sobota, 12 listopada 2011

nie dbam o protest, jestem tu tylko z powodu nierówności

Warszawa powoli otrząsa się po przemarszach związanych z datą 11.11. Wynikłe z nich zamieszki i starcia z policją skłoniły niektórych polityków do rozważań nad zmianą prawa o zgromadzeń, poprzez wprowadzenie zakazu zasłaniania twarzy. Szczególnie skrupulatnej ocenie poddawana jest w takich sytuacjach praca służb porządkowych, na których spoczywa ogromna odpowiedzialność i które prędzej czy później spotkają się z krytyką. Manifestanci z lewa i prawa oskarżają się wzajemnie o doprowadzenie do eskalacji przemocy. Przypuszczalnie nieliczni uczestnicy marszów wybrali się na warszawskie ulice z zamiarem wszczęcia zadym, spodziewali się ich jednak chyba wszyscy. Rozruchy wokół Święta Niepodległości wpisują się w płynące z całego świata doniesienia o niepokojach społecznych znajdujących swoje ujście w przemocy do jakiej dochodzi na ulicach miast. Co ma na ten temat do powiedzenia psychologia ewolucyjna?

Profesor Zbigniew Nęcki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, psycholog społeczny, nazywa zamieszki skrajnym przejawem frustracji i niezadowolenia niektórych grup ze swojej sytuacji życiowej, skierowanym wobec domniemanych wrogów ideologicznych; przywołuje tym samym sytuację jaka miała miejsce w Niemczech w latach 30. Wiele badań rzeczywiście wskazuje na wzrost nastrojów ksenofobicznych i nacjonalistycznych w obecności zagrożenia. Wydaje się to mieć pewne uzasadnienie ewolucyjne, gdyż postępowanie takie spaja społeczność i pozwala skuteczniej stawiać czoła przeciwnościom losu. Dlaczego jednak, niezależnie od szerokości geograficznej, mielibyśmy wszczynać rozruchy na ulicach własnych miast i podpalać policyjne radiowozy, w sytuacji, gdy nieliczni z nas gotowi byliby dokonać czegoś takiego na co dzień? Czy taka jest nasza natura?

Potocznym wyjaśnieniem tego fenomenu jest tzw. mentalność tłumu. Powszechnie uważa się, że ludzie wchodzący w skład dużej zbiorowości, na skutek anonimowości, tracą w krytycznych momentach swoją tożsamość, ulegając ostatecznemu zezwierzęceniu, funkcjonując w niemal hipnotycznym transie i myśląc jednakowo, bezkrytycznie zarażając się swoimi postawami, stając się jednocześnie szczególnie podatnymi na wpływ charyzmatycznych złoczyńców. W miejsce indywidualnych racjonalnych umysłów pojawia się mityczny umysł grupowy, funkcjonujący w oparciu o najbardziej pierwotne instynkty, żądny krwi i przemocy. Przekonania te wywodzą się jeszcze z XIX wieku, szczególnie spopularyzowała je Psychologia tłumu, Gustawa Le Bon, jakoby jedna z ulubionych lektur Adolfa Hitlera i Benito Mussoliniego. Uważa się, że książka ta jest najczęściej czytanym tekstem dotyczącym zagadnień psychologii społecznej, wciąż stanowiąc podstawę myślenia o zbiorowościach ludzkich, pośrednio będąc tym samym źródłem wytycznych dla służb porządkowych. Problem polega na tym, że ma ona niewiele wspólnego z nauką a zawarte z niej stwierdzenia zostały negatywnie zweryfikowane.

Przede wszystkim, w gwałtownych erupcjach społecznego niezadowolenia, przed którymi drży każda władza od zarania dziejów, tkwi pewna racjonalność. Nie biorą się one znikąd i nie można ich zrozumieć nie biorąc pod uwagę społecznego kontekstu - zazwyczaj stanowią one odpowiedź na specyficzne warunki i posunięcia ze strony rządzących, o czym przekonać się mogło ostatnimi czasy już trzech dyktatorów świata arabskiego. Po drugie, dane empiryczne, zebrane w obejmującej 60 badań meta-analizie, nie tylko nie wykazały istnienia stanu psychologicznego znanego jako deindywiduacja (utrata tożsamości w obrębie tłumu i wynikający z tego stan zdjęcia uwagi z siebie samego, skutkujący dopuszczaniem się inaczej niewyobrażalnych czynów), niewiele wskazuje również na to, że rozhamowanie i łamanie norm miałoby być częstsze w ramach zgromadzeń gwarantujących anonimowość. Prawda jest znacznie bardziej przewrotna - okazuje się, że bycie częścią grupy skłania nas do większego przyswojenia sobie norm grupowych, skłaniając nas do zachowań, które przypisujemy grupie, której częścią właśnie jesteśmy. Działa to w dwie strony - badani są bardziej niż przeciętnie agresywni w strojach Ku-Klux-Klanu i mniej niż przeciętnie agresywni w strojach pielęgniarek.

