzie tego potrzebują.

    Koniec końców - nie chciałbym jednak wieszczyć czegoś na kształt niesławnego Końca historii - kto wie czy w ostatecznym rozrachunku kierunek zmian nie jest właśnie taki, że ludzie inaczej zaspokajają swoje potrzeby, np. w laickich stowarzyszeniach. Ciekawie opisał ten wątek C. Clarke w Odysei kosmicznej 3001.

    To trochę fałszywa dychotomia. Religia daje poczucie własnego miejsca we wszechświecie, tyle, że bardzo często powoduje antagonizmy - tworzy tożsamość, ale na zasadzie plemiennej. Pamiętam badanie, które pokazuje, że moralność nauczana przez wiele religii na przestrzeni dziejów odnosiła się raczej do swoich niż obcych. Nie jest jednak tak, że alternatywą dla niej jest hedonizm. Humanistyczne poczucie odpowiedzialności za ludzkość i świat, niezależnie od boskiego fanklubu do którego należy dany człowiek może być równie silnym spoiwem.

    Także: unitarianie uniwersalistyczni którzy mają swoją religię właściwie dla poczucia wspólnoty. Czemu nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS. Zdjęcie urzeka. Sprawdź koniecznie podpis u źródła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Użyłem niestety skrótu myślowego. Nie chciałem dychotomizować. Ale wiadomo, że któraś grupa musi dominować, a nie będą to raczej czujący się odpowiedzialni za losy świata ateiści/agnostycy tylko albo religijni ludzie , albo hedoniści. Już pomijając kolejne ekstremum czyli antyteistów. Centrum nie jest w modzie ;)

    Moje obawy budzi hedonistyczny transhumanizm - vide tematy znane z prozy Houellebecqa, Borg ze Star Treka albo bliższy rzeczywistości Kevin Warwick (człowiek-cyborg): http://www.youtube.com/watch?v=RB_l7SY_ngI

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhm, religia oferuje właśnie taki "transhumanizm", tylko w wydaniu mityczno-eschatologicznym i odłożony do zaświatu.

    Mnie interesuje co innego - nawet zakładając, że model się sprawdzi, to mówi on, jak rozumiem, że religie zorganizowane (w sensie instytucjonalny i "mempleksów") mogą zdechnąć, ale mnie sądzę by było to tożsame ze znikaniem postaw irracjonalistycznych. Może czeka nas przyszłość heterogenicznej, rozwodnionej, dyspersyjnej ideologicznie masy, gdzie każdy wierzy w co chce i w zależności od branych aktualnie tabletek i terapeuty?

    OdpowiedzUsuń
  6. Łukasz: No właśnie centrum od zawsze było, jest i będzie w modzie, zgodnie zresztą z rozkładem normalnym ;-).

    Sylwek: Religie jako wspólnotowe grupy wsparcia mogą zdechnąć natomiast słusznie zauważasz, że czymś zupełnie innym jest wszystko to co stoi za religijnością a nie jest plemienizmem. No i niby można odnieść wrażenie, że coraz mniej ludzi wierzy w co barwniejsze elementy wiary, przechodząc w stronę jakichś bliżej niesprecyzowanych bytów i uniwersalnych energii (to ostatnie zasłyszane), z drugiej tu i ówdzie żenująco mało ludzi ufa nauce. New Age i indywidualny synkretyzm to też już właściwie pieśń przeszłości, ale z moich anecdata (i w sumie badań sondażowych odnośnie poparcia poszczególnych elementów katolicyzmu) wynika, że dziś ludzie wierzą raczej na swój sposób.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Sylwek

    Dawno nie myślałem o religiach w kontekście transhumanistycznym, lecz masz zdecydowanie rację. Rozważania eschatologiczne pomijam jednak, jako że współczesna nauka nie może uczynić tego przedmiotem badań. Zresztą właśnie przez to, że u nich ten transhumanizm jest "odroczony" to nie religijnych ludzi się obawiam, a tych ekstremalnych hedonistów, którzy mogliby wprowadzić dyktat większości (modę) w życiu doczesnym. Jakkolwiek religijni ekstremiści są groźni to nie mają aspiracji podłączania chipów do systemu nerwowego, nie chcą także się bawić w tworzenie idealnego człowieka. Religia trzyma społeczeństwo w określonych ramach, obiecując nagrody po śmierci. Natomiast wizja nasycenia, dumy, orgazmu etc. na zawołanie....egoizm rozwali wspólnotę. Teraz bywa ona sztuczna, ale w przyszłości mogłaby być jeszcze sztuczniejsza.


