Wzmiankowana historia dotyczy populacji makaków zamieszkujących jedną z wysp wchodzących w skład Japonii. Podglądający ich życie bliżej niesprecyzowani badacze obserwowali, jak małpy kolejno podpatrywały od siebie umiejętność mycia słodkich ziemniaków. Wszystko przebiegało rutynowo do momentu, kiedy liczba małp posiadających umiejętność mycia ziemniaków osiągnęła odpowiedni poziom (przysłowiowa "setna małpa"), skutkując cudownym rozprzestrzenieniem się na małpy z sąsiednich wysp, bez faktycznego kontaktu z nauczonymi małpami. Opowieść tę wykorzystał swego czasu Ken Keyes, autor książki The Hundredth Monkey, jako inspirującą przypowieść dla aktywistów antyatomowych, sugerując, że ich idee również potrzebują osiągnięcia masy krytycznej, by przyswojone zostały przez resztę ludzkości. Badacze próbujący dotrzeć do źródeł tej fantastycznej historii nie znaleźli w opublikowanych artykułach niczego, co świadczyłoby o nadprzyrodzonej drodze nabywania nowych umiejętności przez kolejne makaki. Prawdopodobna przyczyna ewentualnego skoku w odsetku małp potrafiących umyć słodkie ziemniaki mógłby zresztą być prozaiczny proces stopniowego wymierania starszego pokolenia, mniej skorego do przyswajania sobie kulinarnych innowacji.
Pojęcie masy krytycznej funkcjonuje zresztą w wielu dziedzinach i nierzadko daje o sobie znać, np. kiedy na półkę wkładamy o jedną książkę (tyle co nic!) za dużo, pozwalając grawitacji na ostateczne dopięcie swego. Nie inaczej jest w fizyce, gdzie kumulujące się niewielkie zaburzenia szczególnie istotne są dla dalszych losów układów nieliniowych. Takim układem jest też ziemski klimat, skutkiem czego nasz, relatywnie niewielki, wkład dwutlenku węgla może okazać się dla niego całkowicie destabilizujący, jako kropla, która przelała czarę goryczy.
Jak to naprawdę jest z ludzkimi zachowaniami? Przy całym żywionym przez nas przeświadczeniu o autonomiczności naszego procesu decyzyjnego, nasze wybory cechują się wysokim stopniem podatności na warunki panujące w otoczeniu, przede wszystkim jednak, na wpływ sieci społecznych, w które jesteśmy uwikłani. Jako zwierzęta wybitnie społeczne, lubimy robić to, co inni, podobni nam ludzie. To jaki wpływ na przyjmowanie przez nas nowych zachowań, zwyczajów, upodobań czy postaw mają inni ludzie, od dawien dawna stanowi przedmiot badań nie tylko socjologów. Wydaje się to szczególnie ciekawe w obecnych czasach, gdy niemal wszyscy jesteśmy w wielkiej sieci sieci w sieci. Istotnym obszarem badań jest w tej dziedzinie tzw. dyfuzja innowacji, proces stopniowego przyswajania przez społeczeństwo np. nowych rozwiązań technologicznych czy produktów, czyli coś, co szczególnie interesuje marketingowców. Wygląda na to, że jest to proces raczej długotrwały, choć z biegiem czasu nabierający tempa, m.in. dzięki zaangażowaniu tzw. pierwszych użytkowników, będących swego rodzaju liderami opinii. Co jednak z czymś tak wyrafinowanym, jak *nasze poglądy? Czego trzeba, by raczkujące idee zyskały rzesze swoich zwolenników i stały się obowiązującymi?
Ciekawych wskazówek dostarczają w tej kwestii badania Serge'a Moscoviciego. Wychodząc od klasycznych dla psychologii wpływu społecznego badań Solomona Ascha nad konformizmem, w których badani błędnie stwierdzali, że prezentowany odcinek jest dłuższy od wzorcowego, kiedy podobne zdanie wyraziła (podstawiona oczywiście) większość współuczestników badania, Moscovici postanowił sprawdzić jaki wpływ na nasz odbiór świata może mieć zdanie mniejszości. Uczestniczące w jego eksperymencie cztery studentki (w towarzystwie dwóch udających studentki eksperymentatorek) obserwowały slajdy w różnych odcieniach koloru niebieskiego. Ich zdaniem było udzielenie odpowiedzi na pytanie o kolor obejrzanych właśnie poszczególnych przeźroczy. W pierwszym warunku eksperymentalnym, dwie podstawione studentki uparcie twierdziły, iż wszystkie slajdy były zielone, skłaniając do podobnej odpowiedzi 8,4% uczestniczek. W drugim, kiedy ich odpowiedzi były niespójne (wśród slajdów były zielone i niebieskie), pociągnęły za sobą ledwie 1,4% studentek. Grupa kontrolna bez udziału badaczek błędnie odpowiedziała tylko w 0,25% przypadków (wszystkie uczestniczki miały zbadany wzrok). Najciekawsze wnioski płyną jednak z obserwacji zachowania pozorantek. Moscovici określił na tej podstawie warunki sukcesu, jakie spełniać musi taka zdeterminowana mniejszość, by powiększyć swoje szeregi (i być może w konsekwencji utracić swój mniejszościowy status).