Wiodącym w psychologii (ale niekoniecznie w praktyce społecznej) sposobem opisu zachowania tłumów jest obecnie Elaborated Social Identity Model, wielką rolę sprawczą przypisujący bieżącemu poczuciu przynależności grupowej. O ile każdy z nas stanowi relatywnie racjonalną jednostkę, w pewnych sytuacjach ewolucyjna mądrość skłania nas do zachowania większej spójności z grupą, do której należymy. Nie tyle tracimy tożsamość, co nasza uwaga przenosi się wtedy na tę jej część, która składa się na tożsamość zbiorową. Liderami stają się w tej sytuacji jednostki wyraźnie ucieleśniające grupowe wartości i ideologie - ewidentnie swoi. Działanie wszyscy za jednego przyniosło nam ewolucyjny sukces, pozwalając na bezprecedensową kooperację, w wielu sytuacjach okazuje się jednak obracać przeciwko nam, zwłaszcza teraz, gdy społeczności w których żyjemy stały się znacznie bardziej zróżnicowane niż w kiedykolwiek w naszej ewolucyjnej przeszłości. O ile właściwie wiemy już dlaczego w sytuacjach kryzysowych zachowujemy się tak, jak zachowujemy, pewną zagadkę stanowi powód, dla którego w ogóle zaczynamy zamieszki. Raz jeszcze z pomocą przychodzi nam tu nie tylko przyjrzenie się naszej własnej krwawej historii, ale i obserwacja naszych włochatych kuzynów.

Wiele badań przeprowadzonych na innych naczelnych pokazało, że sytuacja niezaspokojenia najprostszych potrzeb skutkuje wzrostem agresji i zachowań antyspołecznych. Małe zróżnicowanie dostępnego pokarmu, nadmierny wzrost liczebności populacji, duży odsetek występujących w niej obcych i brak dostępu do samic powodują, że małpy stają się agresywne i przejawiają zachowania antyspołeczne. Szczególnie krwawym przykładem była masakra jaka rozpoczęła się w 1930 roku w małpiarni londyńskiego zoo. W wyniku brutalnego konfliktu zwaśnionych stronnictw, populacja 140 przewiezionych tam pawianów płaszczowych, zredukowana została do 46 osobników. Ginęły zwłaszcza samce, jatka zaczęła się zaś, gdy młody uzurpator porwał samicę związaną z przywódcą stada. Małpy żyjące na wolności nie są oczywiście niewiniątkami, nigdy wcześniej i później nie spotkano się jednak wśród pawianów z taką brutalnością, co pozwala przypuszczać, że istotną rolę odegrało tutaj życie w niewoli, na wyjątkowo ciasnej (i według dzisiejszych standardów niehumanitarnej) przestrzeni, uniemożliwiające swobodną wymianę osobników w populacji. Nietrudno tutaj o skojarzenie z wojną trojańską i słuszne skądinąd spostrzeżenie, że ludzi także to dotyczy.

Szczególnie istotne znaczenie wydaje się mieć dostęp do zasobów żywnościowych. W pewnym z badań, zwiększenie ilości pokarmu o 25% zredukowało zachowania agresywne o połowę w populacji makaków, co więcej jednak, zachowanie zwykłego poziomu przy jednoczesnym umożliwieniu dominującym osobnikom zmonopolizowania dostępu doń, spowodowało trzykrotny wzrost poziomu agresji. Nie inaczej jest w naszym wypadku. Analiza cen żywności i rozruchów społecznych w XVII-wiecznej Anglii wskazuje na pewną korelację, podobne zależności udało się także dostrzec w wypadku arabskiej wiosny. Współczesna Anglia również doświadczyła rozruchów, w czasie, gdy konserwatywna partia rządząca rozpoczęła wprowadzanie oszczędności (dotykających np. studentów, którzy nie omieszkali wyjść na ulice) a ceny np. chleba wzrosły do niespotykanych poziomów. Szczególnie istotny w wypadku Wielkiej Brytanii wydaje się być poziom nierówności społecznych, bardzo wysoki na tle innych krajów Europy, najwyższy od czasów niewolnictwa. Interaktywna mapa łącząca poziom nierówności społecznych poszczególnych dzielnic Londynu z lokalizacją zamieszek dość wyraźnie pokazuje, że rejony najbardziej dotknięte ubóstwem najbardziej ucierpiały w wyniku zamieszek.