    @saunterer

    Ale to troszkę nienaukowe podejście, wskazywanie na centrum dopiero post hoc. Wtedy często większość będzie w centrum. Dlatego odnosiłem się raczej do tych bardziej hipotetycznych skrajności, wychodząc stąd można więc dojść do wniosku, że centrum jako umiarkowane (definiowane jako takie a priori) poglądy np. w Polsce nie ma szans powodzenia.
    Tak, definicja centrum to wielkie wyzwanie ale chyba zgodzimy się tutaj wszyscy, że umiarkowane poglądy nie są takie: http://fronda.pl/news/czytaj/polakow_wiara_w_cuda

    Abstrahując od tego, iż rozkładem normalnym nie można opisać wszystkich fenomenów czy cech.

    OdpowiedzUsuń
  8. W ogóle nienaukowe jest nasze teoretyzowanie bez przyglądania się statystykom. A ja naprawdę nie widzę faktów przemawiających za tezą o tak silnej polaryzacji na jaką wskazujesz. Jeśli zarysujemy sobie kontinuum moje przekonania religijne w ogóle nie wpływają na moje zachowanie - moje przekonania religijne mają decydujący wpływ na moje zachowanie, upraszczając to pod określeniem praktykowana religijność, to jedną skrajność stanowią ludzie niereligijni, drugą religijni ekstremiści z których część mieszka w klasztorach. Statystyczny Polak znajduje się raczej po środku takiej skali:

    Wśród osób deklarujących się jako wierzące i głęboko wierzące 20-60% to osoby, które nie praktykują systematycznie. Na coniedzielną Mszę św. nieregularnie uczęszcza 25-75% osób deklarujących się jako wierzące i głęboko wierzące. Przynajmniej raz w roku przystępuje do spowiedzi 66-95% osób badanych z tej grupy, ale raz na kilka lat, lub wcale, przystępuje 4-28% z nich.
    Źródło

    Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, 91 proc. Polaków wierzy w istnienie Boga, 72 proc. w niebo, dwie trzecie w zmartwychwstanie, a 41 proc. w piekło. Poprawną wiedzę o Chrystusie, Bogu i człowieku, posiada niewiele ponad jedna czwarta.
    Źródło

    A w ogóle to polecam stosowny raport CBOS, którego konkluzje są takie:

    Na podstawie deklaracji można stwierdzić, że od początku lat dziewięćdziesiątych wiara mieszkańców największych aglomeracji pozostaje dość stabilna. Niezmiennie około 90% z tej grupy badanych uznaje się za wierzących, z czego mniej więcej co dziesiąty ocenia swoją wiarę jako głęboką. Kolejne 10% stanowią osoby – w swojej ocenie – raczej niewierzące i całkowicie niewierzące.
    [...]
    Mimo że od początku lat dziewięćdziesiątych deklaracje wiary w większości wyróżnionych przez nas grup uległy jedynie minimalnym wahaniom lub – co najwyżej – mało wyraźnie zarysowującym się trendom, stosunek do praktyk religijnych zmienił się dość istotnie – szczególnie w grupie najmłodszych badanych oraz wśród mieszkańców największych miast. Widoczny jest dość znaczny spadek liczby osób regularnie praktykujących, przybywa zaś tych, którzy jedynie okazjonalnie uczestniczą w nabożeństwach, mszach lub spotkaniach religijnych.
    [...]
    Trudno jednak na obecnym etapie jednoznacznie stwierdzić, czy mamy już do czynienia z odwrotem od religijności czy też nie (w większości przypadków trendy spadkowe dopiero się zarysowują). Wydaje się jednak, że jest to raczej skręt w kierunku bardziej zindywidualizowanej i jednocześnie mniej zinstytucjonalizowanej religijności, w której przeżywaniu coniedzielne uczestnictwo w mszy świętej nie jest obligatoryjne.


    A wiara w cuda i kapliczki Matek Boskich Polno-Łąkowych to chyba taka Polska specyfika. Ale jeszcze nie ekstremizm.

