środa, 31 marca 2010

EPOV. A u was biją długowłosych

Zakończyła się tegoroczna, dziesiąta już, edycja ponoć największego w Polsce konwentu fantastyki Pyrkon, w której miałem niebywałą przyjemność uczestniczyć, przede wszystkim w bloku gwiezdno-wojennym, przygotowanym m.in. przy udziale załogi SWFSW. Impreza odbywała się w budynkach szkół zlokalizowanych w nie cieszącej się najlepszą sławą poznańskiej dzielnicy Dębiec (HIC SUND DRACONES), co w oczywisty sposób wiązało się z narażaniem życia i zdrowia uczestników konwentu. I rzeczywiście, co najmniej jednego z nich pobito, bez większego powodu. Najszczersze wyrazy współczucia, Lekt. 

Tak po prostu napadnięto człowieka i spowodowano dość poważne obrażenia jego ciała. Dlaczego, czy przemoc w mediach i brutalne gry komputerowe to sprawiły?


W psychologii znany jest termin "syndromu młodego mężczyzny". To właśnie młode samce gatunku H. sapiens sapiens najchętniej uciekają się do aktów agresji, często z użyciem niebezpiecznych narzędzi, oddają się ryzykownym rozrywkom i poddając swoje możliwości próbie niejednokrotnie ocierają się o śmierć w postaci przydrożnego drzewa czy mijanego samochodu (tak, młodzi kierowcy to zagrożenie i nie można temu zaprzeczyć). To oni najchętniej wszczynają burdy w czasie rytuałów godowych na dyskotekach i w barach, to oni popełniają najwięcej przestępstw i to oni są najbardziej zagrożeni śmiercią.

No tak, ale dlaczego. Otóż mężczyźni ci właśnie wkraczają na rynek matrymonialny - ledwie stają u początku długiej drogi poszukiwania sensu życia do odniesienia sukcesu reprodukcyjnego, a już stawiać muszą czoła starszym mężczyznom, obeznanym w rządzących nim regułach i, co gorsza, posiadającym już najczęściej wyższy status społeczny (a.k.a.: czego pragną kobiety). Podejmowane ryzyko, udział w *sportach ekstremalnych i akty agresji służą zdobywaniu punktów respektu (bo ten, jak wiadomo, jest wszystkim) i poszukiwaniu uznania młodych kobiet. Nie od dziś wiadomo bowiem również, iż mężczyźni skłonni są do większego ryzyka w obecności kobiet atrakcyjnych.

Spójrzcie tylko na moje geny!

Doskonale widać to na przykładzie zachowań *kibiców. W tej sytuacji, podobnie jak u innych małp naczelnych, walka niekoniecznie prowadzić ma do fizycznego wyniszczenia przeciwnika a raczej do skutecznego pokazu siły i zaznaczenia własnej dominacji, na przykład poprzez przepędzanie przeciwników z własnego terytorium, zaznaczenie swojej obecności (kiedyś przez oddanie moczu, dziś przez rezultat postępu kulturowego - wlepki na przystankach i graffiti) na terytorium konkurencji. Wrzaski, pełne wściekłości okrzyki i wyzwiska poniżające przeciwnika są w tej sytuacji odpowiednikiem wrzasków wydawanych np. przez szympansy, czy koczkodany.
Wiele mówi się także, iż potrzeba określenia własnego statusu poprzez ryzykowne zachowania popycha młodych ludzi do wchodzenia w konflikt z prawem i, w połączeniu z silną potrzebą identyfikacji z grupą, tworzenia gangów młodzieżowych. Młodzi mężczyźni ryzykujący życiem są zatem szympansami atakującymi samca alfa w stadzie, by uzyskać dostęp do jego samic.

Ale dlaczego przemoc wobec zwykłych ludzi? Badania pokazują, iż agresja w miejscach publicznych jest bardzo często i silnie skorelowana z biedą, społecznym wykluczeniem, brakiem wykształcenia i w konsekwencji brakiem perspektyw. Ci młodzi mężczyźni nie mają potencjalnym partnerkom niczego do zaoferowania i nie są w stanie wykazać swojej wartości na żadnej innej płaszczyźnie. Ponieważ w tej sytuacji są oni na samym starcie de facto wykluczeni z rywalizacji na rynku matrymonialnym przy użyciu społecznie usankcjonowanych metod, uciekają się do jedynych znanych i dostępnych im środków, w dodatku podpowiadanych im przez ewolucyjnie wbudowane w ich mózgi mechanizmy (przypuszczalnie również wywoływanych przez wzorce kulturowe - przemoc w mediach), żeby uzyskać reputację.

A my stajemy się ich ofiarami.