Bardzo istotnym wątkiem wydaje się również nasz obecny sposób radzenia sobie z przejawami nieprawidłowości w funkcjonowaniu społeczności jaką są rozruchy. Oddziały specjalne policji mające za zadanie pacyfikować zamieszki mogą być katalizatorem wyzwalającym agresję wśród ludzi, którzy inaczej nie posunęliby się do czynów zabronionych prawem. Analiza europejskich przypadków starć demonstrantów z policją pokazuje, że kluczowym czynnikiem powodującym wybuch agresji jest stosowanie środków przymusu bezpośredniego, bez rozróżniania na winnych i niewinnych, czyli, najprościej rzecz ujmując, np. pałowanie tłumu. Zgodnie ze wspomnianym wcześniej modelem ESIM, pokojowo nastawieni uczestnicy demonstracji, widząc, iż ich towarzysze są bezpodstawnie atakowani, skupiają się na grupowym aspekcie swojej tożsamości, jako członków grupy zagrożonej, postrzegając opłacanych z ich podatków stróżów porządku jako wrogów, odbierających obiektywnie należne im prawo do pokojowego demonstrowania. Tworząca się w ten sposób solidarność daje agresywnym uczestnikom zgromadzenia przyzwolenie na ich zachowanie. Mechanizm ten mógłby poprowadzić na barykady nawet słuchaczy uniwersytetu trzeciego wieku, wystarczyłaby pewnie odrobina inicjatywy ze strony policji. Wydaje się to dość oczywiste, tym niemniej myślenie to wydaje się być nieobecne w ustalaniu zasad jakimi kierują się służby mundurowe przy zapewnianiu bezpieczeństwa zgromadzeń, nierzadko bowiem są one nastawione konfrontacyjnie nawet wobec braku zagrożenia (jak w wypadku protestów podczas szczytu G20 w Londynie, w 2009 roku).

Przygotowany na zlecenie Her Majesty's Inspectorate of Constabulary, brytyjskiej instytucji sprawującej nadzór nad siłami policyjnymi, raport Crowd Psychology & Public Order Publishing pokazał, że w nauczaniu służb porządkowych dominuje archaiczne myślenie o psychologii tłumów, przypuszczalnie skutkujące eskalacją rozruchów, które mogłyby w innym wypadku zakończyć się bardziej pokojowo. Autorzy raportu uważają, że taka właśnie sytuacja miała miejsce w marcu 1990 w Londynie, gdzie podjęto decyzję o przepędzeniu pokojowo demonstrujących przeciwko nowym podatkom. W oparciu o doświadczenia płynące z tych i innych brutalnych pacyfikacji tłumów, na gruncie ESIM, naukowcy przygotowali wytyczne dla służb porządkowych, mające na celu skuteczną interakcję z tłumem i reagowanie na agresywne zachowania niektórych uczestników.

Kluczowe znaczenie odgrywa postrzeganie interwencji policji jako uprawnionej w oczach demonstrantów. Podstawowym założeniem jest zatem edukacja funkcjonariuszy w zakresie tych zamierzeń protestujących, które są uzasadnione w porządku prawnym i ich facylitowanie, komunikacja i współpraca z tłumem tak długo, jak to możliwe. Oznacza to, że dopiero łamanie prawa powinno stanowić powód do stosowania środków przymusu, jego prewencyjne zastosowanie łatwo może wymknąć się spod kontroli (tak jak spędzanie ludzi w jedno miejsce, np. plac, w ramach tzw. taktyki kotła, stosowane coraz powszechniej). Użycie siły wobec agresywnych demonstrantów, jako ostateczność, powinno być maksymalnie możliwie precyzyjne i pod żadnym pozorem nie powinno dotykać pokojowo nastawionych uczestników zdarzenia. Brzmi to banalnie i idyllicznie zarazem. Badacze opisują jednak przykład organizacji bezpieczeństwa w czasie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, odbywających się w Portugalii w 2004 roku, rozegranych właściwie bez większych incydentów - w oficjalnych oświadczeniach mówiło się nawet o tym, że funkcjonariusze ani razu nie sięgnęli po pałkę, mimo, iż zdarzały się mecze wysokiego ryzyka.