    - - -

    Poza tym, przekonanie o religijności podtrzymującej moralność to w zasadzie dawno obalony mit. Społeczeństwa głęboko religijne wcale nie są bardziej moralne i szczególnie niehedonistyczne, wydaje się wręcz, że religijność jest mechanizmem pojawiającym się na skutek dysfunkcjonalności społeczeństwa i stresu środowiskowego. Z Polakami jest zaś tak, donosi CBOS:

    Jak się okazuje, zasady moralne katolicyzmu za najlepszą i wystarczającą moralność uznaje jedynie co czwarty badany (24%). Stosunkowo największą grupę (37%) stanowią ci, według których zasady moralne katolicyzmu są słuszne, lecz nie ze wszystkimi z nich się zgadzają, a ponadto sądzą, że te, które są właściwe, nie wystarczają człowiekowi. Blisko jedna trzecia ankietowanych (30%, wśród katolików – 32%) twierdzi natomiast, że wszystkie zasady katolicyzmu są słuszne, jednak wobec skomplikowania życia trzeba je uzupełniać jakimiś innymi normami.

    OdpowiedzUsuń
  9. W tym tkwi problem, że to rozrysowanie kontinuum jest arbitralne, a przez to, że żaden z nas nie przeprowadził badań to nie przekonamy siebie nawzajem.

    "Poprawną wiedzę o Chrystusie, Bogu i człowieku, posiada niewiele ponad jedna czwarta" Ciekawe jak coś takiego operacjonalizują... Generalnie analizy statystyczne środowisk katolickich przypominają mi naiwne szkolne dychotomiczne diagramy kółeczkowe. Ale wyglądają chociaż pięknie, są takie kolorowe ;)

    Wydaje mi się, że muszę się wytłumaczyć. Mnie nie chodzi o to, co jest. A o to, co może być. Zwyczajne supozycje. Tak, religijność nie gwarantuje u poszczególnych osób moralnego prowadzenia się (wiemy poza tym jak bardzo to relatywny koncept), ale trzyma społeczeństwo - oczywiście nie perfekcyjnie. Natomiast ten mój wydumany przyszłościowy hedonizm może unicestwić społeczeństwo jako takie, bo kolektywność nie będzie nikogo obchodziła, o ile nie będzie środkiem do celu, czyli czerpania przyjemności. Proces takiej transformacji pewnie jednak trochę potrwa, zakładając że w ogóle może się to urzeczywistnić.

    Odchodząc na koniec od tego nieszczęsnego hedonizmu to spójrzmy na społeczeństwo polskie. Powszechność takich słówek jak "pokora", "pycha", "wina" czy "grzech pierworodny" w życiu codziennym. Ilu ludzi przez takie podejście traci wiele potencjalnych doświadczeń we własnym życiu. Może ma to też jakiś związek z naszą rozpoznawczą cechą narodową, czyli zawiścią. Np. przez to mesjanizowanie i umartwianie się stajemy się zawistni, albo chociaż jakaś interakcja z udziałem tych dwóch czynników...

    OdpowiedzUsuń
  10. W rzeczywistości wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu hedonistami, o tyle, że pragniemy tego czego pragniemy, nie tego czego nie-pragniemy.

    Dramatyzowanie, iż zmiany technologiczne i ingerencja w samo ciało, geny i umysł będą złe, tylko dlatego, iż sterowana będzie jak wszytko inne przez poszukiwanie tego, co się pożąda jest raczej bezpodstawne.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Sylwek

    Altruizm istnieje czy nie? Poświęcenie życia dla innej osoby także jest hedonizmem?

    Możemy się kręcić w kółeczko stwierdzając, iż zawsze będziemy hedonistami. Ale jednak można swoje hedonistyczne cele przedefiniować i w konsekwencji czerpać przyjemność z pomagania innym, rozmawiania, czytania, biegania, oglądania itd. Moim zdaniem nie jesteśmy wszyscy takimi samymi hedonistami. I z tego wywodzę tę bezpodstawną obawę.

    Możliwe, iż inaczej definiujemy hedonizm, stąd twój zarzut. Czy osiąganie przyjemności jest jedynym celem człowieka? A może po prostu najważniejszym? Albo tylko jednym z wielu?

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.