Co więc robić, by nie mieć do czynienia z ewolucyjnie ukształtowanymi (co oznacza, iż dostatecznie długo takie postępowanie było skuteczne, a zatem wywierało odpowiednie wrażenie na kobietach) mechanizmów dobierania się w pary? To nic odkrywczego - mądrość ewolucyjna mówi nam, iż nie warto kusić losu i pewnych sytuacji najzwyczajniej w świecie unikać, gdyż istnieje duże prawdopodobieństwo, że prototypowe bodźce wyzwolą stosowne do sytuacji mechanizmy. Chodzi tu o okoliczności wskazujące na możliwość zaistnienia bezpośredniej konfrontacji, jednocześnie bycie dobrym celem (czyli np. ustępowanie konkurentowi na płaszczyźnie fizycznej przy jednoczesnym przewyższaniu pod innym względem - materialnym, statusowym, intelektualnym) i zbiorowiska młodych mężczyzn, którzy po prostu nie są w stanie nie demonstrować sobie wzajemnie swojego statusu przy nadarzających się okazjach. Kolejnym istotnym czynnikiem jest akt naruszania terytorium (ośki czy też dzielni) a także obecność w pobliżu samic tego samego gatunku.


10 komentarzy:

  1. przypuszczalnie również wywoływanych przez wzorce kulturowe - przemoc w mediach

    No właśnie jak jest z tą przemocą w mediach i zachowaniem ludzi?
    O ile pamiętam według Pinkera ('Tabula rasa') badania stwierdzają brak korelacji albo lekką ujemną korelację, natomiast M. Spitzer ('Jak uczy się mózg') twierdzi co innego.
    Podobnie sprzeczne dane są jeśli chodzi o kwestie nowe vs stare (znane), np. G. Marcus (Prowizorka w mózgu) zwraca uwagę że ludzie wolą znane rzeczy (np. stare przeboje niż muzyczne nowości, niechęć do zmiany poglądów), z kolei Łysakowski akcentuje coś przeciwnego: Mózgowe centrum ciekawości. Moim zdaniem obaj mają dużo racji, ale upraszczają, zainteresowanie nowościami zależy m.in. od wieku i przede wszystkim od specyfiki danego osobnika (indywidualne skłonności, zainteresowania), a także od charakteru tejże nowości i 'zawartości nowego' np. meloman w odróżnieniu od tego kto słucha od czasu do czasu tego co puszczą w TV będzie poszukiwał nowej muzyki, ale częściej będzie szukał znanych stylów/gatunków lub podobnych niż czegoś zupełnie nowego (Pinker uważa że jeśli chodzi o sztukę trzeba umiejętnie łączyć nowe i stare, aby nie przesadzić w jedną lub drugą stronę).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to zwykle bywa, to zależy kogo pytasz. Agresja to złożone i wieloczynnikowe zjawisko i istnieje kilka roszczących sobie wyłączność teorii wyjaśniających jej pochodzenie. Nie ma wyjścia jak tylko syntezować (pamiętając o prymacie psychologii ewolucyjnej ;-)) - istnieją w nas wrodzone popędy do reagowania, które w określonych sytuacjach (np. frustracji), w określonych warunkach (wyższa temperatura, większy ścisk) i przy odpowiedniej poznawczej obróbce mogą zaowocować zachowaniem agresywnym, nie bez związku są też otrzymane w tej kwestii wzmocnienia i możliwe, że obserwowane wzorce. Innymi słowy, najprawdopodobniej, przemoc w mediach może dołożyć się do posiadanych predyspozycji i okoliczności. Sama w sobie prawdopodobnie (metaanalizy o których czytałem też świadczyły raczej na korzyść mediów) nie jest źródłem. Z drugiej strony (moim zdaniem źle skonstruowany) eksperyment Bandury, zwolennika teorii społecznego uczenia się i np. efekt Wertera, czyli wzrost liczby samobójstw po relacjonowaniu samobójstw (nawet niekoniecznie celebrytów) w mediach.

    No właśnie, dotykasz sedna sprawy. Nasza psychika wcale nie musi być piękna w swej prostocie i większości przypadków obie strony mają część racji (a procent wyjaśnianej wariancji w naukach społecznych uzyskiwany w badaniach rzadko przekracza 40). Nie jest tak, że jesteśmy tylko skłonni do ryzyka i w stronę nowości albo tylko konserwatywni i zachowawczy, to oczywiste - to zależy (jedno z podstawowych pojęć psychologii).

    Ciekawy tekst Łysakowskiego, polecam też zoologiczne spojrzenie D. Morrisa w Nagiej małpie (rozdz. 4). Po przeciwnej stronie barykady są badania wskazujące na awersję do ryzyka i niechęć do straty, zwłaszcza w ekonomii. Najprawdopodobniej wpływ ma to, czym operujemy, jakieś cechy indywidualne, fazy księżyca i takie tam - różni ludzie w różnych sytuacjach zachowują się różnie ;-).