Wygląda na to, że szczególne znaczenie ma zwartość mniejszości. Chodzi tu zarówno o niezmienność jej poglądów w czasie, jak i brak podziałów pomiędzy poszczególnymi członkami mniejszości. Daje ona wyraz ufności, jaką zwolennicy danego oglądu na sprawę pokładają w jego słuszność. Zmusza ona jednocześnie ludzi podzielających inne poglądy do przyjrzenia się bliżej tak wyraźnemu i hołubionemu stanowisku. W sytuacji, gdy członkowie drugiej grupy wahają się co do własnej opinii, spójność i trwałość danego poglądu może wydać im się szczególnie pociągająca. Tworzy ona także wyrwę w poukładanym obrazie świata, sprawiając, iż to co do tej pory było normalne i oczywiste, może zostać zakwestionowane. Moscovici zasugerował także, że skuteczne dawanie odporu społecznej presji dodaje wiarygodności wyznawcom mniejszościowego poglądu, podobnie jak sprawianie wrażenia osób rzetelnych i niezaślepionych. Istotne wydały się również rozmiar poczynionej inwestycji (dowód zaangażowania) i autonomia działania (zwłaszcza, jeśli poczytywane jest ono jako bezinteresowne, wynikające z troski o dobro sprawy).
Jeszcze bardziej interesujące spostrzeżenia płyną z niedawnej publikacji badaczy z Rensselaer Polytechnic Institute. Z przeprowadzonych przez nich symulacji wynika, że krytycznym momentem życia oddanej sprawie mniejszości jest chwila, kiedy jej liczebność osiąga poziom 10% populacji. W sytuacji, gdy populację tworzą ludzie z otwartym umysłem, rozpowszechnienie się nowego poglądu staje się wtedy właściwie nieuniknione i nie trwa długo. Przynajmniej w wykorzystanym przez badaczy komputerowym modelu sieci społecznych. Wchodzące w skład tych sieci jednostki miały swój pierwotny pogląd na życie (nazwijmy go B), "słuchały" jednak opinii innych ludzi i niekiedy dawały się przekonać, uznając np. oba poglądy (A, B). Tworząc zestaw reguł takich interakcji odzwierciedlających poznawanie nowych poglądów i skutkujące odrzuceniem innych utwierdzanie się przy starych (osoba z A przychodzi do osoby z B, słuchacz zostaje z opiniami A i B; osoba z AB przychodząc do osoby z A zostaje tylko z A, itd.), badacze stworzyli mały świat społeczny, do którego wpuścili później "prawdziwych wyznawców" A, nie dających się przekonać do niczego innego. Ponieważ większość ludzi tak naprawdę nie lubi podzielać niszowych poglądów i szuka społecznego potwierdzenia dla swoich przekonań, nosiciele danego poglądu utwierdzali się w nim po kontakcie z nosicielami tego samego poglądu. W ten sposób, mniejszościowa opinia A z biegiem czasu stałą się opinią powszechnie panującą w symulowanym świecie.
Oczywiście sprawy miałyby się znacznie gorzej, gdyby opinia A głosiła na przykład konieczność rozprawienia się z zamieszkującymi wśród nas wyznawcami innej religii, winnymi trudnej sytuacji ekonomicznej naszego kraju.
grafika:
Źródło:
Moscovici S, Lage E, & Naffrechoux M (1969). Influence of a consistent minority on the responses of a majority in a color perception task. Sociometry, 32 (4), 365-80 PMID: 5373094
J. Xie, S. Sreenivasan, G. Korniss, W. Zhang, C. Lim, & B. K. Szymanski (2011). Social consensus through the influence of committed minorities arXiv arXiv: 1102.3931v2
Zastanowiły mnie ostatnio ruchy obywatelskie, które przez setki podpisów mogą złożyć w Sejmie ustawy, których jakoś tak politycy nie wymyślili.
OdpowiedzUsuńZupełnie jakby obudziła się w ludziach świadomość, że Demokracja to władza ludu.
Gdy chodzi o poprawki do ustawy, na mocy których dzieci nie muszą iść wcześniej do szkoły, czy o zaostrzenie kar za znęcanie się nad zwierzętami, ma to jednoznacznie pozytywne skutki, ale przecież taka właśnie inicjatywa wprowadziła jako święto wolne od pracy Święto Trzech Króli. Zastanawia mnie ile podpisów dałoby się zebrać pod inicjatywą ustanowienia jako święta wolnego dnia śmierci Papieża i dnia katastrofy w Smoleńsku? Albo pod ustawą utrudniającą znajdowanie pracy romom i rumunom.
O ile się nie mylę, wolne 6 stycznia przez długi czas było jedynym sukcesem obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, mimo wielu podejmowanych prób. Najbliższa mi inicjatywa związana z parkami narodowymi wciąż grzęźnie w Sejmie i pewnie nie doczeka się rozpatrzenia przed wyborami. Ponieważ uczestniczyłem w zbieraniu podpisów, wiem, że zebranie 100 000 w dość krótkim czasie nie jest takie znowu proste. Tym niemniej wyobrażam sobie, że tak jak wszyscy lubią małe kotki,tak trudno oprzeć się kolejnemu dniu wolnemu.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, problem demokracji, którą należy czasem chronić przed nią samą to odwieczny orzech do zgryzienia. Na całe szczęście, zakaz dyskryminacji z jakichkolwiek względów wpisany jest w 32. artykuł konstytucji. Nie tak prosto byłoby ją zmienić.
Tekst - jak zdążyłam się już przyzwyczaić - bardzo ciekawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo miło czytać! Dziękuję i zapraszam ponownie! :)
OdpowiedzUsuń