Na ich potrzeby przygotowano wytyczne, którymi kierowały się stosowne instytucje. Służby porządkowe przeprowadziły gruntowne rozpoznanie kultury kibiców, z którą będą mieć do czynienia, wyszukując jednostki potencjalnie groźne, obserwując je szczególnie bacznie w czasie mistrzostw. W celu legitymizacji porządkowej roli policji, konsultowano z reprezentantami środowisk kibiców jakie zachowania będą tolerowane a jakie nie. Obecność służb porządkowych na arenach rozgrywek nie rzucała się w oczy, funkcjonariusze przechadzali się pośród tłumów w niewielkich grupach, w codziennych mundurach z pałkami (w pochwach) lub zwykłym ubraniu, bez rynsztunku używanego podczas zamieszek. Policjanci mieli za zadanie nawiązywanie komunikacji z fanami i utrzymywanie pozytywnych relacji, poprzez uśmiechy, wyrażanie zgody na pozowanie do zdjęć i bycie na bieżąco z ich poczynaniami. W sytuacjach potencjalnego ryzyka, policjanci mieli wyłuskiwać i wyraźnie wskazywać winnych, a także powody swojej reakcji, pozwalając reszcie uczestników zajścia na opuszczenie miejsca zdarzenia. Gdyby te środki nie okazały się wystarczające, w odwodzie czekały jednostki kontroli tłumu, wyposażone w zwyczajowe środki, takie jak gumowe kule i armatki wodne. Bardzo dbano jednak o to, by do ostatniego momentu pozostawały one niewidoczne, podkreślając, iż użycie siły wobec ogółu protestujących jest zupełną ostatecznością i najprawdopodobniej przyczyni się do eskalacji przemocy. Badacze podkreślają, że model, implementowany w coraz większej liczbie jednostek policyjnych w Europie, dzięki rekomendacji niektórych europejskich organizacji zrzeszających sił porządkowe z różnych krajów, sprawdził się doskonale także w innych sytuacjach.


grafika:
CC-BY-NC-ND Milkwooders 
CC-BY J. Narrin
kadr z filmu Rise of the Planet of the Apes
zdjęcie własne, graffiti z ulic Poznania 
Banksy 

Źródło:
Hoggett, J., & Stott, C. (2010). Crowd psychology, public order police training and the policing of football crowds Policing. An International Journal of Police Strategies & Management, 33 (2), 218-235 DOI: 10.1108/13639511011044858
Johnson, E. M. (2011). Freedom to Riot: On the Evolution of Collective Violence. Scientific American. Pobrano 11.11.2011 http://blogs.scientificamerican.com/primate-diaries/2011/09/06/freedom-to-riot/

6 komentarzy:

  1. Bardzo interesująca analiza i oby tylko te wsparte nauką wnioski, z resztą dość proste i logiczne - żeby policja zawsze zachowywała się mądrze, były realizowane w naszej rodzimej polityce miastowej.

    Aczkolwiek jednocześnie przyznaję, że trochę się zawiodłem. Tytuł sugerował notkę bardziej opiniową (i zarazem opiniotwórczą), a przyznaję, że chętnie bym taką przeczytał, bo naprawdę nie wiem co sam powinienem myśleć o tych dziwacznych warszawskich wydarzeniach. Wszak 11 listopada przede wszystkim należy objadać się rogalami. Tymczasem nie rozumiem nic, może prócz dość bezczelnej myśli, że po jednej i drugiej strony, prócz zwykłych ludzi, musieli stać też idioci.

    OdpowiedzUsuń
  2. MHO w skrócie wygląda tak, że:
    Marsz niepodległości jest używany przez środowiska skrajnie prawicowe do wybielania wizerunku, moją opinię o przynależności państwowej i jej celebrowaniu prawdopodobnie znasz. Intelektualnie rozumiem przyczynę zjawiska patriotyzmu, nie podzielam. Szowinistyczna skrajna prawica podnosi głowę w Europie Środkowej i nie tylko, co jest zrozumiałe w obecnej sytuacji (patrz wpis), aczkolwiek wciąż zatrważające i napawa mnie obrzydzeniem. Trudno mi pozostać wobec tego obojętnym, nie wierzę z kolei, że blokowanie marszu jest skutecznym środkiem zaradczym, podobnie jak walki Antify z ONR (nie wiem, co jest, przyznaję). Gdybym mógł poszedłbym na Kolorową Niepodległą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Liliac dziękuję za uznanie dla mojego artykułu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za link do mojego artykułu. Napisałeś, doskonałą analizę.

    - Eric

    OdpowiedzUsuń
  5. I'm so glad you liked it! I'm an avid reader of your column at Scientific American!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma deindywiduacji? To na czym będzie teraz Zimbardo zarabiać pieniążki?

    Myślę, że stosowanie optymalnych reguł przez służby porządkowe nie jest takie łatwe, wszak ich także dotyczą fenomeny grupowe. Jeżeli poczują się zagrożeni, obrażeni to nieszczęście gotowe. Chyba, że zinternalizują te nakazy... lecz i tak nie będzie można wykluczyć jednostkowych błędów, które mogą być tragiczne w skutkach. Faktycznie jednak możemy zmniejszyć prawdopodobieństwo występowania takich wypadków.

    Ujarzmić grupę - to dopiero wyzwanie!

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.