    Stare poglądy zmieniamy trudniej, bo im dłużej je wyznajemy, tym silniejsze mają odbicie w sieci połączeń nerwowych.

    OdpowiedzUsuń
  3. istnieje kilka roszczących sobie wyłączność teorii wyjaśniających jej pochodzenie
    Innymi słowy, najprawdopodobniej, przemoc w mediach może dołożyć się do posiadanych predyspozycji i okoliczności.


    Jasne że teorii jest sporo i ludzie są różni, ale mi chodzi po prostu o to co mówi statystyka (np. jaki, średnio rzecz biorąc, jest wpływ przemocy w mediach (i jak mierzy/matematyzuje się ten wpływ) na społeczeństwo i sprecyzowanie o jakie konkretnie społeczeństwo chodzi np. 'biedne/bogate' itd.) - wyjaśnienie obserwowanych zależności to inna bajka.
    W popularnych książkach lub czasopismach często przedstawia się wyniki 'pomiarów' bez wnikania w metodologię i różne parametry, jakby to były jakiś uniwersalne prawidłowości, co jest dość irytujące.

    procent wyjaśnianej wariancji w naukach społecznych uzyskiwany w badaniach rzadko przekracza 40)

    Mam trochę do czynienia ze statystyką (podstawy) w fizyce, ale chętnie się dowiem jak tego używa się w psychologii :)

    fazy księżyca
    Chodzi o coś takiego? Dzięki temu wideo przekonałem się jak wielka jest moja naiwność - jak w studio pojawili się pani astrolog i pan doktor, pomyślałem że będzie coś w stylu Both Sides, a tymczasem była synchronizacja półkul mózgowych, harmonizacja aur i nadawanie na tych samych falach.
    ---
    O sensie życia i małpach

    OdpowiedzUsuń
  4. Sęk właśnie w tym, że bardzo często badania przeprowadzane w kontekście różnych teorii dają wyniki świadczące na ich korzyść. Może jest w tym jakiś udział publication bias.
    Średnia z wyników jest mało miarodajnym wskaźnikiem i właśnie dlatego - jak sam zauważasz, konieczne jest uszczegółowienie danych. Przykładowe badanie longitudinalne (Huesmann, 2003; w drugim wyniku link do pełnego pdf), akurat wykazujące związek pomiędzy oglądaniem telewizji w dzieciństwie a przejawami agresji w dorosłym życiu. Najpierw przez dwa lata monitorowano czas spędzany przed odbiornikiem dla pierwszo- i trzecioklasistów, po 15 latach poproszono ich o samoopis a ich bliskich o relacje. Model matematyczny w publikacji.

    Takie rzeczy najlepiej sprawdzać w oryginalnych publikacjach których pełno po sieci i czasem można do nich dotrzeć wrzucając tytuł w Google. Zupełnie inną bajką jest dostęp do baz artykułów, najczęściej płatny, czasem opłacany przez uczelnię ;-).

    Proponuję Ci poczytać np. prezentacje PPT z wykładów ze statystyki z których korzysta mój wykładowca lub pierwszy rozdział jakiegoś akademickiego podręcznika psychologii ;-).

    Fazy księżyca to tylko taki inside joke. Przy takiej współzależności zmiennych jaką obserwuje się w psychologii i zamiłowaniu do stwierdzenia to zależy nie sposób się czasem powstrzymać. O ile mi wiadomo jednak, Księżyc raczej nie ma wpływu na nasze zachowanie; choć na przykład na moim uniwersytecie naucza się przedmiotu biokomunikacja z kosmoekologią. Mam jakieś problemy z wczytaniem filmu, ale domyślam się o czym mogli tam opowiadać. Pani doktor czego?

    The Onion jak zwykle nie zawodzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki.

    Fazy księżyca to tylko taki inside joke.
    Przecież wiem ;)

    Pani doktor czego?
    Pani astrolog i pan doktor, znaczy lekarz-internista, ale z zamiłowaniem do czarów-marów.

    na moim uniwersytecie naucza się przedmiotu biokomunikacja z kosmoekologią.
    Na uniwersytetach zdarza się że uczą dziwnych rzeczy: homeopatia na medycynie czy farmacji (były jakieś teksty na Racjonaliście), kinezjologia, Hellinger, NLP na psychologii (Witkowski), albo to.

    Stare poglądy zmieniamy trudniej, bo im dłużej je wyznajemy, tym silniejsze mają odbicie w sieci połączeń nerwowych.
    Rozumiem że chodzi pośrednio o czas - upraszczając, nieprzerwany strumień danych jest na bieżąco filtrowany, obrabiany i wbudowywany do 'sieci', przy czym informacje są interpretowane i oceniane w oparciu o dotychczasowy 'obraz świata' - w miarę upływu czasu sieć połączeń nerwowych się rozrasta - obraz świata jest coraz bardziej kompletny, poukładany, skomplikowany i odporny na znaczne zmiany - ciężko zmienić *istotne* przekonania, bo robi się burdel w metafizyce. Dobrze?

    Both Sides
    Homeopathy vs Science - a Metaphor

    Komentarz do eksperymentu z gorylem

    OdpowiedzUsuń
  6. znaczy lekarz-internista, ale z zamiłowaniem do czarów-marów.
    Jeśli nie próbuje w ten sposób leczyć ludzi, to nie jest tak tragicznie - w sumie to jest jego brocha. Poza tym, jak o tym pomyśleć, w medycynie wykorzystuje się naukę, ale czy to nie jest raczej tak, że tak naprawdę sama w sobie jest raczej techne niż episteme?
    Z drugiej strony, dowiedziałem się ostatnio o lekarzu rodzinnym, który przystawia pieczątkę "lekarz-hompeopata".

    Na uniwersytetach zdarza się że uczą dziwnych rzeczy [...]
    Miałem małą traumę po Witkowskim. Z drugiej strony niesławny Freud, którego wciska się w ramach przedmiotu psychologia na kierunkach niepsychologicznych i mniej lub bardziej otwarcie lansuje na psychologii jako takiej.

    Dobrze?
    Dobrze ;-). Całkiem niedawno pisałem o wpływie przekonań na rozwiązywanie zadań - niby nic odkrywczego, ale kiedy decydujemy o czymś na temat czego mamy jakąś wiedzę, aktywuje nam się pamięć długotrwała, siłą rzeczy odwołujemy się do tego, co wiemy i w tym kontekście operujemy. I wszystkie te pomniejsze efekty wpływu doświadczenia i wiedzy na to, co odczytujemy ze świata. "W głowie mi się to nie mieści" to całkiem zgrabna metafora. Pisali o o tym Newberg i Waldman w Born to Believe, ale nie mam teraz dostępu do książki.

    @linijka
    Tak, piękne. Dobrze, że zalinkowałeś, będzie pod ręką w razie potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet jeśli chodzi o homeopatię, to faktycznie pół biedy - woda czy cukrowe granulki nikomu nie zaszkodzą (jeśli stosuje się je obok konwencjonalnych medykamentów), tylko kasy na placebo szkoda, więc trzeba zainteresować się co takiego przepisuje lekarz.

    w medycynie wykorzystuje się naukę, ale czy to nie jest raczej tak, że tak naprawdę sama w sobie jest raczej techne niż episteme?
    Cóż, ja uznaję tylko evidence-based medicine, tak jak przy budowie domów, dróg i mostów uznaję tylko inżynierię opartą na nauce - stosowanie się do zasad feng shui, czy instalowanie odpromienników i innych takich uważam za całkowicie zbędne. Oczywiście jest jeszcze kwestia estetyki, ale tutaj nauka też ma coś do powiedzenia ;)
    ---
    Pewnie znasz, ale za każdym razem kiedy oglądam bawi mnie jakbym widział pierwszy raz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałem o pomysłach by mniej groźne choroby i dolegliwości leczyć u dzieci (i nie tylko) właśnie przy pomocy placebo (a było to przy okazji wykazywania podobnej do placebo skuteczności popularnych syropów na kaszel). Bo mogą pomóc a nie mają skutków ubocznych. Choć co ciekawe, placebo działa skuteczniej, jeśli poddawani "kuracji" doświadczają jakichś efektów ubocznych, pewnie zwłaszcza wtedy, gdy się ich spodziewają (choć to może być kwestia metodologii badań - jeśli wiesz, że bierzesz udział w badaniach podwójnej ślepej próby, pewnie możesz zrobić się podejrzliwy i na skutek braku skutków ubocznych - zwłaszcza, jeśli Cię o nich uprzedzili a nie wyczytałeś z ulotki - wnioskować, iż dostałeś placebo).

    Pojawiły się dylematy etyczne - np., że dzieci się kiedyś pewnie dowiedzą, czy nie podważy to ich zaufania do medycyny, lekarzy, do rodziców. No i jak tu fundować drogi cukier ze środków publicznych.

    Także.

    - - -

    Znam i mam podobnie. Musiałeś spotkać się z homeopatycznym ostrym dyżurem, ale co mi tam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pojawiły się dylematy etyczne
    Jak zwykle...

    Musiałeś spotkać się z homeopatycznym ostrym dyżurem
    No pewnie :)

    OdpowiedzUsuń

A co Ty o tym sądzisz?
Autor docenia komentarze podpisane. Jeśli nie posiadasz konta Google, najwygodniej będzie Ci użyć opcji Nazwa/adres URL, przy czym tego drugiego nie musisz wpisywać.